Chociaż orzeczenie Sądu Najwyższego to wizerunkowa porażka rządu, nie zmienia ona wiele ani w strategii premiera Borisa Johnsona, ani opozycji.
Cel rządu pozostaje ten sam: opuszczenie Unii Europejskiej 31 października z porozumieniem wyjściowym – czyli na miękko. Lub wyjście z UE bez umowy – czyli na twardo. Nie zmienia się również cel opozycji: nie dopuścić do tego drugiego scenariusza. Obie strony chcą także wcześniejszych wyborów: rząd, bo nie dysponuje w tej chwili większością, i opozycja, a w szczególności Partia Pracy – bo widzi w obecnej sytuacji szansę na przejęcie władzy.
„Sąd Najwyższy oddał w stronę rządu ostrzegawczy strzał przed dalszymi próbami ograniczania możliwości pracy parlamentowi. Z tym wiąże się oczywiście pewien polityczny ból. Jednak nic decyzja sądu nie zmieniła, jeśli idzie o brexit” – oceniła w komentarzu Jill Rutter z londyńskiego think tanku Instytut na rzecz Rządu.
W obecnej sytuacji z punktu widzenia władz najprościej byłoby jak najprędzej rozpisać wybory. Tak przynajmniej sugerował wczoraj w Izbie Gmin prokurator generalny Geoffrey Cox, który znalazł się pod potężnym ostrzałem posłów. Stało się tak dlatego, że jako najstarszy radca prawny brytyjskiego rządu przyłożył rękę do zawieszenia parlamentu, które okazało się bezprawne (nie przestrzegając wcześniej rządu, że takie posunięcie nie będzie legalne).
– Ten parlament jest martwy. Nie powinien się więcej zbierać. Nie ma moralnego prawa zasiadać w tych zielonych ławach (…) mógł w każdej chwili głosować nad wotum nieufności, ale jest zbyt tchórzliwy. Mógł poprzeć wniosek o samorozwiązanie Izby, ale jest zbyt tchórzliwy – grzmiał Cox podczas swojego przemówienia.
Nie zmieniły się również powody, dla których opozycja nie chce głosowania nad wotum nieufności: nie zgadzają się bowiem co do osoby, która miałaby wówczas zastąpić Borisa Johnsona na stanowisku premiera. Lider Partii Pracy Jeremy Corbyn uważa, że to jemu – z racji przewodniczenia największemu ugrupowaniu opozycyjnemu – należy się mieszkanie przy Downing Street 10. O tym jednak nie chce słyszeć liderka Liberalnych Demokratów Jo Swinson.
Cała opozycja – w tym również Szkocka Partia Narodowa oraz walijska Plaid Cymru – dotychczas wstrzemięźliwie patrzyły także na samorozwiązanie się parlamentu. Obawa była taka, że premier wyznaczy datę plebiscytu na dzień po brexicie, a rozwiązana Izba Gmin nie mogłaby wówczas go przed tym powstrzymać.
Z drugiej strony trwanie w takim zawieszeniu jest korzystne dla opozycji, ponieważ mniejszościowy rząd jest łatwym celem. Można go atakować za słabość i brak sukcesów legislacyjnych – bo przecież bez większości nie może nic uchwalić. I za niemożność dotrzymania najważniejszej obietnicy, czyli wyjścia z Unii Europejskiej 31 października – bo przed zawieszeniem parlament zdążył przyjąć ustawę wymagającą od Johnsona przedłużenia członkostwa w UE, jeśli do połowy przyszłego miesiąca nie przedstawi posłom nowego porozumienia wyjściowego. Mogą więc pozwolić sobie, aby chwilę poczekać z wyborami.
Johnson i jego doradcy jeszcze się jednak nie poddali. Od momentu przyjęcia wiążącej im ręce ustawy zapowiadają, że będą szukać w niej luk.
Nieścisłości do wykorzystania szuka także opozycja, która dzięki temu, że zbiera się parlament, może znowelizować rzeczone prawo. Tak zresztą podpowiadają eksperci. „Posłowie powinni przyjrzeć się ustawie Benna i sprawdzić, czy jest tak «wodoszczelna», jak im się wydawało. (…) Jeśli uznają, że jest ryzyko, że nie, powinni skorzystać z oferty spikera Izby Gmin i złożyć wniosek o kolejną, kryzysową debatę, aby w ten sposób przejąć kontrolę nad porządkiem obrad i znowelizować ustawę” – napisała Rutter.
Jednym ze sposobów poradzenia sobie z tym problemem może być próba zmuszenia Johnsona, żeby zwrócił się do państw członkowskich UE o wydłużenie członkostwa wcześniej niż podczas szczytu Rady Europejskiej w połowie października. Taką możliwość zasygnalizowała wczoraj szefowa Liberalnych Demokratów.
– Mamy premiera, który depcze demokrację, złamał prawo i co rusz udowadnia, że nie można mu ufać. Dlatego będziemy pracować z innymi partiami, aby zagrożenie twardym brexitem zażegnać jeszcze wcześniej – mówiła wczoraj Swinson.
Wiele też wskazuje na to, że zapowiadane przez premiera Johnsona przyspieszenie w negocjacjach na razie nie zaowocowało konkretami. Wczoraj szef irlandzkiego rządu Leo Varadkar zżymał się, że jego koledzy z Londynu nie mają już zbyt wiele czasu, aby przedstawić konkretne propozycje, które ocenią rządy unijnej „27”.