Nie ogłoszono żadnej wspólnej inicjatywy, która świadczyłaby o przełomie w stosunkach między USA i Rosją.
Chociaż Donald Trump i Władimir Putin spędzili wczoraj ze sobą kilka godzin, to ich spotkanie raczej nie przejdzie do historii jako wydarzenie, w którym doszło do rewolucji w stosunkach amerykańsko-rosyjskich. Co prawda prezydenci ogłosili chęć współpracy w kilku dziedzinach, takich jak cyberbezpieczeństwo, dążenia rozbrojeniowe czy walka z terroryzmem – ale zabrakło deklaracji świadczących o tym, że udało się osiągnąć kompromis w sprawach, w których USA i Rosja fundamentalnie się różniły.
Nie pojawiły się żadne koncepcje prowadzące do zakończenia ciągnącej się już czwarty rok wojny rosyjsko-ukraińskiej, chociaż od miesięcy pojawiają się pomysły, aby pokoju na wschodzie Ukrainy zaczęły pilnować błękitne hełmy pod egidą ONZ. Nie pojawiły się też nowe pomysły odnośnie do politycznej przyszłości Syrii. Strony nie ustosunkowały się również do idei dalszej redukcji arsenału atomowego. Obaj przywódcy zgodnie komplementowali za to zakończone w niedzielę piłkarskie mistrzostwa świata.
Powód jest prosty. W piątek amerykański Departament Stanu oskarżył 12 funkcjonariuszy rosyjskiego wywiadu wojskowego o przestępstwa związane z włamaniem się na serwery Partii Demokratycznej na kilka miesięcy przed elekcją. Prezydent Trump na wszelkie pytania w sprawie mieszania się Rosjan w wybory prezydenckie odpowiadał tyradami na temat śledztwa prowadzonego w tej sprawie przez specjalnego doradcę Roberta Muellera, nazywając je „polowaniem na czarownice”. Atakował media i demokratów. – To śledztwo to katastrofa. Wszyscy wiedzą, że nie było żadnej współpracy z Rosjanami. Jestem prezydentem, bo prowadziliśmy doskonałą kampanię – mówił. Stwierdził również, że śledztwo jest jedną z przyczyn, dla których stosunki Stanów Zjednoczonych z Rosją są tak fatalne, i przyznał, że część winy za ten stan rzeczy ponosi Moskwa. To pewna zmiana akcentów, bo jeszcze rano tweetował: „Nasze relacje z Rosją nigdy nie były gorsze dzięki wielu latom głupoty USA i obecnemu polowaniu na czarownice”. Jeden z dziennikarzy wprost zapytał go, dlaczego bardziej wierzy deklaracjom Putina, że Kreml nie miał nic wspólnego z kampanią wyborczą w USA, niż własnym agencjom wywiadowczym. Trump odparł, że „ma wiele pytań do FBI”.
Władimir Putin także odniósł się do afery wyborczej. – Powtarzam po raz kolejny: Rosja nigdy nie mieszała się ani nie zamierza się mieszać w wybory w innych krajach – powiedział rosyjski prezydent i dodał, że Waszyngton i Moskwa od dawna współpracują w dziedzinie sprawiedliwości, w związku z czym amerykańscy śledczy mogą przyjechać do Moskwy i przesłuchać podejrzanych. Pod tym wszakże warunkiem, że ich rosyjscy koledzy będą mogli zrobić to samo na terenie USA. Wymienił w tym kontekście spółkę Hermitage Capital, na której właściciela Billa Browdera poluje rosyjska prokuratura.
Nie zawarto porozumienia co do przyszłości Ukrainy i Syrii
Browder stał się dla Putina jednym z naczelnych wrogów, odkąd rozpoczął kampanię na rzecz ukarania sprawców śmierci pracującego na jego rzecz prawnika Siergieja Magnitskiego. Magnitski zmarł za kratkami po tym, jak odkrył gigantyczny przekręt, w który zaangażowani byli wysoko postawieni rosyjscy urzędnicy. Browderowi udało się doprowadzić do objęcia ich sankcjami przez USA, Wielką Brytanię i kilka innych państw świata. Docelowo Browder chce, by tzw. listę Magnitskiego wprowadziły do swojego ustawodawstwa wszystkie państwa Zachodu.
Jeden z dziennikarzy zapytał Donalda Trumpa o jego stanowisko w sprawie projektu gazociągu Nord Stream 2, przeciwko któremu oponuje m.in. Polska. Amerykański prezydent nic konkretnego na ten temat nie powiedział, za to Władimir Putin zapewnił, że Rosja jest gotowa zachować przesył gazu przez terytorium Ukrainy także po oddaniu NS2 do użytku (choć z punktu widzenia przepustowości naddnieprzański system gazociągów może się okazać zbędny). I dodał, że Waszyngton i Moskwa mogłyby współpracować w uregulowaniu rynku.
Szczyt w Helsinkach został ostro skrytykowany przez wielu amerykańskich komentatorów, także bliskich republikanom. „Wciąż wierzę, że nie było związku między kampanią Trumpa a Rosją. Ale kiedy Trump tak łatwo i naiwnie akceptuje deklaracje Putina, rozumiem, dlaczego demokraci sądzą, że Putin coś na niego ma” – napisał Ari Fleischer, który za czasów prezydenta George’a W. Busha był rzecznikiem Białego Domu. „Można być zwolennikiem poprawy relacji z Rosją i spotkania z Putinem, ale wciąż uważać, że coś tam było nie tak” – komentował na Twitterze po konferencji republikański kongresmen Justin Amash.
Pozytywnym aspektem szczytu z pewnością jest za to fakt, że – wbrew obawom wielu komentatorów i polityków – nie doszło do porozumienia na linii Waszyngton – Moskwa ponad głowami amerykańskich sojuszników z Europy, w tym Polski. Tym samym nie zmaterializowały się przewidywania, że Trump pójdzie wobec Putina na daleko idące koncesje tylko po to, aby ogłosić realizację obietnicy wyborczej o osiągnięciu sukesu w relacjach z Rosją. Prezydent USA nie był też przesadnie wylewny w swoich pochwałach dla lokatora Kremla, co uspokoi tych, którzy obawiali się, że Trump będzie dla Putina znacznie cieplejszy w słowach niż w stosunku do przywódców państw członkowskich NATO podczas niedawnego szczytu Sojuszu.

ROZMOWA

Trump w długiej perspektywie może ograć Putina

Witold Sokała, ekspert ds. międzynarodowych związany z think tankiem „Nowa Konfederacja”

Czy Władimir Putin zyskał na szczycie w Helsinkach?
Dla niego samo spotkanie, jego atmosfera, komplementy, są ogromnym sukcesem wizerunkowym, zwłaszcza na użytek wewnętrzny. Przedstawianie się – wbrew faktom – jako symetryczne mocarstwo względem Stanów Zjednoczonych jest zresztą stałym elementem rosyjskich działań.
Tymczasem Trump własne państwo umniejsza, zarzucając poprzednikom głupotę.
To jest, najdelikatniej mówiąc, nieszablonowe zachowanie, ale on jest nieszablonowy. Myśli innymi kategoriami niż zawodowi politycy i dyplomaci. Jest mniej przywiązany do takich pojęć jak ciągłość państwa czy ciągłość polityki. Bardziej nastawia się na konkretny deal. Ale jeśli dobrze to rozegra, to w długiej perspektywie może być zwycięzcą tej operacji. To może być plan podobny do tego, co robi wobec Korei Północnej. Gdy Chińczycy zaczęli wobec niej nową rozgrywkę, wciągając przy okazji w swoją orbitę Japonię i Koreę Południową, Trump zaszarżował, doceniając Kim Dzong Una i przyciągając go do siebie. Tu może chcieć przeciągnąć Putina, by mieć go po swojej stronie w globalnej konfrontacji z Chinami. I to jest plan racjonalny, choć bardzo ryzykowny.
A gdzie Europa jest w tym planie, zwłaszcza że UE wymienił jako wroga?
Trump patrzy na świat pod kątem poszukiwania wrogów i problemów do rozwiązania. UE jest wrogiem polityczno-gospodarczym, Chiny politycznym, gospodarczym i wojskowym, a Rosja – wojskowo-wywiadowczym. Rysuje sobie taką układankę – z kim przeciwko komu. Jeśli będzie miał po swojej stronie Rosję, zyskuje atuty i w rozgrywce z Chinami, i z UE, bo i Chiny, i UE zyskują na handlu światowym, a Rosja może ten handel zakłócić. Przyciągnięcie do siebie Rosjan jest w wizji Trumpa elementem nacisku i poprawieniem przewagi konkurencyjnej w stosunku do Europy.
Trump może pójść na jakiś „deal” kosztem naszego regionu?
Nasz region potrzebny jest Amerykanom jako odbiorca gazu łupkowego i zamówień przemysłu zbrojeniowego. Poza tym do powstrzymywania Rosji, ale to jest istotne tylko, gdy jest ona przeciwnikiem, a nie partnerem. I wreszcie – do paraliżowania handlu Chiny – Europa Zachodnia, ale jeśli ma się Rosję, to Europa Środkowo-Wschodnia nie jest już do tego potrzebna. Czyli dla USA nasz region jest mniej istotny niż dla Rosji, więc jeśli Putin zażąda jakichś koncesji, Trump może ich udzielić.