PiS wygrał wybory parlamentarne, według sondażu Ipsos, może mieć 239 mandatów, co oznacza samodzielne rządy. Druga Koalicja Obywatelska zdobyła ich 130, trzecia Lewica – 43. PSL może mieć 34 posłów, Konfederacja – 13
Takie dane sondażu exit poll przeprowadzonego przez Ipsos podały tuż po godz. 21 telewizje TVP Info, TVN24 i Polsat News.
Pogodna niedziela sprzyjała frekwencji. Państwowa Komisja Wyborcza podała, że do godz. 17 w głosowaniu wzięło udział 45,94 proc. uprawnionych, o 7 pkt proc. więcej niż cztery lata temu. Wtedy w analogicznym czasie przy urnach stawiło się 38,97 proc. Polaków (ostatecznie było to 50,92 proc.). To pokazuje, że szykuje się rekordowo wysoka frekwencja. Sondaż exit poll mówi o 61,1-procentowej.

Radość i owacje w sztabie PiS

– Mamy zwycięstwo i bardzo się z tego cieszymy, to nie jest zwycięstwo ostateczne, ale mamy powody do radości – mówił lider PiS Jarosław Kaczyński zaraz po ogłoszeniu wyników, zastrzegając się, gdyby wyniki podane przez PKW odbiegały od wyliczeń podawanych podczas wieczoru wyborczego. Bo wynik podany wczoraj PiS zapowiada samodzielną większość. – Przed nami cztery lata ciężkiej pracy, bo Polska musi się zmieniać dalej i na lepsze. To, co było naszą siłą, czyli wiarygodność i dotrzymywanie słowa, musi trwać – podkreślał Kaczyński wśród tłumu zwolenników skandujących: „Jarosław, Jarosław”. Tłumy były tak wielkie, że do środka nie dostała się duża część gości i dziennikarzy.
Występujący po prezesie premier podkreślał, że to najwyższy wynik w historii, a przy wysokiej frekwencji oznacza, że na PiS mogło oddać głos nawet 8 mln wyborców. – Te 7,5 do 8 mln głosów rodaków są wielkim zobowiązaniem do spełniania ich nadziei na kolejne cztery lata, by to był kluczowy etap dla Polski jako państwa dobrobytu dla wszystkich – podkreślał Morawiecki, dziękując także szefowi sztabu Joachimowi Brudzińskiemu. Choć PiS nie krył triumfu, to jednak liderzy chłodzili trochę nastroje, przypominając, że na razie to jedynie exit poll, a wyniki poda PKW. Dopiero wtedy w partii zaczną się powyborcze układanki. – Musimy zobaczyć, ile mamy głosów my, a ile nasi koalicjanci, od tego będą zależały dalsze kroki – mówi polityk z Nowogrodzkiej. Chodzi zwłaszcza o to, ile wziął Zbigniew Ziobro i jego posłowie. Mateusz Morawiecki jest faworytem do funkcji premiera. Optymalna formuła nowego gabinetu to, jak wynika z rozmów z politykami PiS, mniej resortów przez łączenie obecnych resortów gospodarczych.

Wybory prezydenckie już wygramy

– To były trudne cztery lata, to nie była równa walka, nie mieliśmy poczucia, że startujemy w uczciwej walce, że przeciwnik stosuje uczciwe metody – mówił Grzegorz Schetyna do zgromadzonych w sztabie Koalicji Obywatelskiej.
Zapowiedział też pracę nad dalszym integrowaniem opozycji. Liderzy Koalicji zapewniali też, że w dalszym ciągu wierzą w zwycięstwo opozycji w wyborach do Senatu oraz w przyszłorocznych wyborach prezydenckich. – Nie będzie Budapesztu w Warszawie – powiedział szef PO. – Ale chcę też powiedzieć – mówił – że wszystko jest przed nami – wybory prezydenckie, i tam też będziemy gotowi, i te wybory wygramy, to jest nasza obietnica.
W kuluarach politycy Koalicji odpowiadali na pytania niechętnie, wskazując na niejednoznaczność i nieostateczny charakter ogłoszonych wyników. Przyznawali jednak, że przeprowadzenie powyborczego bilansu w partii będzie niezbędne. Chociaż poparcie na poziomie 27,4 proc. lokuje się bowiem w górnej granicy przedziału wynikającego z sondaży przedwyborczych, to Koalicji nie uda się najprawdopodobniej zrealizować deklarowanego celu, jakim miało być odebranie rządzącemu obozowi samodzielnej większości w parlamencie. Pokazuje on też, że w kampanijnej walce z PiS o zmobilizowanie swoich elektoratów można mówić co najwyżej o remisie. Jednocześnie – jak zaznaczali rozmówcy DGP – wynik jest na tyle dla PO korzystny, by nie zdyskwalifikować samego projektu Koalicji.

Lewica wraca do parlamentu

– Wracamy tam, gdzie zawsze było miejsce polskiej lewicy – do świątyni demokracji, do polskiego parlamentu – mówił zaraz po ogłoszeniu sondażowych wyników Robert Biedroń. Adrian Zadnberg dodawał, że lewica, wchodząc do parlamentu jako trzecia siła, może sprawiać kłopoty. – Jarosław Kaczyński ma problem, bo będzie w Sejmie opozycja odważna, której będzie się chciało walczyć – deklarował.
W sztabie zjednoczonej lewicy entuzjazmu jednak nie było. Wolontariusze rozdawali zebranym, oprócz chorągiewek z logo komitetu wyborczego, flagi unijne. W przeważnie młodym tłumie wyróżniali się weterani SLD, m.in. Jerzy Jaskiernia i Małgorzata Sekuła-Szmajdzińska. Można było usłyszeć głosy, że lewica jest największym przegranym wyborów i że, wbrew temu, czego się spodziewano, elektorat po debatach i wpadkach wizerunkowych ostatniego tygodnia nie przepłynął z Koalicji Obywatelskiej.
Działacze z Warszawy byli jeszcze bardziej rozczarowani, bo liczyli na cztery mandaty ze stolicy, co przy exit poll wydaje się niemożliwe. Można było odnieść wrażenie, że zebrani w wynajętym na tę okazje studiu telewizyjnym na Mokotowie bardziej są zainteresowani przemówieniem Jarosława Kaczyńskiego i Mateusza Morawieckiego niż tym, co mają do powiedzenia ich właśni liderzy.

U ludowców eksplozja radości

– Niektóre sondaże dawały nam poniżej 3 proc. Jeśli te wyniki [exit poll – red.] się powtórzą, będzie to wielki mandat zaufania do naszych rodaków – powiedział tuż po ogłoszeniu sondażowych wyników Władysław Kosiniak-Kamysz, lider PSL.
Jak zapowiedział, w kolejnej kadencji Sejmu chce budować „racjonalne centrum”. – Zapraszam do tworzenia jeszcze szerszego bloku. Takie racjonalne centrum ludzi przyzwoitych, umiarkowanych, ale oddanych ojczyźnie, potrzebnych jest bardzo wielu. Nie pozwolimy na rewolucję obyczajową, ale nie będziemy nikomu zaglądać za firanki. Nie będzie skrętu w lewo czy w prawo. Chcemy państwa demokratycznego i szanującego każdego obywatela – zadeklarował lider PSL.
Nastroje studził Paweł Kukiz, sojusznik PSL. – Nie jestem do końca zadowolony z wyników tych badań, bo wygląda na to, że jedna partia będzie miała samodzielną władzę. Tak więc długa droga przed nami, cztery lata systematycznej pracy – stwierdził.
To był prawdopodobnie najtrudniejszy rok w historii PSL. Ludowcy w tej kampanii zagrali va banque, decydując się na opuszczenie Koalicji Europejskiej zmontowanej na majowe eurowybory przez Grzegorza Schetynę. Idąc praktycznie w pojedynkę, PSL ryzykowało, że znajdzie się poza Sejmem. Ryzyko było tym większe, że przez wiele tygodni poparcie dla partii oscylowało wokół progu wyborczego.
Tegoroczne wybory to było także polityczne „być albo nie być” Władysława Kosiniaka-Kamysza. Sądząc po reakcji ludowców na wynik zbliżony do 10 proc., Kosiniak-Kamysz obroni swoją funkcję prezesa PSL.

Konfederacja z nadziejami, ale w niepewności

– Chciałem podziękować wszystkim tym, którzy nam pomogli w kampanii. Niezależnie od wyników nasza współpraca jest wielkim sukcesem. Ideowa prawica wreszcie wystartowała zjednoczona. Startowaliśmy na absolutnie nierównych zasadach – media głównego nurtu nas pomijały – mówił jeszcze przed ogłoszeniem exit polli Krzysztof Bosak, jeden z liderów Konfederacji. – Mamy najmłodszych kandydatów ze wszystkich list. To, co pokazaliśmy w tej kampanii wyborczej, to przygrywka do tego, co będziemy w stanie pokazać w następnych latach – zapowiadał.
Pozytywne emocje zostały jeszcze rozbudzone po exit pollach, w których Konfederacja otrzymała ponad 6 proc. poparcia. – Wstrzymajmy się jeszcze z radością – tonował emocje Janusz Korwin-Mikke, ale również cieszył się z tego, że udało się nawiązać współpracę tak różnym środowiskom. – Chciałem również podziękować telewizji PiS-owskiej. Dziękuję Jackowi Kurskiemu, bo to dzięki niemu mamy tak dobry wynik – mówił.
Jeśli sondażowe poparcie się potwierdzi, w najbliższej kadencji w Sejmie zasiądzie kilkunastu posłów Konfederacji. Największe szanse na pozyskanie mandatów mają m.in. Janusz Korwin-Mikke (Warszawa), Krzysztof Bosak (Kielce) czy Konrad Berkowicz (Kraków). – Jesteśmy związani świętym węzłem subwencji budżetowej – ironizował jeden z czołowych polityków Konfederacji w rozmowie z DGP. Nawet jeśli radykalnej prawicy nie uda się przekroczyć pięcioprocentowego progu, to w tym momencie nic nie zapowiada kolejnego rozłamu po tej stronie sceny politycznej. KORWiN Janusza Korwin-Mikkego, Grzegorz Braun oraz Narodowcy dalej będą współdziałać. W Sejmie bądź poza nim.