Lokalne władze nie zostawiają suchej nitki na rządowym projekcie ustawy, która ma zagwarantować przeprowadzenie matur w obliczu strajku nauczycieli. Ich zdaniem szykowane regulacje są na tyle dziurawe, że dalej nie ma gwarancji dopuszczenia uczniów do egzaminu dojrzałości. Pytanie jednak, czy te zmiany są niezbędne, bo nauczyciele z ZNP informują o zawieszeniu strajku od soboty.

Przygotowana w rządzie nowelizacja zakłada, że jeśli strajkujący nauczyciele nie przeprowadzą klasyfikacji uczniów, która umożliwi im podejście do matury, zrobi to za nich dyrektor szkoły. Jeśli zaś on nie wywiąże się z tego obowiązku, zrobi to organ prowadzący - najczęściej wójt, burmistrz lub prezydent miasta - wyznaczając jakiegoś nauczyciela.

Rząd przyznaje, że okoliczności są wyjątkowe. - Kto jeszcze miesiąc, dwa miesiące temu mógł przypuszczać, że uczniowie staną się zakładnikami, że staną na linii frontu podgrzewanego politycznie sporu o wynagrodzenia nauczycieli. Ten chaos spowodował, że premier przedłożył ten projekt, który gwarantuje, że od 6 maja każdy maturzysta będzie mógł przystąpić do egzaminu dojrzałości - zapewnił w Sejmie Michał Dworczyk, szef Kancelarii Premiera.

Pytanie jednak, czy nowelizacja będzie w ogóle potrzebna. W trakcie I czytania projektu w Sejmie szef Związku Nauczycielstwa Polskiego Sławomir Broniarz poinformował, że od soboty strajk będzie zawieszony. - Chcemy, by nie było potrzeby do uciekania się do takich lex specialis - stwierdził Broniarz.

Dla PiS taka deklaracja to może być jednak wciąż za mało. - To decyzja ZNP, a co z Forum Związków Zawodowych i nauczycielami nie należącymi do żadnych związków? Nie wiem, jaka będzie decyzja klubu, ale moim zdaniem musimy dalej procedować nowelizację, bo potrzebujemy jakiegoś zabezpieczenia - mówi nam polityk PiS.

Zapytaliśmy samorządowców, co sądzą o szykowanej propozycji. Zwłaszcza pod kątem tego, czy przeprowadzenie takiej operacji w taki krótkim terminie jest wykonalne. Okazuje się, że nowelizacja niesie ze sobą więcej pytań niż odpowiedzi.

- Jest coś takiego jak ochrona danych osobowych. Ta nowela tę kwestię pomija. Kiedy nie ma nauczyciela w szkole mogącego wystawić oceny, a dyrektor się nie zgadza, samorządowiec musi zaproponować zrobienie tego jakiemuś innemu nauczycielowi. Nie wiadomo jakiemu, ale najprawdopodobniej nie z tej samej szkoły. Pytanie, gdzie takiego znaleźć, jeśli kolejni będą odmawiać. A nawet jak się znajdzie, uzyska dostęp do danych zastrzeżonych, do których dostępu nie powinien mieć. Co jeśli dyrektor szkoły nie udostępni takiej osobie dokumentacji uczniowskiej, powołując się na przepisy o ochronie danych osobowych? - zastanawia się Marek Wójcik, ekspert Związku Miast Polskich, korporacji zrzeszającej ponad 300 miejscowości w kraju.

Jak dodaje, nie zawsze samorząd jest podmiotem tworzącym szkołę. Mogą to być fundacje czy kościoły. Wówczas to przewodniczący fundacji czy kościoły będą wyznaczać nauczyciela. Pytanie, czy w tych miejscach nie będzie problemów organizacyjnych.

A na tym wątpliwości się nie kończą. - Nawet jak znajdziemy jakiegoś nauczyciela, trzeba go jakoś zatrudnić, określić zakres jego obowiązków, zapłacić za wykonaną pracę. Nie wiadomo, jak to należy zorganizować. W dodatku realnie na to wszystko mamy jeden dzień. Pytanie też, jak zachowa się nauczyciel, który będzie musiał np. setce uczniów, których nie zna, wystawić oceny. Trzeba nie tylko wystawić ocenę, ale potem ją jeszcze ewentualnie obronić, bo uczniowie i rodzice mają prawo skarżyć ocenę. Jeden na wszelki wypadek będzie oceny zawyżał, by uniknąć takich problemów - wskazuje Marek Wójcik.
Emocji nie kryje wiceprezydent Łodzi Tomasz Trela. - Skoro PiS uznał, że o tym, czy uczeń może przystąpić do matury, ma zdecydować starosta lub prezydent miasta, to za chwilę okaże się, że o operacjach pacjentów decydować będą policjanci, a o żniwach - agencja kosmiczna! - ironizuje włodarz. Jego zdaniem rząd pokazał, że ma nauczycieli "w głębokim poważaniu". - Najpierw partia rządząca wznieciła pożar, lekceważąc tygodniami postulaty nauczycieli, a teraz ucieka się do najbardziej prymitywnych metod "ogrywania" nauczycieli, czyli do zmiany prawa. A w wielu łódzkich szkołach nie wystawiono ocen. I co, ja mam zdecydować, czy uczeń Kowalski zasługuje z matematyki na piątkę, a uczeń Nowak tylko na tróję?! To może niech Sejm od razu uchwali nowelę znoszącą klasyfikację albo jeszcze lepiej - niech PiS zadekretuje, że każdy uczeń ma maturę. Bez konieczności zdawania egzaminów. I po kłopocie - kwituje Tomasz Trela.

Inny samorządowiec uważa, że problem organizowania rad i klasyfikowania uczniów to odrębna kwestia. - Realnym problemem będzie przeprowadzenie za chwilę egzaminów maturalnych. Chcę wierzyć, że w świetle zapowiedzi ZNP o zawieszeniu strajku, będzie łatwiej - mówi.