Odcięcie się od dotychczasowych twarzy PO samorządowej przez kierownictwo tej partii jest dobrym przykładem tego, jak bezwzględna jest polityka, także na szczeblu lokalnym.

Odcięcie się od dotychczasowych twarzy PO samorządowej przez kierownictwo tej partii jest dobrym przykładem tego, jak bezwzględna jest polityka, także na szczeblu lokalnym. Delegitymizacja dorobku Pawła Adamowicza w Gdańsku czy Hanny Gronkiewicz-Waltz w Warszawie, biorąc pod uwagę długość i znaczenie ich rządów (w przypadku Adamowicza 5 kadencji, w przypadku Gronkiewicz-Waltz 3 kadencje), zdaje się Platformerskim być albo nie być. PO nie poparła w Gdańsku Adamowicza, a kandydat tej partii w Warszawie twierdzi, że ma inne niż jego poprzedniczka priorytety. Może jednak na ten bratobójcze gesty należy spojrzeć w szerszej perspektywie – jeśli bowiem kierownictwu PO uda się przeprowadzić proces wewnętrznych zmian kadrowych, a jednocześnie zachować spoistość partii i jej funkcjonowanie jako organizacji, będzie to dowód na to, że dojrzała, a system polityczny, w którym się znajduje, okrzepł.

Polskę bardzo często porównuje się do Węgier. Analogię tę proponował zresztą sam Jarosław Kaczyński – obiecując Polakom nad Wisłą „drugi Budapeszt”. PiS rzeczywiście odniósł całkowite polityczne zwycięstwo, wygrywając w 2015 r. i przejmując pełnię władzy. Jeżeli jednak PO przetrwa to, nie powtórzy się u nas w pełni scenariusz znad Dunaju. Tam dawni przeciwnicy Fideszu ulegli totalnej destrukcji, a jedyna realna dziś siła opozycyjna – Jobbik – wywodzi się z prawego narożnika sceny politycznej.

W Polsce, po 2015 r. wydawało się, że Platforma stoi nad przepaścią. Za chwilę miną trzy lata rządów „totalnych PiS”, ta jednak nie zniknęła ani fizycznie (choć ekipa będąca u władzy robi wiele, by jak największej liczbie ludzi PO postawiono zarzuty i pozbawiono wolności – zatrzymanie Stanisława Gawłowskiego, obławy na Hannę Gronkiewicz-Waltz, Pawła Adamowicza czy Donalda Tuska), ani politycznie. Platforma wygrała walkę o centrowych wyborców z Nowoczesną i zachowała spoistość. Przeszła proces zmiany kierownictwa i – jak dotąd – nie rozpadła się. Żadne inne ugrupowanie po 1989 r. nie było w stanie tego osiągnąć, nie dając się jednocześnie politycznie zmarginalizować.

Magazyn DGP / Dziennik Gazeta Prawna

Mimo pełnej politycznej dominacji Zjednoczonej Prawicy można dostrzec, że w obecnym układzie to PiS ma dziś ograniczone pole politycznej ekspansji. Ma niewielką swobodę manewru do centrum, ponieważ musi blokować wzrost potencjalnego, nacjonalistycznego rywala po swej prawej stronie. Jednocześnie Platforma cały czas stara się trzymać blisko konserwatywnych wyborców. Grzegorz Schetyna udzielił wywiadu prawicowym mediom i nie zdecydował się na odbudowywanie (wg sondażu CBOS z II poł. sierpnia 2018 r. zagłosowałoby na nią 19 proc. respondentów; na PiS 44 proc.) poparcia na lewicowej tożsamości obyczajowej. Przez to przez cały czas zachowuje możliwość sięgnięcia po bardziej konserwatywnych wyborców. PO, będąc poza władzą, stopniowo oczyszcza się z ciężarów wizerunkowych związanych z jej rządami. Jednocześnie PiS na bieżąco ponosi konsekwencje polityczne swoich działań i wystawiona jest na działanie sił wynikających ze zmęczenia wyborców partią władzy. Wciąż możliwy jest scenariusz, w którym ugrupowanie Jarosława Gowina odchodzi z obozu Zjednoczonej Prawicy i wiąże się z Platformą. Nawet jeżeli przyniosło by to PO niewielkie 3–4 proc. poparcie, to tak naprawdę było by to 6–8 proc. zmiany na scenie politycznej. To właśnie takie swinging votes przesadzają o zwycięstwie w klasycznym modelu dwupartyjnego systemu politycznego, właściwym dla dojrzałych demokracji. Może więc się okazać, że polska polityka po 2015 r. nadal jest polityką środka, w której gra toczy się o wyborców pozostających pomiędzy dwoma partiami głównego nurtu.

Warto przy tym zauważyć, że PiS nie przeszedł nigdy procesu kontrolowanej zmiany przywództwa. Mimo oficjalnych zapewnień o spójności, skala wewnętrznych podziałów w obozie prawicy jest bardzo duża i nie dotyczy jedynie kwestii personalnych. Spór jest zdecydowanie głębszy i ma charakter fundamentalny. Z jednej strony mamy frakcję mocno eurosceptyczną, dążącą do radykalnych zmian w Polsce, z drugiej zaś strony silny jest kierunek umiarkowany, kładący szczególny nacisk na gospodarczy wysiłek modernizacyjny wpisany w projekt europejski. Tak zasadniczego podziału ideologicznego w Platformie nie ma (złośliwi mogą powiedzieć, że wynika to z ideowej pustki tego ugrupowania).

Tu i teraz jednak możliwe jest, że to PO jest dziś stroną, która zdobywa, a PiS tą, która broni stanu posiadania. Otwarte pozostaje oczywiście pytanie, czy będzie tej obrony dokonywać przy zachowaniu demokratycznych reguł. Ostatnie miesiące i stosunek obozu rządzącego do wymiaru sprawiedliwości i idei trójpodziału władzy pozwalają w to niestety wątpić.