Dotychczasowe władze tracą poparcie biednych, będących wcześniej tradycyjnym zapleczem chavistowskiej ekipy prezydenta.
Po raz pierwszy od 2013 r., kiedy Nicolás Maduro przejął władzę po zmarłym Hugo Chávezie, istnieje realne ryzyko, że ją straci. Nie tylko ze względu na cofnięcie uznania jego rządu przez większość stolic obu Ameryk, które poszły śladami prezydenta Stanów Zjednoczonych Donalda Trumpa.
– Pierwszy raz na ulicę wyszli zwykli, biedni mieszkańcy miast. Dotychczas przeciwko chavistom protestowała klasa średnia – mówi DGP politolog Luis Salamanca z Universidad Central de Venezuela. – Po raz pierwszy też opozycja znalazła realnego lidera, którego popierają jej wszystkie frakcje. Juan Guaidó, choć kilka tygodni temu był mało znanym działaczem politycznym, wyrósł na prawdziwego przywódcę – dodaje prof. Salamanca. I Maduro o tym wie, o czym świadczy fakt, że publicznie zaoferował 35-letniemu Guaidó spotkanie, chociaż wcześniej na Twitterze określił go mianem „chłopaczka”.
Víctor Amaya, dziennikarz opozycyjnego dziennika „Tal Cual”, mówi DGP, że Maduro może liczyć najwyżej na 15 proc. poparcia. Chociaż lider opozycji z powodu – jak sam mówił – szacunku dla ofiar reżimu odrzucił propozycję spotkania z chavistami, okazało się, że widział się z ich przedstawicielami w ukryciu. Ci na dowód spotkania rozpowszechnili w internecie zdjęcia mężczyzny w bluzie z kapturem, z którego internauci stroili sobie potem żarty, publikując własne zdjęcia w kapturach z hashtagiem #GuaidóChallenge. Pod naciskiem opinii publicznej lider opozycji przyznał się w końcu do rozmów, choć nie powiedział, z kim konkretnie się widział.
Pojawiają się spekulacje, że chodziło o szarą eminencją wenezuelskich władz Diosdada Cabellę, przewodniczącego Narodowego Zgromadzenia Konstytucyjnego, osobę numer dwa w państwie Madury. Cabello jest byłym wojskowym, o którym spekulowano nawet, że z poparciem armii mógłby przejąć władzę. Víctor Amayo uważa, że do tego nie dojdzie, ponieważ Maduro i Cabello są swoim uzupełnieniem. Wątpi też, by ten drugi zdołał przeciągnąć armię na swoją stronę. Tymczasem, jak mówi prof. Salamanca, to jej rola może przeważyć losy konfliktu.
Maduro naprędce zarządził ćwiczenia wojskowe, by pokazać społeczeństwu, że mundurowi wciąż stoją za nim murem. Ale nasi rozmówcy wskazują, że armia nie jest monolitem. – Dowodzi tego choćby to, że Władimir Putin wysłał do Caracas 400 najemników, którzy mają chronić Madurę – mówi Amaya. Jak dodaje, w ciągu ostatnich trzech lat rząd utworzył struktury paramilitarne, funkcjonujące równolegle do sił zbrojnych, czyli Gwardię Narodową i Siły Operacji Specjalnych. Obie formacje podlegają bezpośrednio prezydentowi. To właśnie oficerowie Gwardii Narodowej zorganizowali dwa dni przed wybuchem protestów bunt w szkole wojskowej, kradnąc broń i porywając czterech urzędników.
Wielu niższych stopniem żołnierzy wyemigrowało, a 153 oficerów siedzi w więzieniu. Amayo dodaje, że wojsko oczekuje, iż Maduro podejmie dialog z opozycją i zgodzi się na kompromis. Na razie Guaidó, który ogłosił się tymczasowym szefem państwa, próbuje zachęcić je do przejścia na swoją stronę, oferując amnestię. Ramy możliwego kompromisu zaproponowały Madurze największe kraje Unii Europejskiej. Miałby on polegać na rozpisaniu przedterminowych wyborów prezydenckich. Jeśli do tego nie dojdzie, Europa odgraża się, że w ślad za USA uzna Juana Guaidó za głowę państwa. Maduro odrzucił to ultimatum.
Jak podają wenezuelskie media, do tej pory zginęło 44 protestujących, a niemal 800 zostało zatrzymanych. Ale były żołnierz Gwardii Narodowej, z którym rozmawialiśmy, mówi, że rzeczywistość jest znacznie gorsza. – W nocy wyciąga się opozycjonistów z domów. W ten sposób zamordowano już 10 osób. Ponieważ Gwardia Narodowa odmawia wykonywania tego typu rozkazów, robią to colectivos, bandy wynajętych przestępców na motorach – twierdzi nasz rozmówca. Władze zaprzeczają oskarżeniom.
Maduro nie zamierza zwoływać wyborów, ale zabezpiecza się na wypadek utraty władzy. Bank centralny zaczął wyprzedawać rezerwy złota Turcji, a gigant naftowy PDVSA ogłosił sprzedaż ropy na wolnym rynku. Maduro udzielił też schronienia członkom kolumbijskiej Armii Wyzwolenia Narodowego (ELN), by zarządzali nielegalnymi kopalniami złota na terenie Wenezueli (ELN przeprowadziła ostatnio zamach na szkołę policyjną w Bogocie, zabijając 20 kadetów). Następca Cháveza zbiera więc środki na wypadek nałożenia przez USA embarga na handel ropą naftową, co zapowiadał Trump. Eksport surowca do Stanów Zjednoczonych jest jedynym poważnym źródłem utrzymania reżimu. Wenezuela dostarcza ją również Chinom i Rosji, ale robi to na poczet zaciągniętych długów.
Najbardziej prawdopodobny scenariusz rozwiązania konfliktu to – według Luisa Salamanki – opcja rumuńska, ale bez zabicia Madury, a więc wypowiedzenie mu posłuszeństwa przez wojsko i służby. Politolog nie wyklucza także innego scenariusza, polegającego na powolnym wykańczaniu Madury sankcjami i zakulisowymi działaniami amerykańskiej administracji, tak by sam zrezygnował, kiedy nie będzie już miał alternatywy. Takie działania Waszyngton już zaczął realizować, starając się m.in. odcinać Madurę od zagranicznego finansowania.
Víctor Amaya dodaje, że nie dojdzie do najczarniejszego scenariusza, czyli wojny domowej. Według niego trudno sobie też wyobrazić interwencję zbrojną USA, bo na terenie Wenezueli przebywają rosyjscy najemnicy, których wysłano z Moskwy wraz z bombowcami Tu-160, czemu jednak zaprzecza i Kreml, i Maduro. Pewne za to są kolejne protesty. Następną masową manifestację Juan Guaidó zwołał na jutro. Drugą, najpewniej jeszcze większą, na sobotę.
Putin wysłał do Caracas 400 najemników, aby chronili Madurę