Mińsk jest tylko pośrednikiem, przez którego ręce przechodzi surowiec wydobywany przez okupanta w Zagłębiu Donieckim.
Nasi wschodni sąsiedzi wykazali się niezwykłą zdolnością – nie mając ani jednej kopalni węgla kamiennego, wyeksportowali w 2018 r. 854 tys. ton tego surowca, w tym 107 tys. ton antracytu – podało radio Swaboda. My, produkując ok. 65 mln ton paliwa rocznie, eksportujemy ok. 2 mln ton. Białoruś, jak poinformował tamtejszy urząd statystyczny Biełstat, reeksportowała węgiel zaimportowany wcześniej w Rosji.
„Białoruski” węgiel w dużej części trafia na Ukrainę. Również antracyt, którego ona w swej energetyce wciąż potrzebuje. W porównaniu z 2017 r. eksport węgla z Białorusi na Ukrainę wzrósł 980-krotnie. Tymczasem ukraińskie kopalnie antracytu znajdują się wyłącznie na terytorium okupowanego przez Rosję Donbasu. O tym, jak kradziony przez okupanta surowiec z Zagłębia Donieckiego po wyposażeniu w rosyjskie papiery trafia do państw Unii Europejskiej, piszemy w DGP od października 2017 r.
Białoruskie dane jednak potwierdzają tylko paradoks – Ukraina korzysta z surowca, który jest wydobywany na terenie będącym jej integralną częścią, ale płaci za to ludziom, którzy korzystają z istnienia samozwańczych republik ludowych. Białoruś jest tu tylko pośrednikiem, który pozwala omijać embargo na handel z Doniecką i Ługańską Republikami Ludowymi (DRL/ŁRL), wprowadzone przez Kijów w 2017 r.
Kijów nie mógłby więc tak po prostu kupić od nich antracytu. Ale Ukraińcom nie udało się jeszcze przerobić wszystkich siłowni np. na bloki gazowe.
W ubiegłym roku Białoruś wyeksportowała 854 tys. ton węgla kamiennego wobec 165 tys. ton rok wcześniej. Eksport antracytu wzrósł z 300 ton do 107,3 tys. ton. Ukraina kupiła 588,5 tys. ton paliwa za 50,3 mln dol. Z 265,4 tys. ton węgla kamiennego, które trafiły do UE, aż 261,9 tys. przyjechało do Polski. Paliwo do naszego kraju przyjeżdża z Białorusi przede wszystkim przez przejście kolejowe w Małaszewiczach.
W 2017 r. ówczesny lider ŁRL Ihor Płotnycki mówił, że rozmawia z Białorusinami o dostawach węgla. Białoruski wicepremier Uładzimir Siamaszka kategorycznie zaprzeczał, jakoby takie rozmowy miały miejsce. Mińsk nie potrzebuje znaczących wolumenów węgla; tamtejsza energetyka działa w oparciu o gaz. Białoruskie władze zaprzeczają też, jakoby pośrednictwem opisanym przez Swabodę zajmowały się państwowe firmy.
Co ciekawe, ukraińskie statystyki nie dostrzegają importu węgla z Białorusi. Alena Litwinawa, współautorka materiału Swabody, mówi, że wciąż nie otrzymała z Kijowa odpowiedzi na pytania o interpretację tych statystycznych rozbieżności. Nie byłby to pierwszy raz, gdy Białoruś występuje w roli pośrednika pomagającego obchodzić sankcje.
Gdy w 2014 r. Unia Europejska ukarała Rosję za łamanie prawa międzynarodowego w odniesieniu do Ukrainy, Moskwa odwzajemniła się zakazem sprowadzania pewnych rodzajów produkcji. W rosyjskich sklepach błyskawicznie pojawiły się jabłka, sery, a nawet krewetki z napisem „made in Belarus” na opakowaniu, które w rzeczywistości zostały wyprodukowane w UE. Donbaski antracyt dla Ukrainy byłby pierwszym przypadkiem, gdy Mińsk przymyka oczy na omijanie embarga nałożonego nie na państwa zachodnie, ale ludzi działających w imieniu Rosji.