Polska dyplomacja zaprotestowała przeciwko zaproponowanemu przez bułgarską prezydencję trybowi wysłuchania naszego kraju w ramach art. 7. Według nieoficjalnych informacji PAP Polska chciałaby ograniczenia roli KE w dalszych pracach w Radzie dotyczących praworządności.

W przyszłym tygodniu po raz pierwszy w historii UE ma nastąpić wysłuchanie kraju członkowskiego w ramach art 7. unijnego traktatu. Ta precedensowa sprawa, w centrum której jest Polska, wywołuje sporo emocji, bo nie jest jasne jak dokładnie ma wyglądać procedura.

Jak poinformowały PAP źródła dyplomatyczne, bułgarska prezydencja w piątek późnym wieczorem przesłała państwom członkowskim propozycję organizacji trybu wysłuchania. Przewiduje ona m.in. znaczącą rolę dla Komisji Europejskiej w tym procesie. To wbrew oczekiwaniom Polski - nasi przedstawiciele w Brukseli liczyli, że wraz z tym jak sprawą zaczną się zajmować stolice na bok zostanie odsunięty wiceszef Komisji Europejskiej Frans Timmermans.

Warszawa uważa, że wraz z rozpoczęciem fazy wysłuchania rola KE w procesie kończy się. "Komisja jest strażniczką traktatu, ale nie sygnatariuszką, więc jako taka nie może być stroną podczas prac w ramach artykułu 7 w Radzie" - powiedział PAP pragnący zachować anonimowość wysokiej rangi polski dyplomata.

Polsce nie podoba się ponadto w bułgarskiej propozycji brak limitu czasowego wysłuchania. "To nie może być niekończący się proces" - przekonuje rozmówca PAP. Bułgarska prezydencja już w ubiegłym tygodniu poinformowała, że wysłuchanie będzie odbywać się w częściach. Nie sprecyzowano jednak ile ich będzie. Rodzi to obawy o długotrwałe "grillowanie" Warszawy na posiedzeniach Rady UE ds. ogólnych.

"Można się tylko domyślać ile części takie wysłuchanie będzie miało i kto zadecyduje, kiedy procedura zostanie zakończona" - to jeden z komentarzy naszej dyplomacji do bułgarskiej propozycji wysłuchania.

Polska również przeciwstawia się zaproponowanej przez Bułgarów znaczącej roli dla Komisji Europejskiej. Propozycja prezydencji, którą widziała PAP zakłada m.in., że na początku wysłuchania KE będzie przedstawiała państwom członkowskim swoje kluczowe zastrzeżenia co do stanu praworządności w Polsce.

Następnie przedstawiciel Warszawy, czyli minister ds. europejskich Konrad Szymański, będzie miał możliwość przedstawienia w przemówieniu otwierającym swojego stanowiska. Potem mają nastąpić pytania ze strony reprezentantów poszczególnych krajów. Polska będzie miała możliwość odpowiedzi po każdym z nich. Na końcu głos zabierze znowu KE oceniając polskie odpowiedzi. Później znów głos będzie mógł zabrać przedstawiciel władz w Warszawie.

"Wysłuchanie nie powinno być podsumowywane, zwłaszcza przez Komisję. Każde państwo członkowskie powinno mieć możliwość zaprezentowania własnych wniosków" - uważa polski dyplomata.

Na udział KE naciskają Bułgarzy, a także państwa, które popierają dalsze kroki w procedurze art. 7. "To gorący kartofel, dlatego prezydencja chce, żeby to Komisja miała wiodącą rolę w tym procesie" - uważa jeden z dyplomatów, z którym rozmawiała PAP.

Warszawa jest jednak zdeterminowana, żeby bronić swojej pozycji. Z nieoficjalnych informacji PAP wynika, że nie jest wykluczone zaskarżenie kroków proceduralnych w tej sprawie do Trybunału Sprawiedliwości UE. "Stąpają po śliskiej ścieżce na stromej grani" - komentuje przedstawiciel władz w Warszawie.

O polskim sprzeciwie ws. formy przesłuchania w Radzie UE informowała we wtorek RMF FM.

Zgodnie z procedurą art. 7 po etapie wysłuchania i po uzyskaniu zgody Parlamentu Europejskiego państwa członkowskie mogą stwierdzić istnienie wyraźnego ryzyka poważnego naruszenia przez Polskę wartości unijnych. Potrzeba do tego większości czterech piątych głosów. Wcześniej Rada UE może jeszcze skierować zalecenia do władz w Warszawie.