Czas na kluczowe wnioski płynące z tegorocznych głosowań samorządowych, pierwszych zorganizowanych według nowej ordynacji przygotowanej przez posłów PiS. Najważniejszy: katastrofy nie było.
Wczoraj w 649 miejscach w kraju Polacy wybierali, w ramach II tury, swoich przyszłych wójtów, burmistrzów i prezydentów miast. Teraz pozostaje czekać na oficjalne wyniki, które poda Państwowa Komisja Wyborcza (PKW), a w dalszej perspektywie – na sprawozdania finansowe komitetów wyborczych.
Politycy partii rządzącej wydają się zadowoleni nie tylko z osiągniętego wyniku (choć równolegle o sukcesie mówi opozycja), ale i z organizacji wyborów. Wyraz temu zadowoleniu dali już w ubiegłym tygodniu, między I a I turą.
– W porównaniu z 2014 r. w tym roku wszystko przebiegło w sposób, który nie pozwala kwestionować wyniku wyborczego. Dziękuję za tytaniczną pracę Państwowej Komisji Wyborczej, Krajowemu Biuru Wyborczemu, urzędnikom i komisarzom wyborczym – takim stwierdzeniem wiceszef MSWiA Paweł Szefernaker otworzył ubiegłotygodniowe obrady rządowo-samorządowej Komisji Wspólnej.
Podsumujmy, jakie są główne wnioski płynące z wyborów 2018 r.
Niewydolne komisje obwodowe. To odwieczny problem większości wyborów i tym razem nie było inaczej. Z uwagi na niskie wynagrodzenia mało osób pali się do prac przy wydawaniu kart i liczeniu głosów. Sytuację utrudniła zmiana autorstwa PiS, która przewidywała dwie 9-osobowe komisje – do wydawania kart za dnia i do liczenia głosów w nocy. Szybko okazało się, że w komunikacji między komisjami dochodziło do zgrzytów (błędy w protokołach), a braki kadrowe opóźniały proces liczenia. – Szczególnie widoczne było to w obwodach z dużą ilością zarejestrowanych wyborców, np. w dużych miastach, gdzie nieliczna komisja nie była w stanie poradzić sobie z ilością wyborców w lokalu i wprowadzić np. warunki wymagane przez zasady tajności głosowania – stwierdzili członkowie akcji „Obserwatorzy w działaniu” w przygotowanym raporcie oceniającym przebieg I tury na Mazowszu. Często w komisjach pracowali ludzie „z przypadku”, bez doświadczenia, głównie dlatego, że komitety wyborcze zgłosiły zbyt mało swoich kandydatur. Szef PKW Wojciech Hermeliński stwierdził wręcz, że należy pomyśleć o utworzeniu korpusu członków obwodowych komisji wyborczych, na wzór korpusu urzędników wyborczych. Z kolei wśród komisarzy wyborczych pojawiają się też pomysły, by do prac w komisjach angażować więcej ludzi młodych, np. studentów prawa.
Odczarowanie karty. Wygląda na to, że tym razem nie będzie aż tak wielu głosów nieważnych, jak w 2014 r. Wtedy w wyborach np. na szczeblu szefów miast i gmin oddano 2,14 proc. głosów nieważnych, a w tym roku – tylko 1,15 proc. To pewnie efekt poluzowania przez ustawodawcę kryteriów, co można uznać za znak „x” (co najmniej dwie przecinające się linie w obrębie kratki), oraz odejścia od książeczkowej formy karty do głosowania (choć mogłaby być przy większej liczbie list).
Kodeks wyborczy nie nadąża za realiami. Ten problem pojawia się w każdych wyborach, ale w tym roku widoczne to było zwłaszcza w trzech aspektach: momentu rozpoczęcia agitacji wyborczej (problem prekampanii, np. w Warszawie), nieprzestrzegania ciszy wyborczej i możliwości dopisywania się do rejestru wyborców przez internet (wiele osób nie mogło zagłosować, bo nie otrzymało na czas decyzji urzędów – przy czym nikt, ani PKW, ani resort cyfryzacji czy lokalne urzędy, nie czuje się winny).
Długie oczekiwanie. PKW znów była krytykowana za powolne tempo zliczania głosów. Oficjalne wyniki I tury zaczęto podawać dopiero w środę wieczorem, trzy dni po głosowaniu. To i tak lepiej niż cztery lata temu, gdy na wyniki czekaliśmy tydzień. Wtedy nie zadziałał system informatyczny, teraz był przygotowany dużo lepiej.
Wybory wolne od polityki. Upolitycznienia bali się opozycja i wielu ekspertów. Niepokój budził sposób wyłaniania nowego szefa KBW i rekrutacji 100 komisarzy wyborczych (duży udział MSWiA). Dziś nie słychać zarzutów o upolitycznienie procesu wyborczego, nawet ze strony Koalicji Obywatelskiej (jej „Wolontariusze Wolnych Wyborów”mieli doglądać sytuacji w lokalach wyborczych), a pracę nowej szefowej KBW dobrze oceniają samorządowcy.
Rekordowa frekwencja. Wynik ponad 54 proc. świadczy o większej niż zwykle mobilizacji wyborców. To zemściło się na PiS w miastach, gdzie do urn ruszyli głównie zwolennicy kandydatów niezależnych lub opozycyjnych. Ale PiS zyskał w sejmikach, zwiększając swój stan posiadania z jednego województwa do sześciu, a możliwe, że ta liczba będzie większa po zakończeniu negocjacji koalicyjnych w regionach.
Wielu rozmówców podkreśla, że te wybory mogłyby być organizacyjną klęską, gdyby nie seria poprawek w kodeksie wyborczym. W toku prac parlamentarnych obóz rządzący przygotował pakiet ok. 180 poprawek, w których gubili się tak posłowie PiS, jak i opozycji pracujący w komisjach. A w czerwcu – z inicjatywy PKW – dokonano pilnej nowelizacji, która usunęła m.in. wymóg instalacji kamer w lokalach wyborczych. Potem PKW musiała naginać przepisy, by na czas zatwierdzić podział kraju na okręgi i zapewnić minimalne składy w komisjach.