Do wyborczego rozstrzygnięcia zostały trzy tygodnie. Dotychczasowy przebieg wyścigu po mandaty do Parlamentu Europejskiego pokazuje, że toczy się on na kilku płaszczyznach.
(Roz)dawanie. Najważniejszy dotyczy tego, co kto da, a co może zabrać, czyli obietnic wyborczych. Te zaś są kapitałem na wybory parlamentarne, a nie europejskie. PiS otworzył ten front, prezentując piątkę Kaczyńskiego. Ma przewagę nad opozycją, gdyż już spełnia swoje obietnice. W zeszłym tygodniu do seniorów dotarły pierwsze wypłaty Emerytury plus. Na ostatnim posiedzeniu Sejmu została uchwalona ustawa o 500 plus na każde dziecko. W tym tygodniu zajmie się nią Senat. Zadyszkę złapała za to ustawa o PKS. Opozycja stara się odpowiedzieć na te pomysły, dorzucając własne i zapewniając, że nie odbierze tego, co daje obecny rząd.
Kampania na obietnice zamieniła się w licytację na miliardy złotych. Już widać niebezpieczeństwo złożenia zbyt wyśrubowanych obietnic i kłopotów w ich realizacji w kolejnej kadencji. Może dlatego w ostatnich dniach opozycja zmieniła nieco strategię, obiecując dodatkowe 100 mld zł, ale nie w polskim budżecie, a w ramach zmiany wieloletniego unijnego. Do tego dodaje postulaty nie tyle socjalne, ile dotyczące jakości życia i usług publicznych. Stąd obietnice dostępu do lekarza specjalisty w ciągu 21 dni i udzielania pomocy na szpitalnym oddziale ratunkowym w ciągu godziny.
Europa. Choć kampania toczy się o mandaty w Parlamencie Europejskim, kwestie wspólnotowe pozostają na drugim planie. Wpływ ma na to ogólne pozytywne nastawienie Polaków do UE, więc nie istnieją fundamentalne przedmioty sporu. Tylko Konfederacja mówi UE „nie”. Między KE a PiS pojedynek w kontekście wyborczym toczy się o to, kto lepiej reprezentuje Polskę w UE. KE stara się punktować PiS zarzutami o polexit i nawiązuje do niekorzystnej dla Polski propozycji unijnego budżetu na lata 2021–2027. W tym kontekście można odbierać zeszłotygodniowe wystąpienie Donalda Tuska, motywujące dla opozycji, refleksyjne, jeśli chodzi o kwestie globalne, z szeregiem uszczypliwości wobec PiS.
Partia rządząca z kolei odpierając zarzuty polexitu zapewnia, że Polska leży w sercu Europy i podkreśla, że w przeciwieństwie do PO potrafi być w UE asertywna. W jej agendzie znalazł się także temat oddalenia przyjęcia euro przez Polskę ad Kalendas Graecas. W końcówce kampanii głośno będzie o praworządności. Ma być znane stanowisko rzecznika generalnego Trybunału Sprawiedliwości UE w sprawie ustawy o Sądzie Najwyższym, co może mobilizować elektorat opozycji.
Konstytucja. Ponieważ kampania europejska zahaczyła o 3 maja, pojawił się temat zmiany ustawy zasadniczej. O wpisaniu do niej członkostwa w UE i NATO mówił prezydent Andrzej Duda, ale jak słychać z jego otoczenia, to na razie propozycja rozpoczęcia rozmów, a nie zapowiedź złożenia projektu. O zmianach w konstytucji mówili też liderzy PSL Władysław Kosiniak-Kamysz i Porozumienia – Jarosław Gowin.
Mimo podniesienia kwestii zmiany ustawy zasadniczej przez tak różnych polityków chłodne przyjęcie pomysłów przez PiS i PO świadczy, że są one polem gry dla sił politycznych, chcących się odróżnić od dwóch podmiotów nadających ton sporowi politycznemu, a nie realną propozycją. Tym bardziej że ze strony opozycji jeden z głównych zarzutów pod adresem PiS dotyczy łamania konstytucji. – Tyle warta będzie ta deklaracja, na ile będzie równa w determinacji w przestrzeganiu konstytucji – mówił Tusk o pomyśle prezydenta.
Poza głównym sporem między PiS a KE widać dwie kwestie, które starają się ożywić ugrupowania liczące, że kampania europejska okaże się dla nich pasem startowym do wyborów parlamentarnych.
Antyklerykalizm. Z jednej strony to temat roli Kościoła i wątki antyklerykalne podnoszone do tej pory głównie przez Wiosnę Roberta Biedronia. Dla tej partii stały się one znakiem rozpoznawczym. Teraz bardzo ostre sformułowania na ten temat znalazły się w wystąpieniu Leszka Jażdżewskiego, redaktora naczelnego „Liberté!”, które poprzedziło wystąpienia Donalda Tuska na Uniwersytecie Warszawskim. Po fakcie politycy Koalicji Europejskiej dystansowali się od nich.
447. Na drugim politycznym biegunie ugrupowania, które szukają swojej szansy na prawo od PiS, starają się grać kartą obaw przed amerykańską ustawą 447 i odszkodowaniami, jakie miałyby być płacone środowiskom żydowskim za bezspadkowe mienie przejęte przez polskie państwo po Żydach zamordowanych w czasie II wojny światowej. Stąd stanowcze dementi polityków PiS – w zeszłym tygodniu prezesa Jarosława Kaczyńskiego i premiera Mateusza Morawieckiego czy wczoraj szefa MSWiA Joachima Brudzińskiego.
Choć w sondażach prowadzi PiS, to przegląd pól sporu pokazuje, że nikt nie może czuć się pewny wyniku. Strata jednego czy kilku procent poparcia przez PiS i zysk opozycji np. z powodu nagłośnienia TSUE może ten wynik zmienić.