Ukraina pogodziła się z perspektywą powstania kontestowanego przez nią gazociągu Nord Stream 2, ale zamierza na drodze arbitrażu domagać się od Rosji miliardowych odszkodowań za utracone wpływy z tranzytu - pisze w czwartek niemiecki dziennik "Tagesspiegel".

Gazeta powołuje się na wypowiedź Jurija Witrenki, dyrektora komercyjnego państwowej spółki energetycznej Naftohaz Ukrainy, który ocenił, że szanse na utrzymanie tranzytu gazu ziemnego przez ukraińskie terytorium "nie są bardzo dobre".

Witrenko wskazał, że projekt rurociągu ma poparcie nie tylko rządu Niemiec, ale też współudział wielu europejskich przedsiębiorstw, zapewniony jego zdaniem "dzięki nieukrywanej korupcji". Jak zaznacza "Tagesspiegel", przedstawiciel władz Naftohazu nie przedstawił dowodów na poparcie swoich słów.

W ocenie Witrenki powodzenie "planu A", czyli powstrzymania budowy Nord Stream 2, nie jest prawdopodobne, dlatego trwają przygotowania do "planu B", gdy rozpocznie się eksploatacja gazociągu. "Gdy to nastąpi, zachodzi duże prawdopodobieństwo, że nie będzie już wcale tranzytu przez Ukrainę" - podkreślił.

Strona ukraińska zamierza wówczas pozwać rosyjski koncern Gazprom, zaangażowany w budowę Nord Stream 2, przed Trybunałem Arbitrażowym w Sztokholmie o wypłatę 12 mld euro w ramach odszkodowania za utracone wpływy z tranzytu.

Wcześniejszą deklarację kanclerz Niemiec Angeli Merkel, że będzie działała na rzecz udzielenia gwarancji Ukrainie w sprawie utrzymania statusu kraju tranzytowego, Witrenko skwitował słowami: "A co to znaczy gwarancje?". "Nie mamy żadnego podpisanego kontraktu. A nawet gdybyśmy go mieli, to umowa podpisana z Rosjanami jest niewiele warta" - wyjaśnił.

"Tagesspiegel" przypomina, że w lutym br. sztokholmski trybunał orzekł na korzyść Ukrainy w jej sporze z Gazpromem.

Jak informował wówczas Naftohaz (trybunał nie publikuje ani nie komentuje swoich wyroków), ukraińskiemu koncernowi przyznane zostało 4,63 mld USD odszkodowania za to, że Gazprom nie dostarczył uzgodnionej ilości gazu do tranzytu". Ponieważ wcześniej sąd ten orzekł, że Naftohaz ma spłacić Gazpromowi zadłużenie za dostawy gazu, ostatecznie ukraińskiemu przedsiębiorstwu należy się 2,56 mld USD. Orzeczenie to zamknęło ciągnący się od 2014 roku spór.

W grudniu 2017 r. sztokholmski sąd odrzucił roszczenia Gazpromu dotyczące zasady +take or pay+ (konieczność zapłaty za gaz nawet bez odbioru surowca). Naftohaz uzyskał ponadto decyzję o 10-krotnym zmniejszeniu przyszłych obowiązkowych dostaw gazu z Rosji i decyzję w sprawie jego ceny w 2014 roku. Sąd w Sztokholmie uznał wtedy także za nieważne zapisy w kontrakcie gazowym między Ukrainą i Rosją i nakazał ich dostosowanie do standardów rynkowych. Orzekł również, że Naftohaz nie musi płacić Gazpromowi za surowiec dostarczany na obszary na wschodzie kraju opanowane przez separatystów prorosyjskich.

Obecnie obowiązująca między Ukrainą a Rosją umowa na tranzyt wygasa w 2019 roku. Krótko potem uruchomiony ma zostać nie tylko Nord Stream 2 (o planowanej przepustowości 55 mld m sześc. rocznie), ale też gazociąg Turecki Potok (o przepustowości 35 mld m sześc.), którym rosyjski gaz ma płynąć przez Turcję do Europy. Łącznie oba te rurociągi dają przepustowość 90 mld m sześc, co odpowiada ilości gazu transportowanej obecnie przez terytorium ukraińskie - zaznacza "Tagesspiegel".(PAP)

akl/ kar/