Krytycy premier Theresy May w jej własnej Partii Konserwatywnej, przywódcy Demokratycznej Partii Unionistów i politycy opozycji skrytykowali w poniedziałek rząd już po nieoficjalnych doniesieniach o przełożeniu wyznaczonego na wtorek głosowania ws. Brexitu.

Wcześniej służby prasowe parlamentu podały, że brytyjska premier wygłosi w poniedziałek po południu niespodziewane oświadczenie w Izbie Gmin dotyczące wyjścia Wielkiej Brytanii z UE. Media nieoficjalnie informowały o tym, że szefowa rządu postanowiła przełożyć zaplanowane na wtorek głosowanie w sprawie Brexitu.

Informację o przełożeniu głosowania jako pierwszy podał serwis agencji Bloomberga, a następnie, powołując się na źródła w gabinecie May, doniesienia te potwierdzili także dziennikarze telewizji BBC, Sky News i dziennika "The Telegraph".

Parlamentarna arytmetyka sugeruje, że szefowa mniejszościowego rządu miałaby minimalne szanse na zwycięstwo - swój sprzeciw zapowiedziały nie tylko wszystkie opozycyjne partie, ale także ponad 100 deputowanych torysów oraz 10 posłów wspierającej rząd północnoirlandzkiej Demokratycznej Partii Unionistów.

Stojący na czele liczącej około 80-100 grupy eurosceptycznych posłów, którzy stanowią wewnętrzną opozycję wobec premier w Partii Konserwatywnej, były wiceminister ds. Brexitu Steve Baker ocenił, że opóźnienie głosowania "jest zasadniczo porażką porozumienia w sprawie Brexitu wypracowanego przez premier".

"Warunki umowy w sprawie wyjścia były tak złe, że nawet nie odważyła się poddać jej parlamentowi pod głosowanie. To nie jest oznaka tego, że mamy do czynienia ze stabilnym rządem lub silnym planem" - ocenił.

Jednoznacznie krytyczni byli przywódcy wspierającej mniejszościowy rząd May północnoirlandzkiej Demokratycznej Partii Unionistów.

Szefowa ugrupowania Arlene Foster skupiła się na krytyce tzw. mechanizmu awaryjnego (ang. backstop), gwarantującego uniknięcie powrotu do tzw. twardej granicy pomiędzy Irlandią Północną a Irlandią przez zmuszenie Wielkiej Brytanii do pozostania w unii celnej z UE; backstop może też oznaczać wprowadzenie różnic regulacyjnych między Wielką Brytanią a będącą częścią Zjednoczonego Królestwa Irlandią Północną.

"Właśnie zakończyłam rozmowę telefoniczną z premier. Mój przekaz był jasny: mechanizm awaryjny musi zniknąć. Zmarnowaliśmy zbyt dużo czasu, potrzebujemy lepszej umowy. Jestem zawiedziona, że zajęło to premier tak dużo czasu, aby nas posłuchać" - napisała na Twitterze.

W podobnym tonie wypowiedział się jej zastępca Nigel Dodds, który uznał, że głosowanie zostało przełożone, bo "inaczej (rząd) byłby pokonany przytłaczającą (większością głosów)".

"Odłożenie go w czasie może być przydatne tylko wtedy, jeśli rząd jest gotowy pojechać do Brukseli i nalegać na konieczne zmiany w umowie o wyjściu (z UE)" - powiedział.

Lider opozycyjnej Partii Pracy Jeremy Corbyn napisał w oświadczeniu, że "rząd uznał, iż wypracowane przez Theresę May porozumienie jest tak tragiczne, że podjął w ostatniej chwili desperacką decyzję o opóźnieniu własnego głosowania".

"Wiedzieliśmy od co najmniej dwóch tygodni, że porozumienie May jest najgorszym z możliwych i zostanie odrzucone przez parlament, bo jest szkodliwe dla Wielkiej Brytanii. (Szefowa rządu) próbowała dalej je procedować (...) a powinna była wrócić do Brukseli w celu renegocjacji lub rozpisać wybory, aby opinia publiczna mogła wybrać rząd, który byłby to w stanie zrobić" - dodał.

Corbyn ocenił, że Wielka Brytania "nie ma funkcjonującego rządu"; ostrzegł też przed kryzysem w sektorze publicznym. "W przyszłych rozmowach z Brukselą musimy skupić się na alternatywnym planie Partii Pracy, który stawia na pierwszym miejscu na ochronę miejsc pracy" - dodał.

Jednocześnie pierwsza minister Szkocji i liderka Szkockiej Partii Narodowej (SNP) Nicola Sturgeon oceniła decyzję premier May jako "żałosne tchórzostwo ze strony konserwatywnego rządu, który (...) popada w absolutny chaos".

"To ostateczny dowód na to, że interesy głęboko podzielonej Partii Konserwatywnej mają znacznie większe znaczenie dla szefowej rządu, niż miejsca pracy i standardy życia. To niewybaczalne zaniechanie odpowiedzialności, a brytyjski rząd powinien teraz odejść i pozwolić innym na przejęcie kontroli (nad procesem wyjścia z UE)" - napisała w oświadczeniu.

Jak dodała, "wygląda na to, że głosowanie zostało opóźnione ze względu na wojnę domową wśród torysów, w ramach desperackiej próby uratowania stanowiska przez premier".

"Szkocja zagłosowała przytłaczającą większością za pozostaniem (w UE), ale po raz kolejny nasze głosy są ignorowane, tak jak były przez cały czas tego tragicznego i niekompetentnie zarządzanego procesu Brexitu" - napisała Sturgeon.

Szefowa SNP zapowiedziała także, że gdyby Partia Pracy złożyła formalny wniosek o wotum nieufności dla rządu to jej ugrupowanie je poprze i "może pracować razem (z laburzystami) nad tym, aby dać ludziom szansę na zatrzymanie Brexitu przez kolejne głosowanie (w referendum)".

Podobnie krytyczny był lider Liberalnych Demokratów Vince Cable, który ocenił, że decyzja May sprawia, że szefowa rządu jest "beznadziejnie osłabiona".

"Nie ma sensu odkładać głosowania w czasie, skoro nic się nie zmieni, jeśli chodzi o umowę. (...) Ten impas musi zostać przełamany przez danie wyborcom prawa ostatecznego głosu, w tym szansy na pozostanie w Unii Europejskiej" - powiedział.

Jednocześnie głos zabrał irlandzki premier Leo Varadkar, który ostrzegł, że - wbrew nadziejom eurosceptycznych krytyków premier May - ponowne otwarcie negocjacji w sprawie irlandzkiej granicy "nie jest możliwe".

Z Londynu Jakub Krupa (PAP)