Posłowie Kukiz'15 zapowiedzieli złożenie w czwartek w Sejmie projektu ustawy dot. jawności wynagrodzeń w Narodowym Banku Polskim. Lider ruchu Paweł Kukiz powiedział, że projekt uniemożliwi prezesowi NBP Adamowi Glapińskiemu traktowanie banku jak "swój prywatny folwark".

"Kukiz'15 składa dziś projekt ustawy, który uniemożliwi panu Adamowi Glapińskiemu traktowanie NBP jako swój prywatny folwark" - podkreślił Kukiz na czwartkowej konferencji prasowej zorganizowanej pod siedzibą NBP. Według polityka projekt wprowadza też kontrolę sejmową nad wysokością zarobków w NBP.

Wicemarszałek Sejmu Stanisław Tyszka (Kukiz'15) dodał, że projekt zakłada m.in odebranie prezesowi i zarządowi NBP możliwości kształtowania wynagrodzeń pracowników tego banku i przekazanie tej kompetencji do Sejmu. Według Tyszki wysokość wynagrodzeń w NBP miałaby być ustalona zarządzeniem marszałka Sejmu, które poprzedzi szeroka debata publiczna i ostateczna decyzja Sejmu. Zgodnie z projektem propozycje wynagrodzeń w pracowników NBP miałby przedkładać prezes banku.

Zdaniem Tyszki proponowane rozwiązania wspierają też utrzymanie niezależności NBP poprzez wprowadzenie przejrzystości w kształtowaniu wynagrodzeń. "Jednak sama jawność nie wystarczy. Należy też obniżyć te wynagrodzenia. W tabeli płac NIK wynagrodzenie na poziomie dyrektora departamentu to jest maksymalnie ok. 13,5 tys. zł brutto. To może być wstępny odnośnik" - zaznaczył wicemarszałek.

"Chcemy powstrzymać program koryto plus, który PiS realizuje dla swoich działaczy konsekwentnie od trzech lat kontynuując politykę prorodzinną, propartyjną PO-PSL" - oświadczył Tyszka.

Pod koniec grudnia ub.r. "Gazeta Wyborcza" donosiła o dwóch współpracownicach prezesa NBP Adama Glapińskiego - szefowej departamentu komunikacji i promocji Martynie Wojciechowskiej oraz dyrektor gabinetu prezesa NBP Kamili Sukiennik. Gazeta napisała wówczas, że zarobki Martyny Wojciechowskiej wynoszą ok. 65 tys. zł, "wraz z premiami, dodatkowymi dochodami i bonusami", czemu bank zaprzeczył. Według najnowszych doniesień medialnych pensja Wojciechowskiej wynosić może nawet ok. 80 tys. zł miesięcznie.

Na środowej konferencji prasowej zastępca dyrektora departamentu kadr w NBP Ewa Raczko mówiła, że "żaden z dyrektorów w NBP nie otrzymuje powszechnie i nieprawdziwie podawanego w mediach miesięcznego wynagrodzenia w wysokości ok. 65 tys. zł bądź wyższej". Dodała, że środki na wynagrodzenia w NBP stanowią część ogółu środków NBP i nie pochodzą z budżetu państwa. Oświadczyła, że nie poda miesięcznego wynagrodzenia z PIT-u dyrektor Wojciechowskiej, "bo nie przygotowane jest w oświadczeniu". "Pewne granice prezentowania informacji są" - powiedziała. "Na pewno nie zarabia - powtórzyć mogę - rewelacyjnych 65 tys. zł miesięcznie" - dodała.

Także w środę prezes NBP Adam Glapiński mówił na konferencji prasowej, że "ustawę o jawności wynagrodzeń w Narodowym Banku Polskim podpisze obydwoma rękoma". Jak dodał, aby mógł to zrobić, trzeba ją najpierw uchwalić. Ocenił, że ustawa ta będzie fatalna dla funkcjonowania NBP. Mówił też, że w mediach "szczególnie się uczepiono dwóch pań dyrektor" i że było to "haniebne, brutalne, prymitywne, seksistowskie pastwienie się nad dwoma matkami".

W środę rzeczniczka PiS Beata Mazurek powiedziała dziennikarzom w Sejmie, że nie jest usatysfakcjonowana wyjaśnieniami Narodowego Banku Polskiego w sprawie wysokości zarobków w tej instytucji. Mazurek poinformowała, że PiS przedstawi projekt ustawy, która wprowadzi jawność wysokości wynagrodzeń w Narodowym Banku Polskim zarówno obecnie, jak i za poprzednich zarządów; ustali ona również górną granicę zarobków dla osób zajmujących funkcje kierownicze w NBP.

Wcześniej swój projekt w sprawie jawności zarobków m.in. w NBP zaprezentowała PO. Zakłada on m.in. zobowiązanie prezesa NBP, członków zarządu oraz osób zajmujących kierownicze stanowiska w NBP, do składania jawnych oświadczeń majątkowych.