Wspierani przez Rosję separatyści zapowiedzieli, że od marca rozpoczną proces likwidacji Cerkwi Prawosławnej Ukrainy na terenach tzw. Donieckiej Republiki Ludowej, a jej duchowni zostaną deportowani na tereny kontrolowane przez rząd Ukrainy – mówi PAP Ihor Kozłowski, religioznawca z Doniecka.

Konflikt zbrojny na wschodzie Ukrainy trwa od 2014 roku, kiedy to po ucieczce z kraju prorosyjskiego prezydenta Wiktora Janukowycza i aneksji Krymu przez Rosję wspierani przez Moskwę separatyści utworzyli dwie samozwańcze republiki ludowe - doniecką i ługańską.

W maju 2018 w tzw. Donieckiej Republice Ludowej (DNR) wprowadzono nowelizację ustawy „O wolności religii i związków wyznaniowych”, według której wszystkie religijne organizacje, poza Cerkwią Prawosławną Patriarchatu Moskiewskiego, są zobowiązane przejść rejestrację jako Cerkwie należące do republiki.

Na skutek tych działań ukraińska autokefaliczna Cerkiew może stracić 36 świątyń, dom miłosierdzia oraz budynki administracji diecezjalnej, a tysiące wiernych zostaną pozbawione możliwości uczestniczenia w życiu religijnym.

„To łamanie praw człowieka w sferze wolności wyznania” - podkreślił Kozłowski, który pełni funkcję prezesa ukraińskiego Centrum Badań Religioznawczych i Międzynarodowych Stosunków Duchowych.

Epifaniusz, zwierzchnik Cerkwi Prawosławnej Ukrainy, opublikował na stronie internetowej Cerkwi oświadczenie, w którym wyraził zaniepokojenie z powodu pogarszającej się sytuacji swoich wiernych na okupowanych terytoriach Donbasu.

„Wymóg rejestracji na zasadach tzw. DNR nie może zostać spełniony, ponieważ struktura, która wydała tę ustawę, nie jest przez nikogo uznawana za państwo” - czytamy.

Epifaniusz zwrócił się do ONZ, OBWE, Unii Europejskiej, innych demokratycznych państw oraz instytucji wyznaniowych z prośbą o wsparcie oraz wpływ na „tych, od których zależy rozwój sytuacji”.

„Cerkiew Prawosławna Ukrainy na okupowanych terytoriach funkcjonuje w jakimś stopniu w podziemiu, ponieważ większość jej kapłanów została zmuszona do ucieczki na tereny kontrolowane przez rząd. Zostało tam zaledwie trzech duchownych, którzy nie zważając na niebezpieczeństwa, stale krążą między parafiami, dbają o właśność Kościoła i starają się wspierać wiernych” - wyjaśnił Kozłowski w rozmowie z PAP.

Jeszcze w lutym 2015 Sergiusz (Horobcow), arcybiskup doniecki i mariupolski, informował o tym, że 30 z 36 diecezji Patriarchatu Kijowskiego nie może działać ze względu na bezpośrednie zagrożenie dla życia duchownych i wiernych.

Po powstaniu autokefalicznej ukraińskiej Cerkwi te diecezje przyłączyły się do zjednoczonej Cerkwi Prawosławnej Ukrainy.

Kozłowski zaznaczył, że problem nie dotyczy wyłącznie ukraińskiej Cerkwi, ale też na przykład donieckich baptystów, którzy również nie zgodzili się na rejestrację w DNR.

„Nie jest jeszcze jasne, które z działających w Donbasie organizacji religijnych również się temu sprzeciwiły, ale najprawdopodobniej w następnych tygodniach będą do nas dochodzić informacje o kolejnych prześladowaniach i zajmowaniu świątyń” - stwierdza.

„Okupacyjna władza od dawna wykorzystuje ograniczanie swobód religijnych jako instrument terroru. Działalność świadków Jehowy została zabroniona w zeszłym roku, a tamtejsza mniejszość muzułmańska zawiesiła funkcjonowanie po tym jak w czerwcu separatyści przeszukali doniecki meczet i aresztowali imama” - opowiada.

25 lutego Sergiusz (Horobcow) na Facebooku podkreślił, że represje są związane z patriotyzmem duchownych. „Separatyści rozumieją, że my nigdy nie zdradzimy Ukrainy” - napisał.

15 grudnia 2018 roku w Kijowie odbył się sobór zjednoczeniowy, którego uczestnicy powołali do życia Cerkiew Prawosławną Ukrainy. 6 stycznia patriarcha Konstantynopola Bartłomiej I przekazał jej zwierzchnikowi Epifaniuszowi, metropolicie Kijowa i całej Ukrainy, tomos, czyli akt o jej niezawisłości.

Z Kijowa Monika Andruszewska (PAP)