UE potrzeba więcej jedności i liderów, którzy potrafią zrozumieć sytuację i interesy państw członkowskich - do tych osób nie należy Frans Timmermans, który ostatnie trzy lata zaznaczył rosnącym i niesłabnącym sporem, m.in. z Polską - ocenił wiceszef MSZ ds. europejskich Konrad Szymański.

Przywódcy państw i rządów krajów UE mimo 19 godzin rozmów nie zdołali wypracować na szczycie w Brukseli porozumienia w sprawie podziału unijnych stanowisk. Problemem nie do przezwyciężenia na tym etapie okazała się kandydatura socjalisty Fransa Timmermansa na przewodniczącego Komisji Europejskiej. Głośno sprzeciwiła się jej m.in. Grupa Wyszehradzka. Przeciwko oddaniu szefostwa Komisji socjalistom byli dodatkowo liderzy krajów należących do Europejskiej Partii Ludowej - poza kanclerz Niemiec Angelą Merkel. Obrady rozpoczętego w niedzielę po południu szczytu UE mają być kontynuowane we wtorek.

Szymański podkreślił w poniedziałek w Polsat News, że "wybrzmiała wyraźna opozycja" przeciw kandydaturze Timmermansa na szefa KE. "Oponenci tej kandydatury zwracają uwagę przede wszystkim na to, że nowy szef Komisji Europejskiej powinien mieć większe zdolności, większe umiejętności budowania jedności Unii Europejskiej - powinien umieć budować porozumienie w UE, a nie spory" - mówił wiceszef MSZ.

Według niego, Timmermans "przy wielu talentach z całą pewnością ostatnie trzy lata zaznaczył rosnącym sporem, niesłabnącym sporem m.in. z Polską". "Stało się to mimo olbrzymich wysiłków premiera Mateusza Morawieckiego z maja tamtego roku, z listopada tamtego roku - wielkie inwestycje polityczne, można powiedzieć, w imię kompromisu, w imię porozumienia, które nie zyskały żadnego konkretnego, rzeczowego odzewu ze strony KE" - powiedział Szymański. "To obciąża tę kandydaturę nie tylko w oczach Polski, ale także licznej grupy państw, wystarczająco licznej, aby dzisiaj mówić o olbrzymim znaku zapytania przy nazwisku Fransa Timmermansa" - dodał.

Wiceszef MSZ został zapytany, czy Morawiecki dopuszcza możliwość wycofania się ze sprzeciwu wobec kandydatury Timmermansa, "aby uniknąć prestiżowej porażki, jeśli nie mamy większości blokującej". "Polska pozycja na szczycie - dzięki wysiłkom i nieprawdopodobnemu poświęceniu osobistemu premiera - jest bardzo silna. Gdyby tak nie było, szczyt zakończyłby się już dawno" - stwierdził Szymański.

Jak dodał, decyzja o wyborze Timmermansa na szefa KE została zablokowana głównie dzięki wysiłkom Polski, Grupy Wyszehradzkiej, wielu państw Europy Środkowej oraz Włoch. "To pokazuje, że polskie wątpliwości są podzielane przez wystarczająco dużą grupę państw, by dzisiaj mówić o olbrzymim znaku zapytania nad tą kandydaturą" - powiedział wiceminister spraw zagranicznych.

Szymański przekonywał również, że rozpoczęcie nowej kadencji instytucji unijnych jest "olbrzymią szansą na to, aby zbudować lepsze porozumienie wewnątrz UE, aby zbudować lepszą jedność Unii".

"Mamy pewną wizję przyszłości UE - uważamy, że Unii potrzeba więcej jedności, więcej liderów, którzy potrafią zrozumieć sytuację i interesy państw członkowskich. Do tych osób nie należy Timmermans. Dla dobra UE, Komisja Europejska powinna być rządzona przez osobę o większych zdolnościach politycznych, o większej wyobraźni politycznej, która da również Europie Środkowej gwarancję ochrony jej interesów i gwarancję porozumienia w UE" - podkreślił Szymański.

Wiceszef MSZ zaznaczył też, że premier jest w "permanentnym" kontakcie z wieloma stolicami, i jeszcze na poniedziałek wieczór zaplanowano kolejne spotkania.

"Jestem przekonany, że będziemy mieli bardzo dużą szansę - jeśli nie pewność - że z tego szczytu wszyscy wyjedziemy zadowoleni, przekonani, że robimy coś dobrego dla UE" - powiedział Szymański.

Źródła unijne nie wykluczają, że jeśli we wtorek na szczycie zabraknie kompromisu, możliwe jest głosowanie w sprawie najwyższych stanowisk. Jak dodały, może się też odbyć ich kilka w przypadku różnych wariantów propozycji.

Do wyłonienia kandydata na szefa Komisji Europejskiej nie potrzeba w Radzie Europejskiej jednomyślności, lecz większości kwalifikowanej. Oznacza to, że "za" musi być co najmniej 21 krajów. Do blokady potrzeba z kolei co najmniej ośmiu państw. Za musi być co najmniej 72 proc. krajów członkowskich, reprezentujących co najmniej 65 proc. ludności Unii. (PAP)

autor: Anna Tustanowska