Komisja Europejska sugeruje, że Francja uniknie kar za nadmierny deficyt. W zamian prezydent powinien w 2019 r. kontynuować reformy.
Ulgowe podejście do rosnącej dziury we francuskim planie finansowym na kolejny rok zapowiedział w zeszłym tygodniu Günther Oettinger, komisarz ds. budżetu i zasobów ludzkich w Komisji Europejskiej. – Kilka tygodni temu przeanalizowaliśmy francuski budżet i nie będziemy teraz tego czynić ponownie – powiedział w wywiadzie dla niemieckiej grupy medialnej Funke.
Francuski deficyt na 2019 r. jeszcze niedawno prognozowano na 2,8 proc. Na jego wzrost przełożyły się obietnice prezydenta Emmanuela Macrona, mające uspokoić „żółte kamizelki”, nieformalny ruch protestu powstały w odpowiedzi na zapowiedzianą przez rząd podwyżkę cen diesla. „Żółte kamizelki” od dwóch miesięcy organizują w całym kraju blokady dróg. Co sobotę w centrum Paryża dochodzi do wielotysięcznych demonstracji, które najczęściej kończą się walkami z oddziałami policji.
Pod presją rosnącego chaosu rząd najpierw wstrzymał wprowadzenie podatku, który miał spowodować podniesienie cen paliw. Następnie prezydent zapowiedział podwyżkę pensji minimalnej, zwolnienie nadgodzin z opodatkowania oraz uwolnienie dużej części emerytów od obowiązku płacenia nowego podatku od emerytur. Uspokojenie protestów będzie kosztowało francuski budżet kilkanaście miliardów euro. W efekcie deficyt przekroczy próg 3 proc., a za to w strefie euro grożą kary. Ale tym razem ten scenariusz – jak sugeruje Oettinger – nie zostanie wcielony w życie. Komisarz stawia jednak warunki: Macron musi kontynuować politykę reform, przede wszystkim związanych z rynkiem pracy.
Emmanuel Macron zdobył prezydenturę, zapowiadając nową jakość polityczną i potrzebę gruntownych reform. W maju 2017 r., gdy obejmował urząd głowy państwa, bezrobocie we Francji sięgało 9,6 proc. Na gruntowne zmiany w gospodarce nie zdecydowano się od dekad, a politycy finansowali rozbudowany aparat socjalny przez nakładanie kolejnych podatków. Przed Macronem tylko prezydent Jacques Chirac w 1995 r. chciał mocno zliberalizować rynek pracy. Masowe strajki organizowane przez związki zawodowe zmusiły go do rezygnacji z planów. Obecnie wydatki socjalne to aż 31,5 proc. francuskiego PKB. Jednocześnie jest to kraj, który w Unii Europejskiej ma najwyższe pozapłacowe koszty zatrudnienia.
Macron, korzystając z wysokiego poparcia w pierwszych miesiącach prezydentury, doprowadził do reform w prawie pracy, które weszły w życie we wrześniu 2017 r. „Nowe prawo pracy znacznie uprościło negocjacje warunków zatrudnienia między pracodawcą a pracownikami, ograniczając wpływy związków zawodowych w przedsiębiorstwach zatrudniających mniej niż 50 pracowników” – tak zmiany opisywał dr Łukasz Jurczyszyn w analizie Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych. „Ponadto wprowadzono limit wysokości odszkodowań z tytułu zwolnień, co znacznie ułatwiło dostosowywanie poziomu zatrudnienia w firmach do rzeczywistych potrzeb” – oceniał ekspert.
W pierwszej poważnej poprawce dotyczącej rynku pracy Macronowi pomogła polepszająca się sytuacja gospodarcza. Jak wskazują wyliczenia agencji informacyjnej Bloomberg, od objęcia władzy przez Macrona we Francji zaczęły rosnąć inwestycje krajowego biznesu. Pierwszy rok prezydentury zakończył się też wzrostem dynamiki PKB oraz rosnącą konsumpcją. W 2018 r. ministerstwo pracy stopniowo wprowadzało programy mające pomóc w szkoleniu pracowników i nabywaniu nowych kwalifikacji potrzebnych przy zmianie pracy. O ich faktycznym wpływie na rynek pracy będzie można mówić jednak dopiero za kilka lat. Bolączką Francji pozostaje duża liczba osób pracujących na umowach śmieciowych.
W 2018 r. rząd reformował również wiele innych dziedzin. Wprowadzono nową, bardziej restrykcyjną politykę migracyjną i azylową, która z jednej strony ma zmniejszyć liczbę migrantów docierających do Francji, a z drugiej strony przeznacza nowe środki na projekty integracyjne kierowane w stronę rodzin migranckich. Pod presją licznych ataków Paryż zreformował także swoją politykę antyterrorystyczną. Utworzono Narodowe Centrum Przeciwdziałania Terroryzmowi, które podlega prezydentowi. Zwiększono też liczbę zatrudnionych w instytucjach zajmujących się tym problemem.
W 2019 r. obóz prezydencki chce zmniejszyć wysokość zasiłków wypłacanych osobom, które utraciły pracę. Obecnie są one uzależnione od wysokości pensji, którą otrzymywał były pracownik, i sięgają nawet kilku tysięcy euro miesięcznie, wypłacanych przez dwa lata.
Jest mało prawdopodobne, żeby wprowadzenie tych zmian odbyło się bez protestów. Tak samo, jak raczej nie przejdą gładko inne tegoroczne plany prezydenta: reforma systemu emerytalnego i odchudzenie sektora publicznego, czego konsekwencją ma być mniejsza liczba państwowych urzędników. Prezydent będzie wprowadzał niepopularne reformy przy rekordowo niskim poparciu społecznym i w trakcie kampanii wyborczej do Parlamentu Europejskiego.