Prezydent Stanów Zjednoczonych Donald Trump udał się w niedzielę na amerykański cmentarz wojskowy w podparyskim Suresnes, gdzie złożył hołd amerykańskim żołnierzom, którzy polegli, walcząc w pierwszej wojnie światowej.

"Zebraliśmy się razem w tym uświęconym miejscu spoczynku, by złożyć hołd dzielnym Amerykanom, którzy wydali ostatnie tchnienie w tej groźnej walce" - powiedział Trump na cmentarzu, gdzie pochowanych jest ponad 1,5 tys. amerykańskich żołnierzy.

"Naszym obowiązkiem jest ochrona cywilizacji, której bronili oraz ochrona pokoju, który chcieli zapewnić, tak szlachetnie oddając życie przed stu laty" - dodał Trump, przemawiając na cmentarzu Suresnes.

Agencja AFP podkreśla, że prezydent przemawiał w deszczu, co jest tym bardziej znaczące, że nastąpiło dzień po odwołaniu przez Trumpa podróży na inny amerykański cmentarz wojskowy, leżący w lesie Belleau, około 100 km od Paryża. Biały Dom tłumaczył tę decyzję złą pogodą i niemożnością udania się na miejsce śmigłowcem, co wzbudziło szeroką krytykę. W zamian za prezydenta do lasu Belleau pojechała w sobotę delegacja pod kierownictwem szefa kancelarii Trumpa Johna Kelly'ego.

Wizyta w Suresnes była ostatnim punktem programu Trumpa w ramach paryskich obchodów setnej rocznicy zakończenia pierwszej wojny światowej. Prezydent udał się stamtąd bezpośrednio na lotnisko, z którego ma wylecieć w podróż powrotną do Waszyngtonu.

Wcześniej w niedzielę amerykański prezydent, wraz kilkudziesięcioma szefami innych państw i rządów, wziął udział w odbywających się pod paryskim Łukiem Triumfalnym obchodach. Agencja Associated Press zwróciła uwagę, że prezydent i pierwsza dama USA Melania Trump nie przybyli na miejsce z przywódcami innych państw, z których większość udała się wcześniej do Pałacu Elizejskiego i przyjechała stamtąd razem. Amerykańska para prezydencka przybyła na miejsce parę minut spóźniona, przez co nie zdążyła dokładnie na godz. 11 - gdy rozbrzmiały dzwony bijące w godzinie, w której dokładnie sto lat wcześniej weszło w życie zawieszenie broni. Biały Dom wyjaśniał, że przyczyną osobnego przyjazdu prezydenta były kwestie bezpieczeństwa. Osobno pod Łuk Triumfalny przybył również prezydent Rosji Władimir Putin - zauważa Associated Press. (PAP)