Brytyjski wiceminister ds. brexitu Martin Callanan ocenił w rozmowie z PAP, że Unia Europejska "zmierza w zdecydowanie złą stronę". Ostrzegł, że "szczerze obawiałby się konsekwencji" niezrealizowania przez rząd decyzji Brytyjczyków o opuszczeniu Wspólnoty.

"Chciałem podkreślić, jak cenimy sobie gospodarcze więzi z Polską (...), a także (obecność) miliona polskich obywateli, którzy mieszkają w Wielkiej Brytanii. Chcemy, aby ta relacja trwała nadal i naszym celem w negocjacjach jest doprowadzenie do sytuacji, która pozwoli na dalszy wolny handel między nami i państwami członkowskimi Unii Europejskiej, bez cła i innych utrudnień" - wskazał Callanan.

Zasiadający w Izbie Lordów Callanan rozmawiał z PAP po powrocie z Polski, gdzie w poniedziałek wziął udział w Europejskim Kongresie Gospodarczym w Katowicach. Martin Callanan przez 15 lat był europosłem, a w latach 2011-14 stał na czele grupy Europejskich Konserwatystów i Reformatorów, w której skład wchodzą m.in. brytyjska Partia Konserwatywna oraz polskie Prawo i Sprawiedliwość.

Pytany o sondaże, które sugerują, że w zaplanowanych na przyszły czwartek brytyjskich wyborach do Parlamentu Europejskiego zwycięży eurosceptyczna Partia Brexitu Nigela Farage'a, a rządzący konserwatyści mogą liczyć ledwie na 10-15 proc. poparcia, minister ocenił, że to "odzwierciedla frustrację ze strony ludzi".

"Na razie my wszyscy - rząd, opozycja, parlament - nie zrealizowaliśmy brexitu, za którym zagłosowali obywatele i być może użyją oni tych wyborów, aby wyrazić frustrację. (...) Protestują przecież przeciwko temu, że to się jeszcze wciąż nie stało. Podzielam tę frustrację i metodą dla nas, polityków głównego nurtu, jest zaakceptowanie woli narodu i doprowadzenie do wyjścia z UE" - podkreślił.

Callanan zaznaczył, że na tym etapie "nie sądzi", żeby brexit był zagrożony przez głosy proeuropejskich opozycyjnych ugrupowań, które wzywają do odwrócenia decyzji z 2016 roku. Jednocześnie stanowczo ostrzegł, że "szczerze obawiałby się konsekwencji", gdyby rząd nie doprowadził w najbliższych miesiącach do wyjścia z UE.

"Myślę, że jest absolutnie konieczne z perspektywy naszego demokratycznego systemu politycznego, aby wynik referendum został zrealizowany. (Gdybyśmy tego nie zrobili), to miałoby to bardzo poważne konsekwencje dla zaufania ludzi do demokracji" - ocenił.

Polityk tonował także skrajne przedstawianie brexitu przez zwolenników i przeciwników członkostwa, zapewniając, że "życie będzie trwało tak, jak dotychczas, ale musimy wynegocjować odpowiednią umowę wyjścia, (...) która sprawi, że do brexitu dojdzie w łagodny i uporządkowany sposób".

"Zawsze uważałem, że obie strony przesadzają. Niektórzy zwolennicy ultrabrexitu - ja sam byłem zwolennikiem wyjścia - zdają się wierzyć, że jak tylko opuścimy UE, to dojdzie do jakiegoś magicznego poprawienia się sytuacji gospodarczej Wielkiej Brytanii. Ja myślę, że tak się stanie, ale dopiero na przestrzeni lat, w trakcie których zmienimy nasze przepływy handlowe" - tłumaczył.

"Z kolei bezkompromisowi zwolennicy pozostania w UE zakładają, że niebo zwali nam się na głowę, nikt nie będzie podróżował do Europy, a wokół kraju powstanie wielki mur i nie będzie żadnej imigracji (do Wielkiej Brytanii) - wskazał rozmówca PAP. - Zobaczą później, że wciąż będzie można pojechać na wakacje do Hiszpanii, samoloty wciąż będą latały, porty wciąż będą prowadziły handel i wciąż będziemy brali udział w wymianach studenckich" - zapewnił.

Przyszłość współpracy naukowej, w tym m.in. wymian, zostanie zdeterminowana dopiero w toku dalszych negocjacji po opuszczeniu UE. Wielu komentatorów wskazywało jednak, że jej kontynuacja na obecnym poziomie wymagałaby dalszego udziału Wielkiej Brytanii, także finansowego, w funkcjonowaniu niektórych unijnych agend.

Odnosząc się do swojej pracy europosła w Brukseli i Strasburgu, Callanan powiedział, że nie żałuje tego, że Brytyjczycy nie będą dłużej brali udziału w podejmowaniu unijnych decyzji. Jego zdaniem "ogólne korzyści wynikające z brexitu są większe od tych towarzyszących członkostwu w UE".

"Uważam, że Unia Europejska zmierza w zdecydowanie złą stronę, jeśli chodzi o dalszą integrację, a widzieliśmy ruchy ze strony (francuskiego prezydenta Emmanuela) Macrona i innych, które pchają ją jeszcze dalej w tym niewłaściwym kierunku" - ocenił.

Jak wskazał, gdyby w przeszłości unijni liderzy zdecydowali się na luźniejszy model wspólnoty państw narodowych zamiast federalizacji w ramach UE, to mogłoby to zmienić podejście Brytyjczyków przed referendum z 2016 roku.

Przypomniał, że w trakcie podjętej przez rząd Davida Camerona próby renegocjacji członkostwa "nie było ze strony Komisji Europejskiej i czołowych państw zainteresowania dyskusją o radykalnych zmianach".

"Jeśli (jeden z) największych krajów, jeśli chodzi o wkład (do budżetu UE), przychodzi (...) i mówi: +Słuchajcie, nie jesteśmy zadowoleni z warunków naszego członkostwa, chcielibyśmy je renegocjować i jeśli będzie się dało, to może zostaniemy+ i zostaje odrzucony, to staje się jasne, że nie ma tutaj żadnej reformatorskiej agendy, o której warto byłoby rozmawiać, która popchnęłaby UE w stronę związku państw narodowych" - powiedział.

"Wielu zwolenników Unii Europejskiej mówi o pozostaniu we Wspólnocie i jej reformie. W porządku, ale skąd miałaby nadejść ta reforma? Te, które są zgłaszane, idą w złym kierunku" - podkreślił.

Callanan ujawnił również, że mimo planowanego opuszczenia UE w kolejnych miesiącach brytyjski rząd zamierza wziąć udział w rozpoczynającym się pod koniec maja procesie wyboru nowych osób na najwyższe stanowiska we Wspólnocie.

"Powiedzmy sobie jasno: naszą intencją jest wyjście z UE i mamy nadzieję, że będziemy w stanie przeprowadzić umowę wyjścia z UE przez parlament przed końcem czerwca, aby (nowo wybrani brytyjscy) europosłowie nigdy nie musieli obejmować swoich mandatów" - tłumaczył. Jednak "tak długo, jak jesteśmy państwem członkowskim, to będziemy brali udział w procesach, które wynikają z członkostwa" - podkreślił.

Wielka Brytania powinna opuścić Unię Europejską najpóźniej 31 października br.