Juan Andrés Mejía, współzałożyciel partii Wola Ludu, deklaruje w rozmowie z DGP, że opozycja zamierza demonstrować aż do upadku prezydenta . Z tego ugrupowania wywodzi się lider protestów Juan Guaidó.
Ile osób wzięło udział w sobotnich protestach?
Przestaliśmy już liczyć, ale myślę, że w samym Caracas przyszły setki tysięcy osób. Manifestacje odbyły się w 24 z 25 stanów. Trzeba pamiętać, że mniejsze demonstracje odbywają się praktycznie każdego dnia w całym kraju. Opozycja organizuje codziennie dziesiątki akcji.
O ile 23 stycznia były ofiary śmiertelne, tym razem obyło się bez groźniejszych incydentów.
Było spokojnie, ale te protesty – tak jak poprzednie – były pokojowe. Opozycja nigdy nie wzywała i nie wzywa do agresji. To protestujący byli pacyfikowani przez siły rządowe. Mamy prawo do manifestacji, ale zawsze podkreślamy, żeby ich uczestnicy pod żadnym pozorem nie prowokowali policji czy Gwardii Narodowej. Nie chcemy dawać powodów do potencjalnego ataku.
Czy to, że tym razem służby mundurowe reagowały spokojnie, a kolejni przedstawiciele armii deklarują lojalność wobec Juana Guaidó, który został uznany jako prezydent Wenezueli przez znaczną część Zachodu, w tym wczoraj przez Polskę, należy odczytywać jako symptom topniejącego poparcia wojska i formacji paramilitarnych dla rządu Nicolása Madury? Amerykański senator Marco Rubio ogłosił na Twitterze, że 90 proc. wojska jest za opozycją.
Trudno mi się odnieść do komentarza senatora Rubii, ale problemy większości żołnierzy są takie same jak zwykłych obywateli. Ich rodziny i oni sami mają ograniczony dostęp do żywności, wody pitnej, leków. Tak samo są skazani na niewydolną służbę zdrowia. Żołnierze i członkowie prorządowych grup paramilitarnych doskonale wiedzą, jaka jest sytuacja. Lojalna wobec Madury jest przede wszystkim grupka najwyżej postawionych mundurowych, którzy czerpią korzyści z panującego systemu. Część z nich była szkolona na Kubie. Nie chcą, by Maduro upadł, bo oznaczałoby to wyschnięcie płynącego do nich strumienia pieniędzy zdobywanych w nieuczciwy sposób.
W sobotę Nicolás Maduro po raz kolejny zaproponował zwołanie przyspieszonych wyborów parlamentarnych. Co na to opozycja?
To propozycja obliczona na odciągnięcie uwagi od realnych problemów. Opozycja i społeczeństwo chcą wyborów prezydenckich, a nie parlamentarnych, bo te drugie mają niewielkie znaczenie. Maduro, po raz kolejny proponując wybory, na których nikomu nie zależy, próbuje pokazać światu, że jest demokratą i chce rozmawiać. Doskonale wie, że wybory parlamentarne niczego nie zmienią.
Podczas manifestacji w Las Mercedes Juan Guaidó powiedział, że priorytetem jest teraz sprowadzenie pomocy humanitarnej. Wiadomo już, kiedy ona przyjedzie, jaka będzie jej forma i w jaki sposób chcecie ją sprowadzić, skoro Maduro blokuje jej przyjęcie?
Jeszcze nie wiemy, kiedy dokładne zjawi się pomoc. Chcemy, żeby stało się to w najbliższych dniach. W pierwszej kolejności zamierzamy sprowadzić sprzęt medyczny i leki. Planujemy, by pomoc wjechała przez granicę z Kolumbią, Brazylią albo morzem z państw karaibskich. Będzie to niełatwe, bo granice Wenezueli są zamknięte i ściśle chronione przez wojsko, ale podjęliśmy rozmowy z armią. Chcemy przekonać żołnierzy, że pomoc humanitarna nie jest działaniem politycznym, bo służy ludziom, którzy jej pilnie potrzebują.
Co stanie się w Wenezueli w najbliższym czasie? Pojawiają się pogłoski, że Maduro ucieknie z kraju.
Wydaje mi się, że Maduro faktycznie ucieknie, za co obywatele byliby mu bardzo wdzięczni. Ile to potrwa? Trudno przewidzieć: tygodnie, może miesiące. Opozycja zamierza być na ulicach cały czas. Będziemy organizować protesty, dopóki reżim nie upadnie. Następny już 12 lutego.