W razie realnego zagrożenia wiedza o przebiegu akcji byłaby dla zamachowców bezcenna. A strażaków było słychać jak radio.
Na początku maja, podczas matur, setki szkół zalała fala alarmów bombowych. Jak informowała Centralna Komisja Egzaminacyjna, w ciągu dwóch dni do blisko 800 placówek trafiły e-maile z informacjami o ładunkach wybuchowych. Wszystkie okazały się fałszywe, ale służby potraktowały sprawę poważnie. Jak informował inspektor Mariusz Ciarka, rzecznik komendanta Głównego Policji (KGP), około 11 tys. funkcjonariuszy patrolowało okolice liceów ze wsparciem Żandarmerii Wojskowej i Straży Granicznej. Wszystkie zgłoszenia trzeba było zweryfikować.
Była to również uczta dla radioamatorów, którzy mogli sprawdzić, jak wygląda praca służb od środka. Dzięki prostemu skanerowi nasłuchowemu wiedzieli, co i gdzie robi policja oraz straż pożarna.
DGP

Operacja Matura

Dysponujemy nagraniami meldunków straży pożarnej, która została wezwana do zabezpieczenia szkoły w jednej z podwarszawskich miejscowości. – Było ich słychać z odległości kilkunastu kilometrów. Znów używano nieszyfrowanej i niezabezpieczonej radiokomunikacji – napisał do nas czytelnik.
W poniedziałek opisaliśmy, jak wyglądało zabezpieczenie przez policję uroczystości Święta Narodowego Trzeciego Maja w Warszawie. Brały w nich udział najważniejsze osoby w państwie z prezydentem Andrzejem Dudą i premierem Mateuszem Morawieckim na czele. Pracy funkcjonariuszy mógł posłuchać każdy radioamator z zakupionym za kilkaset złotych skanerem. Połączenia również nie były zabezpieczone przed nasłuchem osób trzecich. Mimo że policjanci przekazywali sobie wrażliwe informacje o tym, co robi, gdzie jest, jaką trasą i dokąd będzie jechała głowa państwa czy szef rządu. Rzecznik KGP nie przejął się ujawnionymi przez nas stenogramami z pracy funkcjonariuszy i wskazał, że „nie jest dla nikogo żadnym newsem, że zdarza się, iż częstotliwości użytkowane przez różne podmioty, w tym służby lotnicze czy służby ratunkowe, mogą być nasłuchiwane”.
To prawda. Kolejną służbą, której nagraniami rozmów dysponujemy, jest straż pożarna. Dotyczą one ewakuacji szkół w podwarszawskich Łomiankach. Nie pada w nich nazwa miejscowości, ale podawana jest ulica, którą na czas operacji zamk nięto, i informacja, że na miejscu są służby z powiatu Warszawa-Zachód. Wystarczy chwila, aby ustalić, o którą placówkę chodzi. Ewakuowano nie tylko liceum, ale także szkołę podstawową.
Na nagraniach wyraźnie słychać, co robią znajdujący się na miejscu strażacy.
„Weryfikacja informacji. Nie ma informacji, gdzie jest podłożony ładunek, w całym budynku gdzieś ma być ładunek. W tej chwili w gotowości z ratownikami, linia rozwinięta, czekamy na policję” – melduje strażak.
Chwilę później słyszymy, że jest „decyzja policji o ewakuacji całej szkoły”.
„Idę do dyrekcji i rozpoczynam alarm ewakuacyjny” – raportuje strażak i dostaje zapewnienie, prawdopodobnie od dyżurnego, że będzie miał wsparcie.
„Powiedz mi, czy środki będziesz miał wystarczające, tam jeszcze jedzie ode mnie dowódca JRG (Jednostka Ratowniczo-Gaśnicza – red.) do ciebie” – słychać na nagraniu.
Co ciekawe, strażacy chcą zweryfikować jakieś informacje, ale nie zamierzają sobie ich przekazywać przez służbową radiokomunikację.
„Sebastian, posprawdzalibyście mi trochę rzeczy” – mówi jeden z nich.
„Zaraz do ciebie zadzwonię” – odpowiada jego rozmówca.
„Jak coś, to dzwoń do Magdy albo do Artura, bo ja mam padnięty telefon” – słyszymy.
Radiowcy – hobbyści, z którymi rozmawialiśmy, wskazują, że służby mundurowe, których można posłuchać w eterze, dość często przechodzą na komunikację telefonami komórkowymi.
– Szczególnie jeśli chodzi o informacje wrażliwe, jakieś sprawdzenia. To może znaczyć, że zdają sobie sprawę z faktu, jak łatwo można ich posłuchać – mówi nam jeden z krótkofalowców, który zastrzegł sobie anonimowość.
Do zamknięcia wydania nie udało nam się uzyskać komentarza Komendy Głównej Państwowej Straży Pożarnej.

Legia-Pogoń-Jagiellonia

Dzień 12 maja dla stołecznej policji znów był pracowity. Tym razem fani piłki nożnej wymusili czujność na funkcjonariuszach. W Warszawie Legia podejmowała Pogoń Szczecin, kibice Polonii jechali na spotkanie wyjazdowe do Legionowa, a przez miasto miał przejechać pociąg z kibicami Jagiellonii Białystok, którzy wracali z Gliwic po przegranej ich drużyny 2:1.
Wszystkie te wydarzenia zabezpieczała policja, której pracy można było słuchać niemal jak zwykłego radia. Odbywający się w stolicy mecz nie miał statusu podwyższonego ryzyka, bo relacje kibiców są neutralne. Gdyby jednak tego dnia pojawili się na ulicach fani Lecha Poznań czy wspomnianej Jagiellonii Białystok, to zapewnienie bezpieczeństwa byłoby większym wyzwaniem, a siły policji liczniejsze.
– Zabezpieczenie meczów logistycznie może wydawać się skomplikowane, ale to standard pracy policyjnej. Przy przyjeździe jakiejś drużyny do Warszawy musimy zapewnić konwój autokarowi z piłkarzami, jeśli przyjeżdża wielu kibiców w zorganizowanych grupach, to również utworzyć kolumnę z nimi i przetransportować na stadion i ze stadionu, dodatkowo cały czas są otoczeni obserwacją kibice gospodarzy i gości – mówi nam warszawski funkcjonariusz, który zabezpieczał tego typu imprezy. – Oczywiście, że wiemy o tym, że jesteśmy słuchani. Najwięcej o tym mogłaby opowiedzieć drogówka. Problem jest, kiedy do Warszawy przyjeżdża drużyna, z którą Legia ma „kosę”. Wtedy informacje o tym, gdzie i którędy będziemy puszczali kibiców rywala, to cenna wiedza dla kiboli. Można odebrać szaliki, jakieś flagi, sektorówki. Informacja, że pociąg z kibicami będzie gdzieś stał, to idealna okazja do urządzenia burdy – mówi nam warszawski funkcjonariusz, który bierze udział w tego typu zabezpieczeniach imprez.
Na nagraniach, które przesłał nam czytelnik, można usłyszeć, jaką opieką stołeczna policja otoczyła kibiców ze Szczecina, gdzie są i jak się poruszają po mieście.
„Grupa dziewięciu kibiców weszła do restauracji Szwejk przy pl. Konstytucji i zamawiają jedzenie” – melduje jeden z policjantów. Koordynujący zabezpieczenie funkcjonariusz chce wiedzieć, czy przyjechali do Warszawy samochodami, czy będą odjeżdżali pociągiem i zleca zdobycie tych informacji.
„Niestety nie mam na razie takiej wiedzy, ale mogę coś podsłuchać delikatnie” – słyszy w odpowiedzi.
Policjanci śledzą też przejazd autokaru z piłkarzami Pogoni, słychać, ilu funkcjonariuszy i gdzie będzie czekało na kibiców. Konwój z autokarem jest przekazywany z garnizonu stołecznego do Komendy Powiatowej Policji w Żyrardowie, a policjanci, żeby skoordynować to, gdzie jest, przekazują sobie numery telefonu komórkowego i zamierzają się kontaktować tą drogą.
Zabezpieczony jest także przejazd pociągu z Gliwic z kibicami z Białegostoku i funkcjonariusze raportują, czy na peronach nie czeka jakaś niespodzianka w postaci kibiców Legii.
„Już za niedługo wjedzie do Warszawy pociąg z kibicami Jagiellonii, którzy się udają z Gliwic do Białegostoku. Dla ciebie będziemy mieli takie zadanie. O godzinie 20.48 pociąg będzie przejeżdżał przez stację PKP Tłuszcz, tam są trzy minuty postoju, swoimi siłami musisz zabezpieczyć teren dworca, patrol zabezpieczający oczywiście będzie w pociągu” – słyszymy na nagraniu.
„Ja już jestem na Wschodnim, od Lubelskiej. Na peronach są pojedyncze sztuki oznakowane Legii, ale dojeżdżają jeszcze mundury, myślę, że to się wszystko rozejdzie do przyjazdu Jagiellonii” – melduje kolejny funkcjonariusz.
Meczowe zabezpieczenia odbyły się bez większych incydentów. Jeden z kibiców ze Szczecina wrócił do domu z rachunkiem na 500 zł – dostał mandat za używanie wulgarnych słów.
Jeśli chcesz podzielić się z nami informacjami, skontaktuj się z DGP za pośrednictwem bezpiecznego adresu e-mail: dziennik@tutanota.com