Resort zdrowia zamierza zmienić przepisy tak, aby łatwiej było kierować chorych na obserwację oraz na przymusowe leczenie szpitalne
Ocenianie stanu psychicznego Stefana W. na podstawie nagrań, na których widać moment ataku, jest – zdaniem prof. Agaty Szulc, prezes Polskiego Towarzystwa Psychiatrycznego (PTP) – zupełnie nieuzasadnione. – W ten sposób nie da się stwierdzić stanu psychicznego. Może to być jeden z materiałów przy analizie zachowania, ale nie jedyny – dodaje. Jej zdaniem nie ma żadnych podstaw, żeby łączyć zbrodnię automatycznie z chorobą psychiczną. Według PTP nieuzasadnione wyroki mogą prowadzić do stygmatyzowania osób z chorobami psychicznymi.

Wątpliwa niepoczytalność

Jeden z ekspertów wskazuje, że to, iż zabójstwo było planowane (sprawca musiał zaopatrzyć się w nóż, wejść na imprezę etc.), nie wskazuje na działanie w afekcie czy stanie, który by świadczył o jego niepoczytalności.
Profesor Piotr Gałecki, konsultant krajowy w dziedzinie psychiatrii, podkreśla – tak jak prof. Szulc – że nie da się nic wyrokować na podstawie nagrań. – O stanie psychicznym sprawcy zadecydują biegli, których powołuje prokurator – tłumaczy procedury prof. Gałecki. I dodaje, że w takich sytuacjach procedura wygląda tak, że jeżeli dwóch biegłych psychiatrów nie wyda kategorycznej opinii na temat stanu psychicznego osoby zatrzymanej w chwili dokonania czynu, to sąd na wniosek prokuratora kieruje taką osobę na obserwację sądowo-psychiatryczną (od 4 do 8 tygodni). Jednak nawet jeżeli ktoś choruje na poważne zaburzenie psychiczne, nie oznacza to, że jest niepoczytalny i nie można przypisać mu winy i nie może odbyć kary. Oznacza jedynie, że powinien być leczony.
Przedstawiciele służby więziennej przekonują, że Stefan W. nigdy nie był izolowany od innych więźniów. Przebywał w celach wieloosobowych i nie sprawiał problemów wychowawczych przez cały okres odbywania kary. Nie stosowano również wobec niego środków przymusu bezpośredniego. Nie ma na razie też oficjalnego lekarskiego potwierdzenia, że u zabójcy prezydenta Gdańska stwierdzono schizofrenię.
Jeszcze przed sobotnimi uroczystościami pogrzebowymi pojawiły się informacje o tym, że Stefan W. miał dziwne znajomości w więzieniu i brał narkotyki. Jedna z hipotez zakładała, że mógł działać na zlecenie. Na pewno wiadomo, że sprawnie posługiwał się nożem i wiedział, jak zadać śmiertelny cios.
Ministerstwo Zdrowia – w kontekście zabójstwa Pawła Adamowicza – chce wprowadzić nowe możliwości kierowania na obligatoryjne badania i leczenie osób, u których – jak mówi minister Łukasz Szumowski – istnieje podwyższone ryzyko popełnienia przestępstwa po wyjściu na wolność. Jeżeli u kogoś w trakcie odbywania kary w więzieniu zostanie rozpoznana choroba psychiczna lub zaburzenia osobowości, uzależnienie od narkotyków czy alkoholu i rozpoczęte zostanie leczenie w zakładzie karnym, będzie można wprowadzić nakaz jego kontynuowania po wyjściu na wolność.
Kłopot polega na tym, że obecnie nie ma możliwości skierowania na leczenie ambulatoryjne lub szpitalne skazanego odbywającego karę pozbawienia wolności po opuszczeniu przez niego zakładu karnego, jeżeli zaburzenia ujawniły się w trakcie wykonywanej kary, a nie miały bezpośredniego związku z popełnionym czynem (nie dotyczyły sprawy, za którą został skazany). Po zmianie przepisów np. dyrektor więzienia (po opinii biegłych) mógłby skierować wniosek do sądu, aby ten nakazał przymusowe leczenie psychiatryczne. Obecnie na przymusowe leczenie w takiej sytuacji może skierować tylko rodzina – składając wniosek do sądu. To jednak procedura, która może trwać nawet pół roku. Sąd wnikliwie analizuje sytuację (i nic dziwnego – ma to chronić przed nieuzasadnionym pomówieniem przez wnioskodawcę). Warto zaznaczyć, że sam fakt istnienia zaburzenia psychicznego nie jest wystarczający do przymusowego leczenia.

Sankcje za brak terapii

W przypadku Stefana W. mogła to zrobić matka. Po zmianie przepisów miałaby również do tego prawo dyrekcja zakładu karnego, a sąd mógłby skierować taką osobę na leczenie przymusowe.
Drugą zmianą jest to, że pojawi się sankcja za brak udziału w terapii (taki środek zabezpieczający stosuje się wobec osób, które dokonały czynu zabronionego i miał on związek z zaburzeniem psychicznym). – Bez niej często się zdarza, że takie osoby ignorują nakaz leczenia – mówi prof. Piotr Gałecki. Przywołuje przykład, w którym opiniował. Sprawa dotyczyła pedofila. Nie zgłaszał się na leczenie i lekarz zawiadomił sąd, że był u niego tylko dwa razy w ciągu dwóch lat, co nie gwarantuje efektywności terapii. Biegli uznali, że ta osoba jest niebezpieczna, ale sędzia nie mógł jej zmusić do leczenia szpitalnego.
Resorty zdrowia i sprawiedliwości chcą wprowadzić zmiany, które umożliwią sądowi w takim przypadku skierowanie np. do szpitala na psychiatryczne leczenie zamknięte. Resort przekonuje, że trzeba będzie dołożyć pieniędzy, m.in. po to, żeby zwiększyć, jak przewidują o ok. liczbę łóżek w sądowych szpitalach psychiatrycznych.
Resort zdrowia chciałby też wprowadzić specjalne zobiektywizowane narzędzia oceny czynników ryzyka ponowienia czynu zabronionego lub czynu agresywnego, po które mogliby sięgać biegli. Obecnie ich stosowanie nie jest obowiązkowe.