Kaczyński–Schetyna, Budka–Morawiecki czy Sienkiewicz–Ziobro – w wyborach do Sejmu czeka nas seria zaciętych pojedynków.
Koalicja Obywatelska (KO), wystawiając swoje jedynki przeciwko znanym nazwiskom Zjednoczonej Prawicy (komitet wyborczy PiS), kierowała się dwiema zasadami. – Decydowała rozpoznawalność nazwiska i przywiązanie do okręgu – podkreśla polityk PO. Oczywistym wyłomem od tej zasady jest kandydatura Grzegorza Schetyny przeciwko Jarosławowi Kaczyńskiemu w Warszawie. Politycy PO uznali, że lider ich ugrupowania musiał rzucić rękawicę prezesowi PiS na jego własnym terenie.
Nasi rozmówcy – zarówno z opozycji, jak i strony rządzącej – wskazali kilka innych, potencjalnie najbardziej interesujących pojedynków. Ich zdaniem do najostrzejszego starcia dojdzie w Kielcach, w których startować będzie były szef MSW Bartłomiej Sienkiewicz oraz minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro. Ciekawie może też wyglądać sytuacja w Gdyni. Z jednej strony KO wystawi tam związaną z lewicą Barbarę Nowacką, która zastąpiła na tym miejscu startującego stamtąd kilka lat temu byłego polityka PO Marka Biernackiego. Z drugiej strony PiS na jedynkę wystawił Marcina Horałę, posła debiutanta, który zdobył rozpoznawalność m.in. dzięki szefowaniu sejmowej komisji VAT-owskiej. Do gry mogą wejść jeszcze ludowcy, którzy najprawdopodobniej wystawią w Gdyni wspomnianego Marka Biernackiego. – Rodzi się szansa na odebranie elektoratu Platformie – komentuje jeden z polityków opozycji. Nasi rozmówcy zwracają jeszcze uwagę na pojedynek startującego z list KO Pawła Kowala z Małgorzatą Wassermann (PiS) w Krakowie, przypominając, że oboje wywodzą się z podobnego środowiska (Paweł Kowal do listopada 2010 r. związany był z PiS, potem założył ugrupowanie Polska Jest Najważniejsza).
Czego obawiają się politycy PiS? Jeden z nich mówi nam o dwóch kwestiach. Pierwsza dotyczy tego, co wyborców będzie bardziej motywowało – głosowanie „za” czy „przeciw” kandydaturze. – Wystawienie Schetyny w każdym innym mieście byłoby kiepską decyzją, ale stolica jest specyficzna, przywiązana do PO, co pokazały ostatnie wybory samorządowe. Wtedy ludzie głosowali bardziej przeciwko Jakiemu niż za Trzaskowskim. Teraz też będzie to dla nas trudny teren – tłumaczy. Druga kwestia związana jest z syndromem spadochroniarza. – Wybory europejskie wymusiły silne ruchy na listach i przesuwanie kandydatów na inne okręgi. Z tego, co się orientuję, kandydatura Jacka Sasina w Chełmie nie wzbudziła szczególnego entuzjazmu – twierdzi nasz rozmówca z partii rządzącej.
W części przypadków o konkretnych kandydaturach decydowało miejsce, w którym dana osoba wystartuje. O ile wschodnia Polska to domena PiS, a zachodnia opozycji (w tym PO), to najważniejsza bitwa będzie toczona o środek Polski. W przybliżeniu to pas po obu stronach autostrady A1 od Śląska, przez woj. łódzkie i kujawsko-pomorskie. Tak jak w roku 2015, jednym z najważniejszych terenów potyczki ma być Śląsk. – Kto tam wygrywa, wygrywa wybory – podkreśla jeden ze strategów PiS. Dlatego obecna minister rodziny, pracy i polityki społecznej Bożena Borys-Szopa musiała ustąpić miejsca w swoich rodzinnych Katowicach premierowi Mateuszowi Morawieckiemu. PO postawiła na Borysa Budkę, byłego ministra sprawiedliwości, głównego przeciwnika PiS w sprawie sądów. – Borys jest z tamtego regionu, jest wiceszefem partii, daje największe szanse sukcesu w rywalizacji z urzędującym premierem – mówi nam polityk PO. – Ten pojedynek będzie ważny. Wszystko wskazuje, że premier wygra, ale przewaga nie musi być duża – podkreśla Marcin Palade, ekspert, układający wyborcze prognozy. Jego zdaniem podział opozycji w tej kampanii i wejście do gry lewicy może skomplikować sytuację PO w największych miastach. – W wielkich aglomeracjach może się wydawać, że karty są rozdane, ale im lepszy wynik bloku lewicowego, tym słabszy PO. I wówczas PiS może wygrywać – podkreśla Palade.
Partia rządząca najwyraźniej liczy, że jest w stanie wyjść na prowadzenie tam, gdzie wcześniej panowała PO. W okręgu koszalińskim zapowiada się ciekawy pojedynek dwóch wyrazistych polityków PO i PiS młodszej generacji – Sławomira Nitrasa z Pawłem Szefernakerem. Cztery lata temu PO wygrała w Koszalinie z PiS dwoma punktami. Dziś sztab PiS liczy, że stawiając na czele listy wiceszefa MSWiA, zapewni sobie zwycięstwo. Z kolei PO wysyła do Siedlec, jednego z mateczników PiS, Kamilę Gasiuk-Pihowicz. W 2015 r. PiS w tym okręgu otrzymał ponad 50 proc. poparcia, a PO tylko 13. Politycy opozycji nie liczą, że wygrają, ale zależy im na mobilizacji elektoratu.
Przy formułowaniu składu Koalicji Obywatelskiej, a następnie list wyborczych, liderom Platformy przyświecał konkretny cel – udowodnić, że startują tu ludzie nie tylko związani z partią, ale określone środowisko. Stąd np. wystawienie na jedynki m.in. będącego od kilku lat poza aktywną polityką Pawła Kowala w Krakowie czy związanego z lewicą wieloletniego prezydenta Rzeszowa Tadeusza Ferenca. Jedna z tych kandydatur – dziennikarza sportowego Tomasza Zimocha w Łodzi – wywołała niemałe zamieszanie w strukturach tamtejszej Platformy. Decyzja ta nie przypadła do gustu prezydent Łodzi Hannie Zdanowskiej, która w proteście opuściła sztab wyborczy KO.
– Polska polityka od 1989 r. znaczona jest poszukiwaniem pozapolitycznej legitymizacji. Wiele partii, czując deficyt tej społecznej legitymizacji, próbuje się przedstawiać jako nie do końca partie polityczne. Stąd wysyp na listach aktorów, celebrytów, dziennikarzy czy sportowców. Najczęściej takie inicjatywy kończyły się porażką, a mimo to upor czywie jest to czynione nadal, a w Polsce rządzi partia, która miałaby problem z odwołaniem się do schematu bezpartyjności – ocenia prof. Rafał Chwedoruk, politolog z UW. Jego zdaniem strategia przy układaniu list przyjęta przez liderów KO to pewna próba powrotu do idei partii bliższej ludziom, a nie elitom. – Choć niekoniecznie to musi się okazać przepisem na wygraną z PiS – zaznacza profesor.