Kandydatka Niemiec przedstawiła w Strasburgu swoją wizję UE. Pierwsze, co rzuca się w oczy, to jej kolor.
Von der Leyen nie pozostawiła wątpliwości, że priorytetem Wspólnoty przez najbliższych kilka lat powinna być polityka klimatyczna. – Chcę, żeby w 2050 r. Europa stała się pierwszym neutralnym pod względem emisji kontynentem na świecie. Aby to osiągnąć, będziemy musieli podjąć ambitne kroki – powiedziała niemiecka polityk. Wśród nich: jeszcze bardziej podkręcone cele zmniejszenia emisji gazów cieplarnianych z obecnych 40 proc. do 50, a nawet 55 proc. w 2030 r.
To będzie wymagało wielu zmian legislacyjnych, a także – morza pieniędzy. Dlatego von der Leyen chciałaby w ciągu pierwszych dni urzędowania przedstawić mapę drogową tych działań nazwaną „Zielonym porozumieniem dla Europy” („Green Deal for Europe”). Finansowanie, na poziomie astronomicznej kwoty 1 bln euro, miałoby być publiczno-prywatne – przy czym część Europejskiego Banku Inwestycyjnego zostałaby oddelegowana wyłącznie do inwestycji klimatycznych.
Taki plan oznacza również duże koszty dla europejskich przedsiębiorstw. Aby zielenienie się Unii nie miało jednak negatywnego wpływu na działające tutaj firmy – a w szczególności, aby nie padły one ofiarą tańszych produktów z krajów, gdzie nie ma tak ambitnych regulacji klimatycznych – von der Leyen proponuje wprowadzenie granicznego podatku węglowego.
Danina doliczana do ceny towaru przy jego imporcie na teren Unii Europejskiej miałaby wyrównywać różnice w cenach z przeciętną ceną takiego samego produktu wytwarzanego na kontynencie. Podobne inicjatywy już pojawiały się na forum europejskim. Podatek proponował już m.in. francuski prezydent Emmanuel Macron. Dotychczas takie pomysły nie cieszyły się dużą popularnością (podobają się dużemu biznesowi, w tym hutnictwu – o czym osobiście przekonywał na łamach „Financial Times” Lakshmi Mittal).
Niemiecka minister dotknęła również kwestii praworządności. – Tu nie może być kompromisu i nigdy nie będzie – mówiła von der Leyen. Zapowiedziała stworzenie dodatkowego instrumentu do monitorowania stanu rządów prawa w Unii Europejskiej, tym razem obejmującego wszystkie państwa członkowskie. Zaznaczyła, że nie ma on zastąpić obecnych narzędzi – w tym stosowanej wobec Polski procedury praworządności – tylko je uzupełniać.
Gospodarczo von der Leyen obiecała zajęcie się wieloma projektami, które utknęły z powodu braku jednomyślności wśród członków UE. Na „liście życzeń” znalazło się dokończenie budowy unii rynków kapitałowych (projekt wspólnego, europejskiego ubezpieczenia depozytów bankowych – jeden z ostatnich jej elementów – dotychczas budził poważne opory w Niemczech) oraz stworzenie mechanizmu opodatkowania gigantów internetowych.
Była minister obrony Niemiec chciałaby również silniejszej ochrony dla bezrobotnych, m.in. poprzez wprowadzenie prawa gwarantującego takie świadczenie każdemu Europejczykowi (choć z uwzględnieniem lokalnej specyfiki) oraz stworzenie równoległego świadczenia na poziomie europejskim – być może skierowanego do mieszkańców regionów dotkniętych szczególnymi problemami gospodarczymi.
Kukułczym jajem, które zostanie von der Leyen w schedzie po Jeanie-Claudzie Junckerze, jest polityka migracyjna, a przede wszystkim reforma systemu z Dublina i stworzenie wspólnej polityki azylowej. Niemiecka polityk chce rozwiązania tych problemów raz na zawsze. Zapowiada wzmocnienie osobowe europejskiej straży granicznej, czyli agencji Frontex, na trzy lata przed obowiązującym obecnie terminem (10 tys. funkcjonariuszy już w 2024 r., a nie w 2027 r., jak dotychczas zakładano). Polityk nie wspomniała o mechanizmie relokacji i zapowiedziała poszukiwanie alternatywnych sposobów okazywania solidarności w kwestii migracji.
– Cztery lata temu przyjęłam pod swój dach 19-letniego uchodźcę z Syrii. Nie mówił po niemiecku i był wciąż dotknięty doświadczeniem wojny. Dzisiaj mówi biegle po niemiecku i po angielsku. Tacy jak on są inspiracją dla nas wszystkich – mówiła von der Leyen.
Praworządność ma być kontrolowana we wszystkich krajach UE