Sędzia Arkadiusz Cichocki jest ofiarą rzekomej afery "farmy trolli" w Ministerstwie Sprawiedliwości, która była zmanipulowanym materiałem przygotowanym przez grupę osób – ocenił w piątek pełnomocnik sędziego Cichockiego, adwokat Piotr Urbanek.

Mec. Urbanek na zwołanej w piątek w Częstochowie konferencji prasowej odtworzył nagrane – jak przekazał, dzień wcześniej – kilkunastominutowe oświadczenie swojego przebywającego w szpitalu klienta. Ubrany w bluzę, brodaty sędzia Cichocki przed kamerą referuje swoje kontakty m.in. z blogerką Emilią S., a także sędzią Pawłem Strumińskim.

Sędzia Cichocki zaczyna wystąpienie od przeprosin kierowanych do rodziny i sędziego Tomasza Szmydta. Przyznaje, że w 2018 r. krótkotrwale związał się z Emilią S., nazywając tę znajomość "bardzo toksyczną". Wskazuje, że pomagał w czasie tej relacji Emilii S. finansowo "na życie, na różne prywatne sprawy, także na detoks", a kobieta po ujawnieniu ich relacji zaczęła go szantażować.

Sędzia Cichocki opowiada o związanej z tym zmianie numeru telefonu i powrocie do nękania przez kobietę już pod nowym numerem. Jak przypuszcza, numer ten przekazał Emilii S. jego długoletni kolega, od 2016 r. sędzia, Paweł Strumiński. Zaznacza, że udzielił, jako sędzia Sądu Okręgowego, publicznego poparcia temu kandydatowi, jednak jako sędzia Strumiński zaczął mieć problemy z pracą, niektóre dotyczące spraw dyscyplinarnych. Z ich rozmów miałoby wynikać, że Strumiński chciał wykorzystać pozycję Cichockiego do załatwienia tych spraw.

Sędzia Cichocki wskazuje w nagraniu, że w lutym br. dowiedział się, iż Emilia S. zaczęła szantażować kolegów swojego męża sędziego Tomasza Szmydta (poznał ich, gdy przed objęciem funkcji w Krajowej Radzie Sądownictwa pracował w Ministerstwie Sprawiedliwości) w celu wymuszenia, "by dać Pawłowi spokój".

Następnie Cichocki mówi, że w marcu br. Emilia S. upubliczniła jego intymne zdjęcie na Twitterze, wysyłała też ich prywatne treści różnym osobom, w tym sędziom. "Wiem, że dotyczyło to sporej grupy sędziów generalnie przeciwnych zmianom odbywającym się w wymiarze sprawiedliwości, przeważnie członkom stowarzyszenia +Iustitia+" - wskazuje.

Relacjonuje, że po tym, jak Emilia S. przesłała mu link do jego upublicznionego intymnego zdjęcia, złożył zawiadomienie do prokuratury i zrezygnował m.in. z funkcji prezesa Sądu Okręgowego w Gliwickach i "funkcji rzecznika dyscyplinarnego ministra sprawiedliwości". Jak mówi, zrozumiał wówczas, że kobieta zrealizuje groźbę jego "całkowitego zniszczenia" i będzie "mściła się" na jego rodzinie.

Sędzia wskazuje, że zaczął wówczas dokładnie analizować ich korespondencję, której część udało mu się odzyskać, i zauważył zależność, że Emilia pisała do niego w większości swoim specyficznym stylem, natomiast pogróżki dotyczące jego i innych osób: "pracowników ministerstwa, samego ministra, wiceministra Łukasza Piebiaka – były pisane zupełnie innym językiem: stylistycznym, pozbawionym błędów i wydawało się ze sporym rozeznaniem, z użyciem sformułowań świadczących o tym, że wie, o czym pisze, a Emilia prawnikiem nie jest".

"Doszedłem do wniosku, może podejrzenia, że za zgodą Emilii ktoś może próbować przez jej komunikator wywierać naciski na mnie, a może i na innych. Odniosłem wrażenie, że jednym z kierunków jej działań jest doprowadzenie do tego, aby sprawy Pawła Strumińskiego zostały załatwione pozytywnie dla niego" - mówi na nagraniu sędzia Cichocki.

"Wprost zostały w stosunku do mnie przez Emilię sformułowane żądania zaprzestania prowadzenia przeze mnie czynności dyscyplinarnych wobec sędziego podejrzewanego wówczas przeze mnie jako rzecznika o zbrodnię komunistyczną, co więcej, o zbrodnię przeciw ludzkości" - dodaje.

"Emilia żądała dostarczania jej screenów, które miały kompromitować sędziów, które miały być hakami na sędziów i jednej, i drugiej strony – bo tak się wyraziła. Żądała dostarczania kopii dokumentów świadczących o rzekomo bezprawnych działaniach ekipy Łukasza Piebiaka" - wskazuje Cichocki.

Opowiada, że po dwóch miesiącach "życia w strasznym stresie" uświadomił sobie, iż "jest po nim i po jego rodzinie", ale "pozostaje mu jeszcze (…), co jest winien osobom, które zawiódł, a które kiedyś mu zaufały - spróbować ustalić, kto faktycznie za tym stoi".

Sędzia Cichocki mówi, że zaczął wówczas odpowiadać Emilii, zdecydował się też odnowić kontakt z sędzią Strumińskim, który miał m.in. przyznać, że kontaktował się z Emilią. Na kilka dni przed publikacją Onetu Emilia miała przesłać mu zrzut smsa od Strumińskiego z informacją do przekazania mu, "że ma czas do godz. 20., żeby przejść na ich stronę". "Zrozumiałem, że chodzi o przejście na stronę Iustitii, bo Paweł jest jej członkiem" - wskazuje sędzia Cichocki.

Na nagraniu przypomina, że 21 sierpnia br. trafił do szpitala w stanie narażenia życia. Deklaruje, że następnego dnia uzmysłowił sobie, iż może mieć niewiele czasu na próbę ustalenia "ludzi, którzy (...) mogli sterować Emilią". Podjął kontakty z mediami, "ogólnie opowiadając o sytuacji, nie potwierdzając generalnie rewelacji Onetu". Napisał też do sędziego Strumińskiego, starając się formułować informację, "jak osoba, która szuka ludzi jej przychylnych, która czuje się pozostawiona sama sobie".

"Paweł nie odnosił się do moich wynurzeń, bardzo konkretnie zadał mi pytania o dowody w sprawie tzw. Kasty, w sprawie ludzi Piebiaka. Zaprosiłem go do szpitala (…), 23 sierpnia Paweł z sędzią Rafałem Barankiem (…) odwiedzili mnie na sali szpitalnej; byłem po szeregu różnych leków. (…) Nie do końca pamiętam przebieg tego spotkania, co mówiłem" - zastrzega Cichocki.

"Pamiętam natomiast, że Pawłowi bardzo zależało na tym, żeby dowiedzieć się o okolicznościach całej tej afery, ze szczególnym uwzględnieniem tego, co dotyczyło jego sprawy dyscyplinarnej. Po spotkaniu Paweł napisał do mnie, że przyjedzie do mnie adwokat z dziennikarzem; dla mnie stanowiło to jednoznaczny dowód na jego wcześniejsze zaangażowanie w akcję zniszczenia mnie" - podkreśla pod koniec nagrania sędzia Cichocki.

Jak powiedział na piątkowej konferencji jego pełnocmocnik, z oświadczenia Cichockiego wynika, że Emilia S. co najmniej od listopada ub. roku, a jeszcze przed tym, gdy media zaczęły od niej otrzymywać materiały, "zaczęła współdziałać z osobami trzecimi".

"To spowodowało całą lawinę zdarzeń, m.in. nękanie pana sędziego Arkadiusza Cichockiego, manipulowanie jego świadomością, a w końcu to spowodowało w sposób perfidny i zaplanowany kolejność publikacji na zmanipulowanych materiałach, które otworzyły aferę tzw. farmy trolli" - powiedział mec. Urbanek.

Jak zaznaczył, w ocenie jego i sędziego Cichockiego, "nie można inaczej przyjąć tego ciągu zdarzeń niż jak świadome doprowadzanie pana sędziego Arkadiusza Cichockiego do sytuacji, w której byłby bezbronny, pozbawiony człowieczeństwa i godności zawodu, który wykonuje". "Liczono, że w takim stanie pan sędzia Arkadiusz Cichocki dokładnie opowie z góry ustaloną wersję" - ocenił.

"Niewątpliwie związek z tym przygotowaniem miał sędzia Paweł Strumiński" - wskazał adwokat, pokazując zrzuty korespondencji Strumińskiego z Cichockim, gdy ten drugi przebywał w szpitalu. Jak zaznaczył, różnią się one znacznie od przytaczanych wcześniej przez media fragmentów, które "wycinane, zmieniały kontekst sytuacji".

"Najważniejsze tezy wynikające z tego oświadczenia są takie, że cała afera dotycząca rzekomej +farmy trolli+ była zręcznie zmanipulowanym materiałem przygotowanym przez okres kilku miesięcy przez osoby, grupę osób, które, jak domniemujemy, musiały być koordynowane" - zdiagnozował mec. Urbanek.

"Mamy zidentyfikowaną przynajmniej jedną osobę, która brała w tym czynny udział, to jest sędzia Paweł Strumiński, niestety członek stowarzyszenia Iustitia. Nie mam na tę chwilę żadnych informacji, które prowadziłyby dalej do tego stowarzyszenia; nie chcę wskazywać, że to stowarzyszenie za tym stoi" - zastrzegł.

W innym punkcie konferencji adwokat wyraził nadzieję, że w najbliższej przyszłości będzie można zidentyfikować osobę, która oprócz Emilii S. obsługiwała komunikatory służące kontaktom z sędzią Cichockim. Zaapelował też, by sędzia, który razem ze Strumińskim był u Cichockiego w szpitalu, "upublicznił się". "To bezcenny świadek, jak naprawdę przebiegała ta wizyta" - uznał.

Adwokat podał też m.in. nazwisko sędziego Waldemara Żurka. Pytany o jego związek ze sprawą odpowiedział, że w dniu, w którym sędzia Cichocki nawiązywał ze szpitala kontakty z mediami i w którym był u niego Strumiński z innym sędzią, wieczorem Żurek umieścił na krótko na swoim Twitterze "informację, że kolejny sędzia przechodzi na naszą stronę".

"Ma to bezpośredni związek przyczynowo-skutkowy z wydarzeniami w szpitalu, w którym leżał sędzia Cichocki, i z informacjami, które przekazywał. Ten wpis został przez pana sędziego Żurka w bardzo krótkim czasie skasowany. To bardzo interesująca okoliczność, bo przede wszystkim zadajemy sobie pytanie, skąd pan sędzia Waldemar Żurek uzyskał taką wiedzę, w jakim trybie" - powiedział adwokat.

Mec. Urbanek mówił też m.in. o różnicach w brzmieniu opublikowanego tekstu Onetu, w którym sędzia Cichocki "jakoby się przyznaje do udziału w grupie Kasta", a tekstu przysłanego wcześniej przez dziennikarkę portalu do autoryzacji. Zaznaczył, że jego klient nigdy do udziału w grupie się nie przyznał.

Pytany przez dziennikarzy, czy sędzia Cichocki jest jednym z uczestników afery tzw. farmy trolii, czy raczej ofiarą, mec. Urbanek zastrzegł, że to "rzekoma afera" i zaznaczył, że jego "mocodawca jest przede wszystkim ofiarą".

"Żaden ze szkalowanych sędziów nie był członkiem grupy Kasta. To jest wymysł mediów – bardzo wygodny na potrzeby polityczne w okresie przedwyborczym" - ocenił mec. Urbanek. Pytany, czy była taka grupa, odpowiedział, że nie wie. "Wiem, że żaden z tych sędziów, którzy są pomawiani o udział w tej grupie, nie był członkiem tej grupy" - zadeklarował.

Mówił też m.in., że "ulepiono kulę śniegową z farmy trolli". "Z tej kuli śniegowej niektóre media zaczęły wysnuwać oskarżenia w stosunku do ministra Zbigniewa Ziobry. (…) Pytanie, czy po tych ustaleniach, które mamy, i te, które wkrótce kolejne pokażemy, czy możemy formułować do pana sędziego profesora Krystiana Markiewicza, prezesa Iustitii, pytania, czy wiedział o działaniach pana Strumińskiego i czy je akceptował" - dodał.

"+Farmę trolli+ upubliczniono tylko po to, aby nielubianych sędziów, którzy są wiązani z wymiarem sprawiedliwości, powiązać z kontem, z którego pochodził hejt, i na tej podstawie osłabić pozycję ministra sprawiedliwości, a zarazem jednego z ważnych koalicjantów aktualnego rządu. Nie bez przyczyny to się dzieje w okresie przedwyborczym" - uznał adwokat, nawiązując do stosowanego w prawie karnym określenia "działania z niskich pobudek". "Bez względu o jakie ideały się walczy, nie wolno stosować tego typu metod" - ocenił.

Mec. Urbanek podał w piątek, że stan jego klienta się poprawia, natomiast "bezwzględne zalecenie lekarskie" zakazuje mu "niekontrolowanego kontaktu ze światem zewnętrznym" ze względu na zagrożenie pogorszenia tego stanu. Pełnomocnik podał, że Cichocki ma bardzo wysokie, farmakooporne skoki ciśnienia, grożące "masywnym wylewem". Wskazał, że miejsce pobytu jego klienta z tych względów jest "niedostępne dla opinii publicznej".

Tzw. aferę hejterską, mającą być akcją dyskredytowania sędziów, opisał w ostatnim czasie portal Onet. Według doniesień portalu były wiceminister sprawiedliwości Łukasz Piebiak utrzymywał w mediach społecznościowych kontakt z blogerką Emilią S., która miała prowadzić akcje dyskredytujące niektórych sędziów, m.in. szefa Iustitii prof. Krystiana Markiewicza. Miało się to odbywać za wiedzą wiceministra, który po tych doniesieniach podał się do dymisji. Kontakty z Emilią mieli też utrzymywać sędziowie Jakub Iwaniec i Arkadiusz Cichocki.