W środę ma się odbyć pierwsze po wakacjach posiedzenie rządu Francji. Obserwatorzy zapowiadają, że będzie to początek kłopotów, gdyż tzw. afera Benalli źle wpłynęła na wizerunek prezydenta Emmanuela Macrona i zmobilizowała bierną jak dotąd opozycję.

Afera dotyczy zachowanie ochroniarza prezydenta Alexandre'a Benalli, którego sfilmowano, gdy zaatakował manifestanta. Jak się okazało, był też w Pałacu Elizejskim osobą bardzo uprzywilejowaną. Sprawa była surowo krytykowana przez opozycję.

Prezydent zamierza teraz mnożyć reformy, ale przy niektórych, jak reorganizacja więziennictwa, musi bardzo ograniczyć swe plany ze względu na brak środków. A najważniejsza reforma – daleko idące zmiany w konstytucji – wymagająca poparcia opozycji, staje pod znakiem zapytania z powodu oporu parlamentarnej prawicy. Lewica od początku była jej przeciwna.

Również na scenie europejskiej przygasł obraz młodego, energicznego przywódcy Francji, który miał zreformować Unię, do czego przyczyniło się niejednoznaczne stanowisko Macrona wobec przyjmowania migrantów.

Media dosyć zgodnie wyrażają przekonanie, że podstawową przeszkodą dla realizacji ekonomicznych projektów rządu jest niespodziewane spowolnienie wzrostu gospodarczego. Pałac Elizejski zapewnia jednak - jak pisze dziennik „Le Monde” - że reformy będą wdrażane, gdyż „marszruta wyznaczona została jeszcze podczas kampanii wyborczej".

Już jednak wiadomo, że o wiele skromniejsza od zapowiadanej będzie reforma więziennictwa, które od lat kompromitują ucieczki więźniów, bunty, napady na strażników i samobójstwa.

Na środowym posiedzeniu rządu, jak i na popołudniowej naradzie prezydenta z ministrami wybranych resortów, mają być określone obszary, w których zaprowadzone zostaną oszczędności, co pozwoli uniknąć przekroczenia 2,3-procentowego deficytu w roku 2019.

Jak komentuje „Le Monde”, Macron „nie zamierza odejść od podjętych zobowiązań, istotnych dla wiarygodności Francji w Unii Europejskiej. Nie ma mowy o tym(...), by Paryż znów nie potrafił dotrzymywać swych obietnic”.

Ivan Rioufol, komentator dziennika „Le Figaro” uznał, że „ziemia usuwa się spod nóg Emmanuela Macrona i (kanclerz Niemiec) Angeli Merkel”.

Rioufol, odnosząc się do słów prezydenta, który mówił o „złych wiatrach, które znów się unoszą” nad Europą, nazywając w ten sposób falę populizmu, napisał że „to właśnie ruchy +populistyczne+ opierają się nowemu antysemityzmowi, niesionemu w Europie przez islam polityczny".

Josephine Gruwe-Court z „Le Figaro” przypominała we wtorek, że Macron, który w czerwcu nie zgodził się na przyjęcie migrantów ze statku Aquarius, za co był krytykowany we własnych szeregach, starał się w sierpniu pokazać swe zdecydowanie w kwestii migracyjnej i „bez przerwy był w kontakcie z przywódcami innych krajów”.

Macron zamierza przekonywać do swych projektów partnerów z UE i w tym celu planuje serię podróży, którą jeszcze w sierpniu rozpoczną wizyty w Danii i Finlandii.

„Najbliższe pięć lat pokaże, jakie jest przeznaczenie Europy” – powiedział Macron, który uważa, że najważniejszym aspektem wiosennych wyborów do Parlamentu Europejskiego będzie walka między „ludźmi postępu” a „nacjonalistami”.

Z Paryża Ludwik Lewin (PAP)