Bo Egipt jest najlepszy. Nie wiem, dlaczego. To chyba zawsze we mnie siedziało. Zawsze chciałem być archeologiem, zawsze najbardziej archeologiem starożytnego Egiptu. Cały czas myślałem, że to mi przejdzie, więc zajmowałem się wszystkim innym, tylko nie Egiptem. Bo wiedziałem, że jak już się zajmę Egiptem, to już z tego nie wyjdę [Tekst napisany przez dzieci do specjalnego wydania DGP z okazji Dnia Dziecka]
9 maja br. odwiedziliśmy Galerię Faras w Muzeum Narodowym. Naszym celem było spotkanie ze znanym archeologiem i egiptologiem Wojciechem Ejsmondem. Mieliśmy przeprowadzić z nim nasz pierwszy wywiad na żywo. Towarzyszyły nam mocne emocje, mimo że bardzo sumiennie przygotowywaliśmy się do tego zadania. Myśl, że wiele osób trzyma za nas kciuki bardzo pomogła, ale najważniejsze było podejście pana Wojciecha do nas. Był bardzo otwarty i już na samym początku, zaraz po tym, jak się przywitaliśmy, wprowadził luźną atmosferę. Uzgodniliśmy, że najlepszym sposobem na poznanie pracy archeologa będzie zwiedzenie galerii i rozmowa. I tak też zrobiliśmy.

Katedra z Faras

Już na starcie nasz gospodarz zaczął opowiadać nam o zabytkach odnalezionych przez prof. Kazimierza Michałowskiego w Sudanie. To właśnie za jego sprawą znaleziska trafiły do Polski. Makietę jednego z nich, katedrę, można podziwiać już w pierwszym pomieszczeniu galerii.
– Tutaj mamy miniaturę tego, jak katedra w Faras wyglądała po badaniach archeologicznych – powiedział pan Wojciech. – Mamy duży fragment ołtarza, freski, które się znajdują na ścianach. Druga połowa katedry, a raczej fresków w niej znalezionych, została w Sudanie, w Chartumie. To co mamy tutaj w Muzeum Narodowym w Warszawie, jest unikatowe na skalę światową. Nie znam innego muzeum, poza Muzeum Narodowym w Charumie, które mogłoby się poszczycić tym, że ma połowę katedry.
W tym miejscu zadawaliśmy wiele pytań, gdyż budowla nie przypominała typowego budynku z okresu średniowiecza. Miała w sobie nie tylko wiele fresków, ale także łuki, które wywodzą się ze starożytności, jak i siedzenia dla duchownych, które wyglądały jak w antycznym teatrze.

W skali jeden do jednego

Kolejnym pomieszczeniem był długi korytarz. Z lewej strony na ścianach znajdowały się dobrze zachowane, oryginalne fryzy z czasów faraonów czy nawiązujące swym wyglądem do starożytnej Grecji lub Rzymu elementy kolumn. Po prawej stronie wisiały gdzieniegdzie freski.
– Jak myślicie, jak można było takie freski wyciąć ze ściany i zabrać? Ściany były nasączane przez konserwatorów gorącym pszczelim woskiem zmieszanym z kalafonią, który potem zastygał zachowując jednak elastyczność, tak że można było odklejać całe połacie ścian, by bezpiecznie je transportować.
Całość nas bardzo ciekawiła, ale to było wyjątkowy intrygujące. Niby zwykła rzecz, ale konserwatorzy wymyślili nawet system zdejmowania malowideł naściennych bez ich uszkadzania!

Greckie inskrypcje na tabliczkach

W trzecim pomieszczeniu, na ścianie, wisiały znalezione tablice, na których umieszczono starożytną grekę.
– Chrześcijaństwo dotarło na tereny dzisiejszego Sudanu z Egiptu, z Bizancjum za pośrednictwem Egiptu. Początkowo w Egipcie językiem urzędowym i liturgicznym była greka. (…) Wiele z takich stelli upamiętniało osoby, które przyczyniły się do rozbudowy katedry, np. ważnych biskupów, którzy mogli ufundować nowe freski albo ktoś ważny odwiedził katedrę i upamiętniano to taką inskrypcją – wyjaśniał specjalista.

Św. Anna

Kolejne pomieszczenie było pełne perełek malarstwa z Faras. Zwróciliśmy uwagę na gamę barw, która była bardzo ograniczona. Pan Wojciech wyjaśnił nam, że ówcześni mieszkańcy Sudanu stosowali głównie te same, jednolite kolory, jednak najbardziej podziwialiśmy symbol Muzeum Narodowego, słynny fresk przedstawiający św. Annę.
– Zwróćcie uwagę, jakie duże ma oczy – to jest symbolika tego, że człowiek przez widzenie, przez oczy, doświadcza oświecenia, sfery sakralnej. A co znaczy ten gest, że św. Anna trzyma palec na ustach?
Po krótkim zastanowieniu stwierdziliśmy, że może chodzi o zachowanie ciszy. I mieliśmy rację. – Dokładnie tak. Mogło o to w tym fresku chodzić.
Drugim ważnym dziełem w tej sali był ogromy ołtarz, ukazujący na środku króla prezentowanego przez Matkę Boską. Po bokach, ubrani w bardzo ozdobne szaty, stali apostołowie a z czasem domalowano następcę tronu i jednego z biskupów katedry w Faras. Właśnie dzięki ubraniom można stwierdzić, kim były i kiedy żyły dane osoby, gdyż moda często zmieniała się.

Mumia „Niewiasty”

Ostatni pokój zawierał tylko gabloty z naczyniami z różnych epok. Chwilę o nich porozmawialiśmy, dowiadując się, że tylko w późniejszych okresach je ozdabiano, a następnie nasza rozmowa skupiła się na nurtujących nas pytaniach. Pytaliśmy przede wszystkim o pracę badawczą i najważniejsze odkrycia, jakimi zajmował się pan Wojciech. Z wielką pasją opowiedział nam o najpiękniejszej mumii „niewiasty”, jaka znajduje się w zbiorach polskich i pracach nad potwierdzeniem jej płci i tożsamości, o tym jak z biegiem czasu zmieniały się techniki mumifikacji zmarłych, o niezwykłych i ekscytujących odkryciach w Gebelein. Okazało się, że współcześnie praca archeologa nadal zawiera pewne „trącące myszką” elementy wręcz detektywistyczne, ale jak w wiele innych i w tę dziedzinę wkroczyły nowoczesne technologie.
– Archeolog nie idzie w teren w ciemno. Można np. zamówić specjalistyczne zdjęcia satelitarne, np. wykonane w podczerwieni albo z uwzględnieniem pewnych pasm światła, które nie są widoczne ludzkim okiem, i na tej podstawie można oceniać, czy pod powierzchnią pól uprawnych albo piasku coś się znajduje, czy rysują się jakieś regularne kształty.

Przyszłość archeologii

Na zakończenie spytaliśmy, czy wszystko to, co zostało do tej pory odkryte, to już koniec? Czy nadal, gdzieś tam, w dalekim świecie są jeszcze jakieś niesamowite skarby i niespodzianki czekające na takiego pasjonata i pozytywnie zakręconego archeologa Wojtka Ejsmonda?
– Dziś odkryto już tak wiele, stąd pytanie, czy warto zostać archeologiem?
– Na pewno! Wciąż jest dużo do odkrycia. Pokolenia archeologów nadal szukają np. grobowca Aleksandra Wielkiego. W ostatnich latach było też w mediach głośno, bo spodziewano się, że naukowcy są blisko odkrycia grobowca królowej Nefretiti, która słynęła nie tylko z urody, ale i ze wspaniałej sztuki jej czasów. No i nie udało się – co jest optymistyczne dla przyszłych pokoleń badaczy, bo może ktoś w końcu go znajdzie.
Bardzo dziękujemy za to niesamowite spotkanie. Dla nas była to prawdziwa przygoda i podróż w czasie, która upewniła nas, że nie ma nic ważniejszego niż ciekawość świata i dążenie do realizacji własnych marzeń. Zachęcamy do odwiedzenia Galerii Faras w Muzeum Narodowym w Warszawie.
Zuzanna Dziedzic, lat 14, Szymon Dziedzic, lat 12
Zachowana została pisownia oryginalna.
Za pomoc w realizacji materiału dziękujemy Muzeum Narodowemu w Warszawie