Do 31-letniej Juanity Mendozy Alvay, matki trójki dzieci, podszedł były mąż jej siostry. Oblał ją benzyną i podpalił. Morderca zemścił się w ten sposób na byłej żonie za to, że od niego odeszła.
Wieczór, 24 kwietnia. Eyvi Agreda wraca do domu autobusem. Nie wie, że w pojeździe jedzie też jej adorator. Przy zatłoczonym skrzyżowaniu 28 de Julio z Paseo de la República, niemal w centrum najbezpieczniejszej i najbardziej luksusowej dzielnicy Limy – Miraflores, chłopak oblewa ją benzyną i podpala. 22-letnia dziewczyna trafia do szpitala i choć przechodzi 12 operacji, umiera 1 czerwca. W wyniku ataku rannych zostaje też 10 pasażerów autobusu. Sprawcę ujęto następnego dnia. Tłumaczył policji, że podpalił Eyvi, bo odrzuciła jego zaloty.
Morderstwo wywołało litanię deklaracji polityków, w tym prezydenta Martina Vizcarry, który obiecał działania mające zapobiec podobnym zbrodniom. Jednak zabójca Agredy szybko znalazł naśladowcę. Do kolejnego morderstwa doszło w Cajamarce, niewielkim mieście na północy kraju leżącym u podnóża Andów. 29 czerwca do ulicznego kramiku 31-letniej Juanity Mendozy Alvay, matki trójki dzieci, podszedł były mąż jej siostry. Mężczyzna wylał na kobietę benzynę i podpalił. Juanita trafiła do szpitala w Limie z poparzeniami 80 proc. ciała i po dziewięciu dniach zmarła. Morderca zemścił się w ten sposób na byłej żonie za to, że od niego odeszła.
Podobne historie coraz częściej goszczą na czołówkach peruwiańskich mediów. Pisze się i mówi o nastaniu swoistej mody na zabijanie dziewcząt oraz kobiet – zwłaszcza przez podpalenie. Jednak wysoki i rosnący poziom przemocy wobec nich to żadna nowość w tym kraju, bo Peru zajmuje pod tym względem siódme miejsce w Ameryce Łacińskiej i trzynaste na świecie.

Kobieta jest jak rzecz

Ministerstwo ds. Kobiet i Społeczności Zagrożonych (istniejące od 1996 r.) podało, że w ubiegłym roku zanotowało ponad 16 tys. przypadków aktów agresji wobec kobiet oraz 32 morderstwa – 17 z ofiar podpalono. Z kolei organizacja pozarządowa Centrum Kryzysowe Pomocy Kobietom szacuje, że zabito ich aż 121. Obie instytucje zgadzają się, że najgorsza sytuacja jest w dużych miastach, jak Lima czy Arequipp.
Ostatni raport resortu z 2015 r. wskazuje kilka powodów, które odpowiadają za utrzymywanie się wysokiego wskaźnika przemocy wobec kobiet. Jednym z ważniejszych jest rozwój gospodarczy kraju, którego efektem jest większa mobilność społeczna – coraz więcej ludzi ze wsi przenosi się do miast. Miejski styl życia zaś wymusza zmianę tradycyjnych zwyczajów oraz ról. Z tego powodu coraz więcej kobiet pracuje i mimo że zarabiają mniej niż mężczyźni to mają własne dochody, dzięki czemu zyskują choć niewielką niezależność. Te aktywne przestają być pełnoetatowymi kurami domowymi, co burzy porządek społeczny, do którego przyzwyczaili się latynoscy mężczyźni. Raport wskazuje, że to właśnie więcej kobiet pracujących niż niepracujących doświadcza przemocy domowej.
Niezależność całkowicie kłóci się z utrwalonym przez popkulturę stereotypem latynoskiej kobiety. A ten pozostaje niezmienny – jest ona własnością mężczyzny. Tak jak mebel, dom czy auto. Potwierdzenie tych słów można znaleźć w wielu hitach śpiewanych przez latynoamerykańskich artystów. Bardzo popularny w Peru amerykański wokalista Romeo Santos w piosence „Eres mia”, „Jesteś moja”, przekonuje, że to on włada życiem swojej dziewczyny. Kolumbijczyk Maluma, który nagrał kilka hitów z Shakirą, w jednym z utworów opowiada o czterech kobietach, które należą do niego i mają spełniać jego zachcianki. Także niezwykle popularne w całej Ameryce Łacińskiej telenowele powielają ten sam stereotyp: kobieta jest w nich zawsze słaba, uzależniona od łaski i niełaski mężczyzny.
Na dodatek im niższe wykształcenie, tym większa podatność na przyjmowanie tego stereotypu. Raport Ministerstwa ds. Kobiet i Społeczności Zagrożonych wskazuje, że im gorzej wyedukowana i biedniejsza para, tym częściej dochodzi między partnerami czy małżonkami do aktów przemocy. Zresztą przyzwolenie na nią jest często wynoszone z domu i ze szkoły. Połowa Peruwiańczyków, tak wynika z rządowego raportu, uważa, że kara cielesna jest dobrym środkiem wychowawczym wobec dzieci. Kary wymierzają również nauczyciele, z raportu wynika, że ponad połowa uczniów była w ten sposób karcona przez belfrów. Na dodatek wiele dziewcząt nie kończy szkoły podstawowej: dotyczy to 6 na 10 dziewczynek – więc w przyszłości są najczęściej skazane na bycie uzależnioną od mężczyzny. A wykształcenie wyższe w Peru jest z kolei zarezerwowane wyłącznie dla ludzi z pieniędzmi, ponieważ studia są płatne.
Samo państwo też nie wspiera kobiet. Przekonuję się o tym, gdy odwiedzam Trujillo. To trzecie największe miasto w Peru, które leży na północy, nad samym Pacyfikiem. Mieszkająca w nim Mercedes jest szefową jednego ze sklepów w dużym handlowym centrum. Pracuje 5 dni w tygodniu po 12 godzin dziennie. Sporo, ale w Peru 8-godzinny dzień pracy przysługuje wyłącznie pracownikom biurowym. Ledwo udaje się jej połączyć oba światy: dom i pracę. – Dwa lata temu urodziły mi się bliźniaki, to była dla nas niespodzianka. Dzięki Bogu, że mąż jest prawnikiem i nie musi cały czas siedzieć w biurze, dodatkowo pomaga nam mama – opowiada. Pytam, dlaczego nie posłała dzieci do żłobka lub przedszkola. Spogląda na mnie z wielkim zdziwieniem. – W Peru nie ma czegoś takiego, to nie Europa – konstatuje. Wtedy zaczynam rozumieć, dlaczego praktycznie na każdym bazarze w kraju przy nogach matek śpią lub bawią się brzdące. Biedniejszych kobiet po prostu nie stać na opłacenie opiekunki, więc biorą dzieci ze sobą. Inne po porodzie rezygnują z pracy. Tylko bogate rodziny stać na niańki.

To ofiary są winne

W odpowiedzi na te problemy rząd prześciga się w pomysłach, jak powstrzymać falę przemocy. 53 proc. społeczeństwa, wynika z sondażu, który został przeprowadzony na zlecenie dziennika „El Comercio”, chce zaostrzenia kar. Ale na razie prezydent Martin Vizcarra zarządził postawienie komisariatów w stan gotowości – kobiety mają teraz otrzymywać pomoc 24 godziny na dobę, a w razie sytuacji kryzysowej policja ma natychmiast zapewniać im ochronę przed oprawcą. – Jest lepiej, bo przynajmniej dziewczyny są przesłuchiwane przez policjantki, a nie przez policjantów – mówi Liz Meléndez, socjolożka i szefowa Centrum Praw Kobiet w Peru im. Flory Tristan, pierwszej peruwiańskiej feministki.
Ale to kropla w morzu potrzeb. Jak dodaje Meléndez – nawet jeśli kobieta już zgłosi się na policję, to problem polega na interpretacji prawa. Ofiary są często obwiniane o prowokowanie przemocy niezależnym zachowaniem bądź strojem. Dlatego też kiedy policja nawet ma informacje o popełnieniu przestępstwa, to często nie zatrzymuje podejrzanego. Brakuje również sędziów, którzy mają doświadczenie w prowadzeniu podobnych spraw. – Koniec końców pokrzywdzona nie dość, że musi mierzyć się z bijącym ją partnerem, to jeszcze z dyskryminującym ją wymiarem sprawiedliwości – mówi Melendez. Według MSW tylko w tym roku odnotowano już 54 skarg na lekceważący stosunek policji do kobiet składających zawiadomienie o przemocy.
Według deputowanej Indiry Huilci, która odwiedziła 12 komisariatów w samej Limie, placówki są kompletnie nieprzygotowane, by udzielić poszkodowanym pomocy. – Nie dysponują środkami ochrony, nie posiadają specjalnej linii telefonicznej, na którą można by zadzwonić w nagłym przypadku – mówi. Eliana Revollar z Organizacji Praw Kobiet przyjmuje z entuzjazmem wszystkie deklaracje polityczne, ale gorzko dodaje: – Jedno to je złożyć, a drugie – to spełnić.

To nie latynoska specjalność

Wydaje się, że peruwiański rząd zrozumiał w końcu wagę problemu – a stało się to głównie pod wpływem mediów i presji internetu. Bo to najczęściej właśnie w sieci piętnuje się sprawców oraz mówi o ofiarach. Jednak trudno w jeden dzień nadrobić dekady zaniedbań. Władze ogłosiły program edukacyjny „Mężczyźni dla Równości”, który ma uczyć, jak budować zdrowe i oparte na równości relacje. Kongres przegłosował ustawę 30815, która ma wprowadzać do programów we wszystkich szkołach naukę o równości płci. Powołał również do życia specjalną komisję kryzysową, która będzie podejmować natychmiastowe działania na rzecz prewencji i ochrony kobiet w przypadku zagrożenia. Parlament ma też debatować nad prawem do zapewnienia darmowego schronienia zagrożonej kobiecie i jej dzieciom, zaostrzenia kar za przemoc seksualną czy ustawodawstwem dającym równy dostęp do edukacji bez względu na płeć. Ale to wszystko za mało, bo przemoc wobec kobiet wynika z problemów strukturalnych – jak bieda dużej części społeczeństwa czy brak edukacji, co wyraźnie pokazuje raport Ministerstwa ds. Kobiet i Społeczności Zagrożonych. Walka z tymi problemami to lata ciężkiej pracy.
Oczywiście można skonstatować, że przemoc wobec kobiet to latynoska specyfika, ale dane wskazują, że tam, gdzie jest mniej problemów strukturalnych, tam i niższy jej poziom. Przykładem może być chociażby o wiele bogatsze Chile, gdzie społeczeństwo jest lepiej wyedukowane niż w Peru i gdzie właśnie trwa dyskusja nad liberalizacją ustawy aborcyjnej. Czy Argentyna, jedyny kraj Ameryki Łacińskiej, w którym legalne są małżeństwa homoseksualne. Jednak sam fakt, że coraz więcej Peruwiańskich kobiet wychodzi na ulice i zgłasza się na policję, daje nadzieję, że coś powoli zacznie się zmieniać na lepsze. Minister Ana Maria Romero-Lozada przekonuje, że rośnie świadomość i niezależność kobiet, co przekłada się na więcej zgłoszeń na policję. A więc także na więcej przypadków wykrycia przestępstw.
magazyn dgp 17.08.19 / Dziennik Gazeta Prawna