Węgry utrzymają swą dotychczasową politykę migracyjną niezależnie od wyniku głosowania w Parlamencie Europejskim nad rezolucją, która wzywa do uruchomienia wobec kraju art. 7 traktatu UE – powiedział sekretarz stanu w kancelarii premiera Balazs Orban.

"Niezależnie od wyniku głosowania rząd węgierski utrzyma swą konsekwentną politykę migracyjną i europejską, którą węgierscy wyborcy potwierdzili większością dwóch trzecich 8 kwietnia" - oświadczył Balazs Orban w wywiadzie dla czwartkowego dziennika "Magyar Idoek", nawiązując do wyborów parlamentarnych, w których koalicja rządząca uzyskała 2/3 miejsc w parlamencie.

Pytany o spodziewany wynik głosowania, które ma się odbyć we wtorek, Orban oświadczył, że skład PE jest znany, zatem "nie mamy iluzji".

"Naprawdę wielką niewiadomą jest to, czy będzie większość kwalifikowana niezbędna do uruchomienia procedury. (...) Ale nawet jeśli będzie, to uważamy, że mamy rację w kwestii migracji, nasze stanowisko jest stabilne, a stanowisko naszych przeciwników stale się osłabia, co potwierdzą wybory do PE w maju przyszłego roku" - ocenił.

Jak podkreśliła autorka projektu rezolucji, europosłanka Zielonych, Holenderka Judith Sargentini, do przyjęcia dokumentu przez PE jest potrzebne poparcie 2/3 europosłów, ale jednocześnie głosów nie może być mniej niż 376, czyli ponad połowa pełnego składu izby. Rezolucja nie zostanie przyjęta, jeśli uzyska poparcie 2/3 przy jednoczesnym braku 376 głosów.

Balazs Orban wyraził przekonanie, że "rezolucja Sargentini to polityczny akt oskarżenia służący wytoczeniu procesu pokazowego i nie ma on nic wspólnego z kwestią praworządności". Dodał, że w UE nie mam jednolitego pojmowania pojęcia praworządności i co innego rozumieją pod nim Wielka Brytania, Niemcy czy Węgry.

W projekcie rezolucji napisano, że na Węgrzech łamana jest praworządność. Powodem zgłoszenia dokumentu były zarzuty o podważanie przez rząd Viktora Orbana niezależności sądownictwa, wolności prasy i podstawowych praw obywateli, ale lista zarzutów w ostatnich miesiącach się wydłużyła. W czerwcu parlament Węgier przyjął poprawkę do konstytucji przewidującą, że w kraju nie wolno osiedlać obcej ludności, o ile osoby te nie mają prawa pobytu i swobodnego przemieszczania się. Przegłosowano też pakiet ustaw antyimigracyjnych, nazwany przez rząd "Stop Soros" w nawiązaniu do amerykańskiego finansisty George'a Sorosa, któremu władze Węgier zarzucają działania na rzecz sprowadzenia do Europy milionów imigrantów.

"Ten, kto zna procedury unijne, wie, że nie ma realnych szans na to, by Węgry poniosły w praktyce jakikolwiek uszczerbek w związku z przyjęciem rezolucji" - ocenił Balazs Orban, dodając, że spór na ten temat ma jednak kluczowe znaczenie, gdyż "ujawnia w elicie Unii Europejskiej i Parlamencie Europejskim linię podziału", związaną z zupełnie różnymi wizjami przyszłości kontynentu i podejściem do kwestii migracji.

Orban wyraził przekonanie, że europejska opinia publiczna przesuwa się w kierunku prawicy, na co partie ludowe głównego nurtu mogą odpowiedzieć dwojako: albo same przesuną się w prawo i zachowają dotychczasową pozycję, albo "powstaną nowe siły prawicowe".

Sekretarza stanu zapytano też o stanowisko rządu węgierskiego w sytuacji, gdyby niemiecki eurodeputowany Manfred Weber zastąpił Jean-Claude'a Junckera na stanowisku szefa Komisji Europejskiej.

"W naszym interesie jest, byśmy pozostali w Europejskiej Partii Ludowej (EPL), złożonej z wypróbowanych ludzi współpracujących ze sobą dzięki koleżeńskiej postawie i wspólnej przeszłości, oraz by EPL reprezentowała podobną siłę co dotąd. Do tego jest potrzebne, aby polityka EPL zmieniła się odpowiednio do zarysowanego powyżej równania. Osoba Manfreda Webera wydaje się do tego celu idealna" - ocenił Balazs Orban.