31 października co raz bliżej. Do tej pory nie wiadomo na jakich warunkach Zjednoczone Królestwo opuści Unię Europejską. Decyzja w tej sprawie ma zapaść na zbliżającym się szczycie Rady Europejskiej. Czy brytyjskiemu premierowi uda się wynegocjować umowę z Brukselą?

W mijającym tygodniu Boris Johnson spotkał się z szefem rządu Irlandii Leo Varadkarem. Rozmowa dotyczyła granicy Zjednoczonego Królestwa z Republiką Irlandii. Po spotkaniu obaj przywódcy zgodzili się, że widzą drogę do ewentualnego porozumienia w sprawie brexitu. O szczegółach jednak media nie zostały poinformowane.

W wywiadzie dla BBC Johnson skomentował spotkanie z Varadkarem: „Myślę, że każdy z nas widzi ścieżkę do możliwego porozumienia. Nie oznacza to jednak, że negocjacje już są sprawą zamkniętą. (…) Jeżeli naszym negocjatorom nie uda się dojść do kompromisu, musimy być gotowi na bezumowne wyjście”.

Kontynuacją porozumienia szefów obu rządów było spotkanie sekretarza ds. brexitu Stephena Barclaya z unijnym negocjatorem Michelem Barnierem w Brukseli.

Po spotkaniu Barnier powiedział, że „brexit jest podobny do wspinania się na szczyt, dlatego potrzebujemy trochę cierpliwości”. Dodał również, że w najbliższy weekend odbędą się kolejne intensywne rozmowy w sprawie umowy rozwodowej. Z kolei we wtorek 15 października w Luksemburgu spotkają się ministrowie ds. unijnych wszystkich państw członkowskich. Tematem rozmów będzie wyjście Wielkiej Brytanii z UE.

Dwie granice na cztery lata?

Na początku października podczas konwencji Partii Konserwatywnej Boris Johnson mówił, że należy szanować proces pokojowy oraz Porozumienie Wielkopiątkowe. Dodał, że jego rząd będzie chronić unię pomiędzy Wielką Brytanią a Irlandią Północną.

Tuż po konwencji brytyjski premier wysłał list do Jean-Claude’a Junckera, w którym zaproponował plan granicy z Irlandią, czyli zastępstwo dla backstopu. Rozwiązanie jest kontrowersyjne, bowiem wcześniej nie było mowy o granicach i kontrolach fizycznych.

Zgodnie z propozycją Johnsona zamiast jednej granicy miałyby powstać dwie: jedna na Morzu Irlandzkim, która by oddzielała Wielką Brytanią od Irlandii i Unii Europejskiej. Druga zaś miałaby oddzielić Irlandię Północną od Irlandii.

Johnson zaproponował, że po zakończeniu okresu przejściowego, czyli z końcem 2020 roku Wielka Brytania opuściłaby unię celną UE, a Irlandia Północna do roku 2025 pozostałaby w jednolitym rynku w zakresie obrotu produktami rolnymi i przemysłowymi. Oznacza to, że Belfast zostałby oderwany od Londynu, na Morzu Irlandzkim powstałaby granica, a handel miedzy Irlandią Północną a Anglią, Szkocją i Walią podlegałby kontroli.

W 2025 roku, tj. po czterech latach od wygaśnięcia okresu przejściowego Zgromadzenie Parlamentarne w Belfaście miałoby zadecydować o przyszłości Irlandii Północnej. Albo Belfast przedłuża na kolejne cztery lata swój status specjalny z Unią Europejską, albo opuszcza unię celną i akceptuje brytyjskie regulacje rozwodowe. W praktyce oznacza to powstanie granicy miedzy dwoma Irlandiami.

Ponownie mamy kwadraturę koła. Rząd w Londynie nie zgodził się z propozycją premiera, bowiem takie rozwiązanie uniemożliwiłoby Wielkiej Brytanii zawieranie umów handlowych. Bruksela też stwierdziła, że warunki są nie do zaakceptowania i trzeba szukać innego kompromisu.

Stephen Barclay, brytyjski sekretarz ds. brexitu po spotkaniu z unijnym negocjator Michelem Barnierem oświadczył, że nowy kompromis w sprawie backstopu nie może doprowadzić do utworzenia granicy w Irlandii. Wielu ekspertów taką wypowiedź uważa za przełom w negocjacjach między Londynem a Brukselą.

Orban pomoże?

Administracja Borisa Johnsona nie raz mówiła, że będzie szukać luki prawnej w ustawie Hilary'ego Benna, która blokuje bezumowne wyjście z Unii Europejskiej. Prawnicy mówią, że szanse na znalezienie luki jednak są marne.

Jeżeli na szczycie Rady Europejskiej, który odbędzie się 17 i 18 października między Londynem a Brukselą nie zapadną żadne konkretne decyzje w sprawie brexitu, Johnson będzie zobowiązany poprosić Unię o kolejne odroczenie. Taki rozwój wydarzeń jest nie do zaakceptowania przez Johnsona.

Brytyjskie media piszą, że aby nie stanąć przed sądem, Johnson poprosi unijnych przywódców o przełożenie daty wyjścia, jednak w zgodzie z Viktorem Orbanem, który miałby zawetować odroczenie. Oznaczałoby to, że formalnie brytyjski premier spełniłby wymagania, które postawiła przed nim Izba Gmin. Wina bezumownego wyjścia znalazłaby się po stronie UE. Szansa na ten scenariusz wydaje się być znikoma, bowiem ciężko jest uwierzyć, że węgierski premier zgodziłby się na taką umowę

Szczyt Rady i posiedzenie nadzwyczajne

17 i 18 października w Brukseli odbędzie się szczyt Rady Europejskiej. Głównym tematem spotkania będzie wyjście Zjednoczonego Królestwa z Unii Europejskiej.

Na szczycie Rady Boris Johnson miałby się pojawić z propozycją umowy rozwodowej. Szczegóły porozumienia będą ustalone na spotkaniu. Po tym jak brytyjski premier wróci do Londynu w Izbie Gmin ma się odbyć posiedzenie nadzwyczajne. Posłowie albo zaakceptują umowę wynegocjowaną przez Johnsona, albo będą się zastanawiać, co dalej robić z brexitem.

Jeżeli umowa nie zostanie przyjęta przez brytyjski parlament, zgodnie z ustawą, która zakazuje bezumownego wyjścia, premier jest zobowiązany poprosić Brukselę o opóźnienie brexitu. Aby doszło do kolejnego odroczenia, zgodę w tej sprawie muszą wyrazić wszystkie kraje UE.