13 stycznia, podczas finału Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy w Gdańsku, prezydent miasta Paweł Adamowicz został trzykrotnie ugodzony nożem. Mimo interwencji lekarzy ataku nie przeżył. Morderstwa dokonał karany 27-latek, zmagający się z problemami psychicznymi. Podczas zamachu wykrzykiwał hasła skierowane przeciw Platformie Obywatelskiej i władzy sądowniczej.
Magazyn DGP / Dziennik Gazeta Prawna/Inne
Tyle fakty, chciałoby się powiedzieć, choć nawet najbardziej neutralny język jest z konieczności wybiórczy i, dotykając przedmiotu, zmienia to, co opisuje. Ale mimo to przyjmijmy, że fakty są mniej więcej takie.
Zaraz po tym wydarzeniu – a było to, dodam od siebie, dokładnie trzy dni po tym, jak słuch mojego nowo narodzonego dziecka został przebadany sprzętem WOŚP – większość z nas była zagubiona i zdezorientowana. Szukaliśmy wsparcia emocjonalnego i intelektualnego u przyjaciół – jak mamy się czuć? Co mamy myśleć? Takie rzeczy nie są od razu jasne, gdy dzieje się coś, co radykalnie przerywa rutynę rzeczywistości. Przyjaciółka napisała do mnie, że jeszcze nie ma pojęcia, co myśli; jedyne, co wie, to tyle, że dzieje się historia.
Myślę, że nie miała racji. Historia nie działa się 13 stycznia; może nie działa się nawet i dzień później. Historia bowiem rzadko dzieje się od razu – ona sobie czeka, czając się, aż fakt obrośnie w opowieść. Historią nie jest jeszcze trzykrotne dźgnięcie nożem; historia wchodzi na arenę dopiero wtedy, gdy wiemy, kto dźgnął i kogo – ale przede wszystkim, z jakiego zrobił to powodu. Wtedy, gdy już wiemy, co to oznacza dla nas, jak nas to zmieni, co nigdy nie będzie takie samo. A nade wszystko historia potrzebuje wiedzieć, kto jest winny. Nawet najbardziej spektakularne wydarzenia – jak choćby atak samolotowy w 2001 r. na wieże WTC w Nowym Jorku – zastają prezydentów w oniemieniu (pamiętacie twarz prezydenta G.W. Busha, który na szkolnym spotkaniu z uczniami dostaje wiadomość o ataku?), a historię tworzą dopiero, kiedy zdefiniowano „oś zła” i kiedy wiadomo, jak i na kim się zemścić i z kim pójść na wojnę.
Po tragedii w Smoleńsku polski naród był po prostu w szoku; przez całe dnie nie wiedzieliśmy, co myśleć i jak się czuć. Miejsce Smoleńska w historii rozstrzygnęło się dopiero wiele miesięcy, a nawet wiele lat później, gdy napisano doń preludium medialno-polityczne w postaci spisku Tuska z Putinem i zamachu na polską suwerenność, w konsekwencji na lata doprowadzając do tragicznego podziału Polski na dwa wrogie plemiona.
Ten konkretny kawałek historii, historii Pawła Adamowicza, zaczyna się więc dopiero wiele godzin po śmierci, a może nawet dopiero dziś, a może jutro lub za miesiąc. Jego bieg jest wciąż jeszcze zakładnikiem trudno przewidywalnej meteorologii medialnych cyklonów. W gazetach i telewizji, w radiu i na Twitterze, na portalach internetowych i na Facebooku, wypowiadają się ludzie, tworzą się hashtagi, po darwinowsku jedne memy walczą o dominację nad innymi memami. Co z tego wyniknie, będzie naszą historią.
Może ten fakt, fakt zabójstwa, stanie się momentem przynajmniej częściowego pojednania narodowego? Ciszej nad tą trumną, mówią najpierw i jedni, i drudzy, do tego, wydawać by się mogło, dążąc. Ale wspólne milczenie jest tu jak dylemat więźnia w teorii gier – niby służy wszystkim, ale kto pierwszy się wyłamie, ten zgarnia wszystko. A może w sztormach medialnych pierwszy na wierzch wypłynie szkodliwy wpływ nachalnej antyopozycyjnej retoryki PiS i przyzwolenia na mowę nienawiści, która wypełnia imaginarium społecznie „wrażliwych” elementów? Wtedy historia obwoła zabójstwo Adamowicza momentem, w którym dokonał się odwrót od partii rządzącej, symbolem klęski polityki emocjonalnej i zbyt narodowocentrycznej opowieści. A może Adamowicz, jeśli ktoś umiejętnie pokieruje wyżami i niżami w internecie, zostanie po prostu ofiarą bandyty i recydywisty, człowieka chorego – i w ten sposób w ogóle zostanie wyłączony z historii i zejdzie do podziemia przypadku?
Wciąż jeszcze nie wiemy. Meteorologiczna mapa medialna zmienia się z momentu na moment. Ja czekam na historię, obserwując te sztormy z rosnącym poczuciem bezsilności, przekonana (doświadczeniem), że nie umiem przewidzieć, co się stanie; że ostateczny kształt tej historycznej opowieści mnie zszokuje i zaskoczy.