Wysłuchania kandydatów na komisarzy w europarlamencie to dobrze zaplanowany spektakl.
Bez zielonego światła ze strony komisji prawnej PE kandydat nie może stanąć do wysłuchania. Z powodu nieścisłości w oświadczeniach majątkowych, których dopatrzyli się europosłowie, ten proces zablokowano w stosunku do Węgra László Trócsányiego i Rumunki Rovany Plumb. Kierująca nową Komisją Europejską Ursula von der Leyen nie zdecydowała jeszcze o dalszym losie obojga, ale nieoficjalnie mówi się o tym, że Bukareszt i Budapeszt wskażą nowych kandydatów. W innym przypadku szefowa KE ryzykowałaby odrzuceniem całego składu KE. Ona sama została w lipcu wybrana na przewodniczącą głosami zaledwie dziewięciu europosłów.
Doradca premiera Paweł Jabłoński uważa, że Janusz Wojciechowski ma duże szanse na uzyskanie aprobaty. Podkreśla jednak, że sprawa nie jest przesądzona. – Jesteśmy nastawieni pozytywnie, zwłaszcza po decyzji komisji prawnej, choć oczywiście nie wykluczamy innych scenariuszy. W tej sytuacji jest bardzo wiele różnych czynników. Proszę spojrzeć na Belga. On przeszedł komisję prawną bez jednego głosu sprzeciwu, chociaż za nim się ciągną sprawy, które mogą w każdej chwili wybuchnąć, zwłaszcza biorąc pod uwagę jego portfolio – mówi. Chodzi o Didiera Reyndersa, który w KE von der Leyen ma być komisarzem odpowiedzialnym za sprawiedliwość. Belgijska prokuratura prowadziła wstępne postępowanie w sprawie o korupcję i pranie pieniędzy, w które Reynders miał być zaangażowany. W piątek zostało ono umorzone ze względu na brak dowodów.
Wojciechowski wskazywany jest przez polityków PiS jako kandydat merytoryczny, z dobrym przygotowaniem do objęcia teki rolnej, bo sam zasiadał w komisji rolnictwa jako europoseł. Ma też doświadczenie w unijnych instytucjach, bo od prawie trzech lat jest audytorem w Europejskim Trybunale Obrachunkowym. Być albo nie być Wojciechowskiego w KE nie zależy jednak tylko od tego, jak dobrze wypadnie w czasie wysłuchania. Jak mówi jeden z naszych dyplomatów, cały proces to „rodzaj teatru, który ma charakter fasadowy”. – Komisje w parlamencie przesyłają pytania do kandydatów jeszcze przed wysłuchaniem. Pytania piszą urzędnicy PE, którzy obsługują daną komisję, i na nie odpowiedzi udzielają urzędnicy KE. Kandydat musi to tylko przeczytać i się zastanowić, czy się z tym zgadza, czy niekoniecznie. Wychodzi na to, że politykę UE na kolejne pięć lat w poszczególnych obszarach uzgadniają ze sobą urzędnicy jednej instytucji z urzędnikami drugiej instytucji, którzy pracują w Brukseli od lat – podkreśla.
Potwierdza to również źródło w PE. – Wojciechowski, jak każdy z kandydatów, jest już po pisemnej wymianie pytań z europosłami. Podczas wysłuchania odpowie na pytania ustne, ale on już mniej więcej wie, o co będą go pytać – słyszymy. Pytań będzie 25, kandydat będzie miał trzy minuty na odpowiedź. Chociaż wysłuchania są zaaranżowane, kandydaci nie zawsze wypadają dobrze. Dlaczego? Europosłowie mogą drążyć pewne kwestie, chcąc pokazać niekompetencje kandydata. To element zakulisowych tarć pomiędzy grupami politycznymi. Pięć lat temu francuski socjalista Pierre Moscovici miał problemy z otrzymaniem teki finansowej, bo Europejska Partia Ludowa wypominała kłopoty Paryża z przestrzeganiem reguł finansowych. Z kolei Hiszpan od chadeków Miguel Cañete był posądzany przez socjalistów o kontakty z przemysłem naftowym, a miał być komisarzem od klimatu. Ostatecznie po burzliwych wysłuchaniach dwie największe rodziny polityczne doszły do porozumienia i obaj kandydaci dostali nominacje.
Losy Wojciechowskiego najprawdopodobniej dzisiaj się jeszcze nie rozstrzygną. – Bezpośrednio po wysłuchaniu nie będzie oficjalnego komunikatu, natomiast koordynatorzy grup politycznych w poszczególnych komisjach przygotują raport, który trafi najpierw do Konferencji Przewodniczących Komisji, a później Konferencji Przewodniczących grup politycznych. Ona wyda ostateczną decyzję i opublikuje raport z przesłuchań. Tak więc ostateczna decyzja będzie znana po zakończeniu wszystkich wysłuchań i zatwierdzeniu sprawozdań – mówi attaché prasowy PE Piotr Wolski.