Od 2 do 3 tysięcy osób demonstrowało w piątek późnym wieczorem, po raz trzeci z rzędu, w centrum Budapesztu przeciwko "ustawie niewolniczej" jak nazywają nowelizację kodeksu pracy. Policjanci użyli gazu łzawiącego, gdy demonstranci obrzucili ich butelkami.

W środę węgierski parlament, mimo sprzeciwu posłów opozycji, przyjął nowelizację kodeksu pracy, zwiększającą górny limit nadliczbowych godzin pracy. W myśl nowych przepisów limit ten zwiększy się z 250 do 400 godzin rocznie, przy czym ich rozliczanie w formie dodatkowego wynagrodzenia bądź dni wolnych będzie następować w ciągu trzech lat, a nie tak jak obecnie w ciągu jednego roku.

Nowelizacja została określona przez przeciwników mianem "ustawy niewolniczej". Wyrażane są m.in. obawy, że choć branie większej liczy nadgodzin ma być dobrowolne, to pracodawcy będą zmuszać do tego pracowników pod groźbą zwolnienia.

Premier Viktor Orban powiedział po głosowaniu, że nowelizacja będzie korzystna dla pracowników. Wskazywał, że pozwoli ona chętnym więcej pracować i więcej zarabiać. Odnośnie obaw o ewentualne przymuszanie pracowników do nadgodzin zauważył, że na Węgrzech brakuje siły roboczej i pracownik ma do wyboru różne oferty pracy.

Demonstracje organizowane są nieformalnie za pośrednictwem portali społecznościowych. Protest przeciwko nowelizacji kodeksu pracy zjednoczył opozycję. W demonstracjach biorą udział politycy i zwolennicy zarówno lewicy, jak i skrajnej prawicy.

Według oficjalnych danych podczas dwóch pierwszych demonstracji policja zatrzymała 51 osób, a 22 zostały aresztowane. Podczas starć rannych zostało 14 policjantów - w środę dziewięciu, a czwartek pięciu.