Sympatię dla mieszkających w naszym kraju przybyszów ze Wschodu deklaruje 52 proc. Polaków. Niechętny jest tylko 12 proc.
Dostrzegamy, że obecność pracowników zza wschodniej granicy jest korzystna dla naszej gospodarki i raczej nie mamy poczucia, że zabierają oni zatrudnienie Polakom. Ponad 65 proc. badanych nie podoba się wrogi stosunek niektórych naszych rodaków do pracujących tu Ukraińców – wynika z badania przeprowadzonego przez Havas Media Group. Znakomita większość z nas nie miałaby nic przeciwko wspólnej pracy z nimi. A ponad 57 proc. zgadza się z opinią, że obywatele Ukrainy powinni zarabiać w Polsce tyle samo, co Polacy wykonujący tę samą pracę.
DGP
Sympatia przygasa w przypadku, gdy pracownik znad Dniepru miałby być naszym przełożonym – na to godzi się niewiele ponad połowa badanych. Przy czym Ukraińca w roli szefa w swoim miejscu pracy spotkało tylko 1 proc. z nas. Ukraińskich pracowników widujemy bowiem przede wszystkim w sklepach i na budowach.
W większości aspektów kobiety są bardziej tolerancyjne i wykazują mniejszy dystans społeczny w stosunku do przyjezdnych ze Wschodu niż mężczyźni. Tylko w odniesieniu do związków małżeńskich lub partnerskich jest odwrotnie: na partnerkę z Ukrainy zgodziłoby się 67,4 proc. Polaków, a na męża Ukraińca mniej niż połowa Polek (49 proc.).

Najmniej tolerancyjne okazują się osoby w wieku 18–24 lat. Według analityków Havas taki wynik "może być pochodną poglądów politycznych i społecznych młodych Polaków, którzy obecnie trochę częściej deklarują poglądy prawicowe i konserwatywne".

ROZMOWA

Są różne pola polsko-ukraińskiego sporu

Czy Polacy lubią Ukraińców?
Każda generalizacja jest złudnym uproszczeniem. Lubią, jak znają, gdy Ukrainiec nie jest abstrakcyjnym pojęciem, tylko znajomym z pracy czy osiedla. Nie lubią, gdy mają odmienne poglądy albo konflikt interesów. No i przede wszystkim zależy to od ludzi. Jedni są otwarci, skłonni poznawać osoby innych narodowości, a drudzy są chorzy z nienawiści. W Polsce są zarówno ludzie, którzy ucierpieli z rąk ukraińskich i dlatego mają uprzedzenia, jak i tacy, którzy rezonują poglądami propagowanymi przez pewne środowiska polityczne. Są różne pola sporu. Taksówkarz pani powie, że Uber jest zły – i dla niego Uber to Ukraińcy.
Największe konflikty dotyczą historii.
I nie jest to historia prezentowana w rzetelny sposób, lecz spreparowana na użytek mobilizowania elektoratu czy utwierdzania go w pewnych poglądach. 10 marca przypada rocznica pacyfikacji wsi Sahryń na Lubelszczyźnie. Oddziały Armii Krajowej i Batalionów Chłopskich dokonały tam jednej z największych zbrodni wojennych na ukraińskiej ludności cywilnej (obywatelach RP), jakie obciążają polskie podziemie. Temat był latami zamiatany pod dywan przez IPN, część historyków i urzędników państwowych. Gdy w ub.r. prezydent Ukrainy Petro Poroszenko odsłonił na sahryńskim cmentarzu pomnik ofiar, wojewoda lubelski Przemysław Czarnek stwierdził, że to była: ”nacjonalistyczna hucpa„, a wszyscy zebrani to: ”nacjonaliści ukraińscy„. Mówił tak o prezydencie sąsiedniego państwa, ministrach ukraińskiego rządu, ambasadorze Ukrainy w RP, ale też potomkach ofiar. I włos mu z głowy nie spadł, szefowie pana wojewody udają, że nic się nie stało. Poseł Tomasz Rzymkowski z Kukiz’15 rok temu mówił w Sejmie, że w Przemyślu Ukraińcy napadli na Polaka. W rzeczywistości było odwrotnie: 20 młodych Polaków napadło na ukraińską procesję religijną. Z kolei marszałek Sejmu Stanisław Tyszka stwierdził, że w Polsce wzrosła śmiertelność wśród pacjentów, bo w szpitalach pracuje coraz więcej Ukrainek. Co jest brednią, bo ten segment rynku pracy jest bardzo restrykcyjny, jeśli chodzi o uznawanie kwalifikacji. Doszło do takiego schamienia, że powiedzieć można już wszystko.
Zaostrzenie języka dotyczy tylko stosunków polsko-ukraińskich czy generalnie debaty publicznej?
Debaty publicznej także, tylko że negatywne elementy relacji polsko-ukraińskiej mają dłuższą historię i więcej punktów zapalnych. Choćby 11 listopada. Prezydent Andrzej Duda mówi o odzyskaniu przez Polskę niepodległości. Żadnej wzmianki o powstaniach śląskich czy dostępie do morza. Za to emocjonalny fragment o walce o Lwów. A potem rozmawiam z Polką z wyższym wykształceniem, pracującą w warszawskiej instytucji kultury, i ona mówi, że Lwów ”powinien do nas wrócić„. To jest zatrważające.
Czy to, że Polska potrzebuje pracowników z Ukrainy, nie łagodzi tych relacji?
Jest tak w przypadku Polaków, którzy widzą ten kontekst, mają kontakt z pozytywnymi przykładami. Znajomi przedsiębiorcy mówią mi wprost, że gdyby nie Ukraińcy, musieliby zamknąć firmy. To sprzyja poprawie stosunków, choć nie zawsze, bo Kukiz’15 czy ONR nic nie przekona.
Ma pan wrażenie, że młodzi Polacy są bardziej ksenofobiczni niż starsi?
Jest w internecie kanał, na którym młody prawnik z Wrocławia lansuje spiskową teorię dziejów, w której miejsce Żydów zajmują Ukraińcy. A we Wrocławiu jest ogromna rzesza studentów Ukraińców, przedsiębiorców z Ukrainy. Dziś widać rezultaty wieloletniej pracy radykalnych organizacji i środowisk, które nauczyły się przyciągać młodych, mają skuteczną strategię marketingową. Ale boję się generalizować, bo znam też przykłady przeciwne.

Przenosimy gniew na obcych

ROZMOWA

Czy Polacy lubią Ukraińców?
To jeden z najmniej lubianych przez nas narodów. CBOS od lat bada stosunek Polaków do innych nacji – i sympatia dla Ukraińców jest mniejsza niż dla większości narodów europejskich. Porównując z innymi naszymi sąsiadami, plasują się między Rosjanami, których postrzegamy najgorzej, a Białorusinami. Przy czym od lat 90. stosunek Polaków do Ukraińców generalnie się polepszał, ale w ostatnich paru latach sympatia wobec nich znów spadła.
Czy można oddzielić sympatię do narodu od stosunku do ludzi, którzy przyjeżdżają do Polski pracować?
Każdego postrzegamy przez jego narodowość, język, którym mówi. Wchodzimy np. do sklepu i rozpoznajemy po sposobie wymowy i akcencie, że mamy do czynienia z obcokrajowcem, prawdopodobnie z Ukrainy. To natychmiast przywołuje stereotypy. Tak człowiek postrzega świat. To dotyczy wszystkich narodów. Trudno więc oderwać nasz stosunek wobec pewnej grupy Ukraińców od poziomu sympatii dla całego narodu.
Z czego może wynikać różnica w sympatii dla Ukraińców, która w ostatnim badaniu CBOS z 2018 r. wyniosła 24 proc., a sympatii wobec Ukraińców pracujących w Polsce, która według Havasu jest na poziomie 52 proc.? To drugie badanie objęło tylko internautów, ale czy można tym wytłumaczyć aż tak duży rozziew?
Ważnym czynnikiem jest kontekst ekonomiczny, który narzucono, pytając: „Jaki jest Twój stosunek do osób pochodzących z Ukrainy, które pracują w Polsce?” (w badaniu Havasu – red.). To powoduje przejście od ogólnego stereotypu narodu do pracownika z Ukrainy. Na poziomie świadomości zbiorowej upowszechniło się twierdzenie, że polska gospodarka załamałaby się bez pracowników stamtąd. Pytanie o sympatię postawione w tym kontekście przenosi nas więc od negatywnych skojarzeń historycznych – Wołyń, rzeź Polaków, UPA – w sferę pozytywną – pomoc w rozwoju gospodarki, znajomi z pracy. Nasze myślenie przestawia się z lat 40. XX w. na tu i teraz.
Najmniejszą sympatię i zarazem największą niechęć deklarują w badaniu internetowym osoby mające od 18 do 24 lat. Czy polska młodzież jest bardziej ksenofobiczna od starszych?
Niestety tak, zjawisko to potwierdza wiele badań socjologicznych. Wśród młodzieży popularność partii skrajnej prawicy jest większa niż wśród całej populacji. Ale, co bardzo ważne, badania pokazują tu wagę innych zmiennych – płci i miejsca zamieszkania. To mężczyźni z małych miejscowości znacznie częściej deklarują postawy ksenofobiczne, co jest skorelowane z poparciem dla takich ugrupowań jak ONR. Można to wyjaśniać za pomocą innych czynników. Jeśli wiedzie się komuś w życiu gorzej niż innym Polakom, łatwo wtedy o przeniesienie gniewu na obcych.