Prezydentura Donalda Trumpa wzbudza kontrowersje nie tylko przez wzgląd na samego głównodowodzącego, ale także kulturę pracy Białego Domu. A ta, zdaniem wielu obserwatorów, po 2016 r. uległa znacznemu obniżeniu – o czym można się dowiedzieć m.in. z książek.

11 września premierę będzie miał „Strach” napisany przez legendarnego dziennikarza Boba Woodwarda (ujawnił aferę Watergate). 448-stronictwa publikacja ma być najbardziej dokładnym opisem sposobów działania otoczenia prezydenta – znacznie bardziej dokładnym niż „Furia i ogień” Michaela Wolffa, którego prezydent nazwał „umysłowo obłąkanym”, a samą książkę – „nudną i nieprawdziwą”.
Zanim książkę wydał Woodward, na rynku pojawiła się publikacja pt. „Nieskrępowana” autorstwa Omarosy Manigault-Newman, byłej pracownicy Białego Domu. Manigault pisze w niej m.in., że Trump zastanawiał się, czy nie mógłby złożyć przysięgi prezydenckiej na swojej książce „Sztuka robienia interesów” – zamiast Biblii. Autorka nie miała jednak dostępu do zbyt wielu tajemnic, braki w wiedzy stara się więc nadrobić kampanią promocyjną.
Manigault upubliczniła nagranie swojej rozmowy z szefem gabinetu prezydenta Johnem Kellym (informował ją, że zostanie zwolniona). Już sam fakt nagrywania rozmów z przełożonymi w prezydenckiej administracji wzbudził kontrowersje. Pogorszył je tylko fakt, że wymiana zdań miała miejsce w Pokoju Dowodzenia – najpilniej strzeżonej części kompleksu Białego Domu, gdzie zapadają najważniejsze decyzje. Skoro Manigault-Newman mogła wejść tam z komórką z dyktafonem, to czy nie naraziła bezpieczeństwa narodowego? – pytają eksperci.