Nagrania z udziałem prezesa PiS, ujawnione przez „Gazetę Wyborczą”, wywołały falę politycznych komentarzy. Rzecz w tym, że opozycja i PiS wyciągają z nich diametralnie różne wnioski.
Spekulacje o możliwej publikacji taśm pojawiły się już w poniedziałek. Atmosferę podgrzewało to, że nagrany został Jarosław Kaczyński, prezes Prawa i Sprawiedliwości. Okazało się, że chodzi o rozmowę z końca lipca ub.r., jaką prezes PiS odbył w siedzibie partii z Geraldem Birgfellnerem, austriackim biznesmenem, spowinowaconym z Kaczyńskim.

Mit prezesa prysł. Skupił tak dużo władzy, że teraz sam jest sobie winien >>>

Zaremba o taśmie Kaczyńskiego: Niezguła bez konta obraca milionami >>>

Tematem rozmów była budowa dwóch wieżowców w centrum stolicy przez powiązaną ze środowiskiem PiS spółkę Srebrna. W rozmowie udział wzięli jeszcze brat cioteczny Kaczyńskiego Grzegorz Tomaszewski oraz tłumaczka Birgfellnera. Z nagrań wynika, że decyzją prezesa PiS inwestycja została wstrzymana, co spowodowało problem w rozliczeniach z austriackim partnerem. W rozmowach pojawił się też wątek Banku Pekao, któremu szefuje związany z PiS Michał Krupiński. Pojawiła się sugestia, że bank mógłby udzielić kredytu na budowę wieżowców w wysokości 300 mln euro.
Jak politycy ocenili treść nagrań?
Opozycja grzmi, że „upada mit osobistej uczciwości i skromności Jarosława Kaczyńskiego”. Przygotowała też wnioski do prokuratury, w których wskazuje na płatną protekcję, powoływanie się na wpływy i przekroczenie uprawnień posła. – To standardy wschodnie. Szeregowy poseł występuje w roli biznesowej i negocjuje inwestycję wartą ponad miliard złotych – wskazał Cezary Tomczyk z PO. Zwracano też uwagę na potencjalną dyspozycyjność prezesa Pekao przy ewentualnym finansowaniu inwestycji.
Politycy PiS z kolei przekonują, że „GW”… zrobiła laurkę Jarosławowi Kaczyńskiemu. Na nagraniach jawi się on jako uczciwy, stroniący od wulgarnego języka obywatel. – Ten tekst to jeden z największych niewypałów odkrytych od czasu II wojny światowej – powiedział z przekąsem premier Mateusz Morawiecki. – W rozmowie nie ma cienia dowodu na niewłaściwe zachowania polityków PiS, ale jest potwierdzenie pełnej uczciwości, wiarygodności i rzetelności działań. Jest chęć rozliczenia z biznesmenem, który najwyraźniej ma bałagan w papierach – dodał.
Bank Pekao zapewnił w oświadczeniu dla mediów, że zdobycie kredytu nie jest kwestią „na telefon”, wbrew zarzutom polityków opozycji.
– Zgodnie z prawem bankowym, bank uzależnia przyznanie kredytu od zdolności kredytowej kredytobiorcy – podaje Pekao. Transakcje, które przekraczają określone progi kwotowe, dotyczą osób publicznych lub podlegają innym szczególnym ograniczeniom (np. niektóre sektory gospodarki, w tym finansowanie nieruchomości komercyjnych), są przedkładane do decyzji komitetu kredytowego banku. A to organ złożony z trzech wiceprezesów oraz kilkorga dyrektorów departamentów „o wieloletnim doświadczeniu w bankowości i w rozpatrywaniu transakcji kredytowych”. Prezes Michał Krupiński – jak podkreśla Pekao – nie jest członkiem komitetu kredytowego.
Sam prezes PiS nie odniósł się wczoraj do treści ujawnionych nagrań.