Węgierski podatek telekomunikacyjny nie dyskryminuje zagranicznych koncernów – uznała w niedawnej opinii Juliane Kokott, rzeczniczka Trybunału Sprawiedliwości UE. To dobra nowina nie tylko dla władz w Budapeszcie, ale także tych w Warszawie.
Unijny trybunał zazwyczaj podziela wnioski swojego rzecznika, a więc zarówno koncern Vodafone, jak i Komisja Europejska muszą liczyć się z ostateczną porażką. TSUE uzna, że kryzysowy podatek telekomunikacyjny nie musiał być zawieszany na skutek sprzeciwu Brukseli.
To może być ważną wskazówką dla Polski. W połowie lipca br. mija termin na złożenie przez KE odwołania od korzystnego dla władz w Warszawie wyroku Sądu UE (sądu pierwszej instancji) w sprawie podatku handlowego. Z nieoficjalnych informacji wynika, że Bruksela liczy się z porażką i nie jest do końca przekonana, czy powinna się w ogóle decydować na taki krok. Tym bardziej gdy weźmiemy pod uwagę historię jej ostatnich podatkowych sporów z państwami członkowskimi.
W najnowszej sprawie z 13 czerwca br. (sygn. akt C-75/18) Juliane Kokott wypowiadała się w sprawie podatku kryzysowego, który obowiązywał nad Dunajem między 2010 r. a 2012 r. Jego elementem była danina obrotowa nałożona na działalność telekomunikacyjną. Stawki podatku były progresywne, tj. (kwota wolna do 500 mln forintów, 4,5 proc. przy obrocie mniejszym niż 5 mld forintów i 6,5 proc. dla pozostałych firm). Podatek zaskarżył koncern Vodafone po tym, gdy fiskus skontrolował jego rozliczenia i nakazał dopłacić równowartość 110 tys. zł (8,3 mln forintów).
Vodafone zwracał uwagę, że podatek został skonstruowany w ten sposób, że jego niższą stawkę płaciły w praktyce tylko firmy węgierskie, podczas gdy wyższa danina obciążała osiągające wyższe obroty koncerny zagraniczne. W trakcie postępowania przed unijnym trybunałem najpierw okazało się, że nie był to do końca trafny argument. Bo 6 z 16 koncernów, które płaciły daninę według najwyższej stawki, było kontrolowanych przez węgierski kapitał. Potem Juliane Kokott nie dopatrzyła się w pomyśle niczego złego. Wyjaśniła, że progresywny podatek obrotowy nie dyskryminuje podmiotów znajdujących się w podobnej sytuacji prawnej i faktycznej, skoro różni je ich zdolność finansowa i związana z tym możliwość minimalizacji podatku dochodowego przez agresywną optymalizację. Progresywna danina, która w większym stopniu obciąża koncerny niż mniejsze firmy, jest też zgodna z unijną ideą państwa socjalnego i nie można jej traktować jako niedozwolonej pomocy państwa – podsumowała rzeczniczka TSUE.
Przypomnijmy, że podobnych argumentów dostarczył 13 maja Sąd UE w wyroku dotyczącym polskiego podatku handlowego (sygn. akt T-624/17). KE w decyzji z 30 czerwca 2017 r. podkreślała, że progresywność stawek podatku nie jest niczym uzasadniona. – Polska dotychczas nie wykazała, dlaczego więksi sprzedawcy detaliczni powinni zostać objęci innym podatkiem niż mniejsze podmioty w świetle celów podatku od sprzedaży detalicznej – twierdziła Bruksela. Podobnie jak w sprawie węgierskiej podkreślała też, że progresywna danina jest w praktyce niczym innym jak dyskryminacją firm zagranicznych. To one bowiem osiągają wyższe obroty, a więc muszą też płacić daninę według wyższej stawki. Sędziowie uznali jednak inaczej. Ich zdaniem „można (…) rozsądnie domniemywać, że przedsiębiorstwo, które osiąga wysokie przychody, może dzięki różnym oszczędnościom skali mieć proporcjonalnie niższe koszty niż przedsiębiorstwo, które osiąga skromniejsze przychody”. Sama progresja stawek ma więc sens i nie musi być uznawana za niedozwoloną pomoc państwa dla najmniejszych firm. Jeśli taki wyrok się uprawomocni (KE ma czas do połowy lipca na złożenie ewentualnego odwołania do TSUE), to Polska przywróci zawieszony obecnie pobór podatku handlowego, a pieniądze z tego tytułu zostaną przeznaczone na wypłatę 500 plus dla niepełnosprawnych. Co więcej, rosną szanse na obronę przed KE podatku handlowego w innych krajach (podobny do Polskiego wprowadziła już Słowacja, a nad takim krokiem zastanawiała się też Litwa).
Zdaniem dr. Michała Bernata, radcy prawnego i doradcy podatkowego w Dentons, jest za wcześnie, aby ogłosić ostateczną porażkę KE i renesans podatków sektorowych. – Niewątpliwie jednak Bruksela, jeśli chce udowodnić, że wiążą się one z dyskryminacją zagranicznych koncernów, musi znacznie lepiej motywować decyzje wydawane w postępowaniach pomocowych przeciw poszczególnym krajom – komentuje ekspert. W jego przekonaniu widać to także na przykładzie sprawy polskiej, bo skupianie się na problematyczności progresji stawek podatku handlowego, przy braku jej odniesienia do całego wprowadzanego przez Polskę systemu podatkowego, było proszeniem się o kłopoty – przyznaje.
Na uprawomocnienie się decyzji w sprawie podatku handlowego czeka też prof. Robert Grzeszczak z UW. – Wygląda jednak na to, że obserwujemy wyłanianie się jasnego i nowego podejścia sądów do problematyki sektorowych podatków obrotowych – dodaje ekspert. Zwraca też uwagę na połączenie idei państwa socjalnego i wartości oraz celów UE, którymi jest m.in. wsparcie małych i średnich firm, na co wskazywała Juliane Kokott w opinii z 13 czerwca. – Wydaje się, że takie stanowisko powinno spotkać się z akceptacją KE, która podkreślała wiele razy znaczenie tego sektora gospodarki. Zapewne odejdzie ona w przyszłości od skarżenia podobnych regulacji państw członkowskich. Podnoszenie spraw socjalnych, ochrony przedsiębiorczości wpisuje się w ogólne i globalne tendencje w gospodarkach innych państw – podsumowuje Robert Grzeszczak.