Norweskie służby bezpieczeństwa PST ostrzegły w piątek, że "w ciągu najbliższego roku" przedstawiciele skrajnej prawicy mogą przeprowadzić w kraju zamachy terrorystyczne. Jako potencjalne cele wskazano m.in. miejsca spotkań muzułmanów i imigrantów spoza Europy.

Agencja PST przekazała w oświadczeniu, że "obecnie uważa za prawdopodobne, iż norwescy prawicowi ekstremiści będą próbowali dokonywać aktów terrorystycznych w ciągu najbliższego roku".

Jako przyczynę podwyższonej oceny zagrożenia wskazano fakt, że w ostatnim czasie kilku przedstawicieli środowisk skrajnej prawicy wyraziło poparcie dla sprawców zamachów w Nowej Zelandii, Stanach Zjednoczonych oraz udaremnionego ataku na meczet pod Oslo.

Jako "symboliczne cele" ataków PTS wskazała "miejsca spotkań dla muzułmanów i imigrantów spoza krajów Zachodu", polityków i partii politycznych, Żydów i mniejszości seksualnych.

Agencja zaktualizowała ocenę bezpieczeństwa dzień po aresztowaniu dwudziestokilkuletniego obywatela Norwegii w związku z "powiązaniami terrorystycznymi". Nie jest jasne, czy te dwa wydarzenia są ze sobą powiązane.

10 sierpnia Norweg Philip Manshaus wtargnął do meczetu w Baerum pod Oslo i otworzył tam ogień, lekko raniąc jedną osobę. Zanim na miejsce zdarzenia przybyła policja, sprawca został obezwładniony przez osoby przebywające wtedy w świątyni. Manshaus został oskarżony o atak terrorystyczny, ale także o zabójstwo swojej 17-letniej siostry przyrodniej.

Z informacji zgromadzonych przez policję wynikało, że Manshaus deklarował poglądy antyimigranckie i skrajnie prawicowe, a do ataku na meczet zainspirowały go tegoroczne ataki w Nowej Zelandii i USA. W marcu napastnik wtargnął do dwóch meczetów w mieście Christchurch i zastrzelił tam łącznie 51 osób, z kolei w strzelaninie, do której doszło na początku sierpnia w El Paso w stanie Teksas, sprawca zabił 22 osoby.

Po udaremnionym zamachu PST informowała, że w zeszłym roku otrzymała "niejasne" zgłoszenie w sprawie Manshausa, ale nie była w stanie podjąć żadnych działań w jego sprawie, ponieważ nie wykryto konkretnych sygnałów świadczących o zagrożeniu z jego strony. Szef agencji Hans Sverre Sjoevold uznał wówczas, że nie ma powodu, by podwyższać ogólną ocenę zagrożenia dla Norwegii.