Dwie dziennikarki z telewizji publicznej France 2 Montpellier oświadczyły w sobotę agencji AFP, że spotkały się z agresją i zostały pobite przez "żółte kamizelki" w Boulou przy granicy z Hiszpanią, gdzie przy bramkach pobierania opłat trwa blokada drogi.

Anne Domy, redaktor, i Audrey Guiraud, fotoreportażystka obserwowały sytuację na drodze A9 koło Boulou, gdzie protestujący częściowo zablokowali przejazd.

Arkadiusz Mularczyk świątecznie: Życzę opozycji czegoś więcej niż tylko hasła "trzeba odsunąć PiS od władzy">>

"Wszystko zmieniło się po południu, kiedy policja puściła gaz łzawiący, by rozpędzić demonstrantów, a tłum wpadł w panikę - powiedziała Domy przez telefon agencji AFP. - Z koleżanką zostałyśmy zaatakowane, ścigane, pobite przez tłum demonstrantów, którzy nas całkowicie otoczyli".

Obie jednak, jak twierdzą, zostały wyratowane przez człowieka w żółtej kamizelce, który pozwolił im uciec.

Szymon Hołownia: Czuję się Zdzisławem Kręciną polskiego katolicyzmu. Kibicuję, macham szalikiem, krzyczę "Jezus! Jezus!" [WYWIAD]>>

To nie pierwszy przypadek agresji wobec dziennikarzy - przypomina AFP. W Tuluzie pięcioro dziennikarzy z prywatnych kanałów CNEWS i BFMTV pod koniec listopada złożyło skargę na "agresywną przemoc", "grożenie śmiercią" i zgłosiło, że skopano ich, opluto i goniono po ulicy.

Jak podało wieczorem francuskie MSW, w sobotę w manifestacjach o godzinie 18 uczestniczyło w całej Francji 36,6 tys. osób, podczas gdy tydzień temu manifestowało o tej samej porze 66 tys.

W Paryżu policja naliczyła 2 tys. demonstrujących. Zatrzymano 142 osoby, z czego 19 aresztowano.