Marcin i Katarzyna P. są winni oszukania kilkunastu tysięcy osób. Na ile czasu trafią za kratki – dowiemy się prawdopodobnie za kilka miesięcy. Wyrok liczy 9 tys. stron, a sędzia musi go odczytać w całości.
Wczoraj chwilę po godz. 10 w gdańskim sądzie okręgowym rozpoczęło się odczytywanie wyroku w sprawie karnej Marcina i Katarzyny P., twórców piramidy finansowej Amber Gold. To, co już wiemy – są winni oszustwa, wprowadzenia klientów w błąd oraz prowadzenia działalności parabankowej bez zezwolenia. To, czego nie wiemy – jaki wyrok usłyszą (prokuratura żądała po 25 lat pozbawienia wolności). Procedura karna zmusza bowiem sędziego do odczytania całości dokumentu (9 tys. stron) co zajmie jeszcze ok. 3–4 miesięcy. I to przy założeniu, że sąd kilka razy w tygodniu będzie odczytywał kolejne fragmenty.
Wbrew pojawiającym się wczoraj w mediach komentarzom – to nie wybór sędziego.
– To nie jego wina, prokuratorów czy kogokolwiek innego. Po prostu przepisy są zupełnie niedzisiejsze. Sytuacja z ogłaszaniem wyroku w sprawie twórców Amber Gold najlepiej pokazuje zasadność projektowanych przez nas zmian w kodeksie postępowania karnego – mówi Marcin Warchoł, wiceminister sprawiedliwości. Po wejściu w życie reformy sąd, mając do odczytania obszerny wyrok, będzie mógł poprzestać na zwięzłym przedstawieniu rozstrzygnięcia i zastosowanych przepisach. Całość zainteresowani będą mogli przeczytać w sekretariacie sądu.
O aferze Amber Gold Polacy usłyszeli w 2012 r. Okazało się, że pokrzywdzonych jest blisko 19 tys. osób, które straciły ponad 850 mln zł. Ludzie uwierzyli spółce oferującej od 2009 r. inwestycje w złoto, która mamiła inwestorów 16,5-proc. stopą zwrotu.
Marcin i Katarzyna P. w toku postępowania nie przyznali się do winy, a ich obrońcy wnosili o uniewinnienie.
– Wydaje się, że kara wnioskowana przez prokuraturę jest surowa, wysoka i dolegliwa. Rzeczywiście tak jest. Ale biorąc pod uwagę wszystkie okoliczności sprawy, sumę wyłudzonych pieniędzy i liczbę pokrzywdzonych i oszukanych osób, jedynie taka kara jest w stanie spełnić swoją rolę zarówno w zakresie indywidualnego oddziaływania, jak i zakresie prewencji, a także zadośćuczyni społecznemu poczuciu sprawiedliwości – tłumaczyła w mowie końcowej prokurator Izabela Janeczek.
Obrońca Marcina P. przekonywał, że spółka stworzona przez jego klienta byłaby w stanie wywiązać się z umów, gdyby aparat państwowy nie uniemożliwił mu działalności. Wskutek działań prokuratury, Komisji Nadzoru Finansowego i służb specjalnych Amber Gold straciła dostęp do rachunków bankowych, a negatywny wizerunek zaczął jej ciążyć. Prawnik akcentował też fakt, że ludzie czujący się oszukani powinni wiedzieć, co podpisują. Sam Marcin P. mówił, że nie jest nic ludziom winien.
Obrońca Katarzyny P. podkreślał z kolei, że nie sposób jej zarzucać współorganizacji przekrętu. Kobieta miała w firmie odpowiadać jedynie za kwestie administracyjno-techniczne, takie jak ubiór załogi lub zatrudnienie osób sprzątających. Linia obrony opierała się więc na tym, że Katarzyna P. nie wiedziała, jakiego rodzaju działalność prowadziło Amber Gold.
Wiadomo już, że argumentacja ta nie przekonała sądu.
Proces twórców Amber Gold rozpoczął się w marcu 2016 r. Przeprowadzono ponad 180 rozpraw, przesłuchano ponad 700 osób, niektóre w Wielkiej Brytanii, Szwajcarii, USA. Łącznie w sprawie było ok. 16 tys. świadków.
Wyrok Sądu Okręgowego w Gdańsku będzie nieprawomocny. Zapewne odwołać od niego zechcą się skazani. Czy prokuratura – zależy od wymiaru kary.
Po wczorajszej rozprawie Jarosław Kaczyński, prezes Prawa i Sprawiedliwości, stwierdził, że afera Amber Gold znacznie wykracza poza działalność Marcina i Katarzyny P. Polityk uważa, że byli oni jedynie „słupami” – firmowali swoimi nazwiskami działalność innych osób. Kaczyński wspomniał, że zamieszany w sprawę jest „układ gdański”, który musi zostać rozbity. Na razie – zdaniem prezesa PiS – układ ten jest pod ochroną, ale powinno się to zmienić po wyborach parlamentarnych.
Nad sprawą Amber Gold równolegle pracowała sejmowa komisja śledcza. Jest ona na etapie przyjmowania raportu końcowego, który zostanie przedłożony Sejmowi. Z dokumentu wynika dokładnie to samo, co wskazywano jako cel powołania speckomisji – czyli że za Amber Gold stały osoby umocowane znacznie poważniej niż Marcin i Katarzyna P. Kto? To pytanie mimo niemal trzyletnich prac parlamentarzystów nadal pozostaje bez odpowiedzi.