Problemy Rumunii z praworządnością zamykają jej drogę do strefy Schengen.
Unia Europejska do tej pory nie znalazła skutecznego sposobu na Polskę i Węgry. Prowadzona wobec Warszawy procedura w ramach art. 7 unijnego traktatu jak na razie przynosi głównie szkody wizerunkowe. Budapesztowi najprawdopodobniej przyjdzie się z nią dopiero zmierzyć.
Do klubu „wyklętych” dołącza właśnie Rumunia. Brukselę niepokoją przeprowadzane zmiany w sądownictwie, które mogą utrudnić walkę z korupcją na szczytach władzy. Po masowych protestach w Bukareszcie, w wyniku których rannych zostało 400 osób, europarlament zdecydował, że w październiku przeprowadzi na ten temat debatę i przyjmie rezolucję. Z pewnością przybliży to groźbę uruchomienia wobec Bukaresztu art. 7, ale na razie to jeszcze dość odległa perspektywa.
Nie oznacza to jednak, że władze w Bukareszcie mogą spać spokojnie. Wspólnota może zastosować o wiele bardziej dotkliwą sankcję – zamknąć Rumunii drogę do strefy Schengen. Okazywanie paszportów na granicach jest uciążliwe, a zniesienie tego obowiązku jest traktowane jak sprawa honorowa. Dał temu wyraz rumuński europoseł Emilian Pavel, gdy mówił, że Rumuni, pozostając poza Schengen, czują się jak obywatele drugiej kategorii.
W UE od lat nie ma klimatu do rozszerzenia Schengen. Przypomniał o tym premier Holandii Mark Rutte podczas niedawnej wizyty w Bukareszcie. Rumuńska premier Viorica Dăncilă poprosiła go o wsparcie w staraniach o rozszerzenie strefy Schengen. Rutte odparł, że w tej sprawie ma odmienne od rumuńskich władz zdanie. Wyraził przy tym zaniepokojenie stanem praworządności w Rumunii.
Jego słowa nie były szczególnie zaskakujące – Holandia od lat jest przeciwna rozszerzaniu strefy otwartych granic. Holendrzy są sceptyczni wobec wszelkich pomysłów pogłębiania europejskiej integracji, twardo mówią nie m.in. rozszerzeniu UE o kraje Bałkanów Zachodnich. Słowa Ruttego wybrzmiały jednak szczególnie mocno w Bukareszcie, bo tego samego dnia sprawę włączenia Rumunii i Bułgarii do obszaru bez granic całkowicie pominął przewodniczący Komisji Europejskiej Jean-Claude Juncker w swoim dorocznym orędziu. O konieczności włączenia tych dwóch państw do Schengen Juncker mówił od lat. W orędziu w zeszłym roku apelował do krajów członkowskich o natychmiastową decyzję w tej sprawie. Pominięcie jej w tym roku można odczytywać jako sygnał, że Bułgaria i Rumunia na wsparcie szefa KE w tej sprawie dłużej liczyć nie mogą.
O rozszerzenie strefy Schengen apelował z kolei Manfred Weber, obecnie szef europejskich chadeków w europarlamencie, który jest niemieckim kandydatem na następcę Junckera wskazanym przez kanclerz Angelę Merkel. Ujmuje się on jednak jedynie za Bułgarią i Chorwacją. Podczas gdy w Zagrzebiu i Sofii rządy sprawują partyjni koledzy, rząd w Bukareszcie tworzą socjaliści wchodzący w skład innej europejskiej grupy politycznej. W Rumunii partia przynależąca do europejskich chadeków stanowi polityczne zaplecze prezydenta Klausa Iohannisa.
Nie wszystkie kraje w UE korzystają z nieskrępowanej swobody poruszania się po Europie. Niektóre tego nie chcą. O wstąpienie do strefy Schengen nie starały się nigdy Wielka Brytania i Irlandia. Poza trójką najmłodszych członków UE do Schengen nie należy także Cypr, wobec którego stosowany jest wyjątek w związku z konfliktem z Turcją.
By Bułgaria i Rumunia, które przystąpiły do Wspólnoty w 2007 r., cieszyły się w pełni swobodą przepływu osób, jednomyślną decyzję w tej sprawie muszą podjąć wszystkie kraje członkowskie. Chorwacja, która jest w UE od 2013 r., wciąż czeka na zielone światło. Może je dać Komisja Europejska po upewnieniu się, że Zagrzeb spełnia wszystkie kryteria. Zgodę na akcesję do Schengen Bukareszt i Sofia otrzymały od KE w 2010 r.