Wczorajsza wizyta Fransa Timmermansa była wstępem do dyplomatycznej blame game, czyli przerzucania się odpowiedzialnością za fiasko rozmów. Teraz główną rolę w sporze o praworządność będą grały rządy UE, a nie Komisja.
Dość precyzyjnie oczekiwania władz w Warszawie w sporze z Brukselą opisała wicepremier Beata Szydło. Jeszcze przed przyjazdem Fransa Timmermansa w Polskim Radiu 24 mówiła o „niepowtarzalnej sytuacji, by zmienić pole gry w UE”. – Po zmianach, jakie nastąpiły we Włoszech (…), jest szansa zmiany zasad i polityki na szczytach brukselskich – mówiła premier. – Jeśli mamy stanowczego premiera Włoch, jeśli jest Orbán, jest Polska, jest Sebastian Kurz (kanclerz Austrii – red.), który być może jednak inaczej będzie postępował, bo Austriacy bardziej orientują się na Niemców (…) jest szansa na przełamanie bardzo silnego układu mocnych państw, jak Niemcy i Francja – dodawała.
Kalkulacja Beaty Szydło uwzględnia wzrost znaczenia w starej Europie ugrupowań takich jak populistyczno-mieszczańska Austriacka Partia Ludowa kanclerza Kurza czy włoska Liga Matteo Salviniego i antyestablishmentowego Ruchu Pięciu Gwiazd Luigiego di Maio. Zbudowanie sojuszy z nimi w oparciu np. o stosunek do kryzysu migracyjnego i sceptycyzm wobec Brukseli mógłby zmienić układ sił w sporze o praworządność. A Warszawa nie byłaby skazana jedynie na poparcie Węgier, Słowacji i Czech – państw, które były przeciwne przyjęciu na agendę unijną punktu dotyczącego wysłuchania Polski 26 czerwca na forum Rady UE.
W tym kontekście wczorajsza wizyta Timmermansa miała charakter już czysto techniczny. Teraz to Rada, a nie Komisja będzie grała główną rolę w procedurze ochrony praworządności. W kolejnym etapie 4/5 państw po wysłuchaniu argumentów władz w Warszawie zdecyduje, czy istnieje ryzyko naruszenia zasad unijnych.
Wczoraj Mateusz Morawiecki i Frans Timmermans najpierw rozmawiali w cztery oczy. Doszło również do spotkania w szerszym gronie. Premier przekazał wiceszefowi Komisji kolejne polskie stanowisko w sprawie sporu w ramach art. 7. – Jesteśmy otwarci na dialog. Oczekujemy konkretnych sygnałów od KE – mówił Morawiecki. Timmermans komentował, że odniesie się do słów premiera, gdy zapozna się z otrzymanymi materiałami. Stanowisko, które otrzymał, to omówienie w formie syntetycznej tabeli zmian, jakie Polska wdrożyła od marca do tej pory w wyniku pertraktacji z Komisją, oraz ich efektów. Jest tam również odniesienie się do zarzutów, jakie w sferze praworządności są formułowane pod adresem polskiego rządu. W dokumencie nie ma mowy o kolejnych ustępstwach. Takie stanowisko jest kolportowane od kilku dni przez polskich dyplomatów wśród dyplomatów państw unijnych. 25-punktowy dokument na ten temat ujawnił ostatnio portal Oko.press. Timmermans ma o efektach rozmów w Warszawie poinformować w środę Komisję. – Urzędnicy KE mogą przyjmować argumenty merytoryczne. Jednak wszczynając procedurę, założyli, że mają rację i będą chcieli to pokazać w Radzie UE – mówi DGP osoba zbliżona do rządu.
Jeszcze niedawno z rządu płynęły sygnały o bliskim porozumieniu z Brukselą. Ostatecznie Timmermans w ubiegłą środę powiedział, że dotychczasowe polskie kroki w kontekście art. 7 są niewystarczające, a dokonane zmiany – kosmetyczne. Za tydzień ma się odbyć wysłuchanie Polski w Radzie. Według art. 7 „Przed dokonaniem takiego stwierdzenia (wyraźnego ryzyka naruszenia zasad art. 2, w tym praworządności) Rada wysłuchuje dane Państwo Członkowskie i, stanowiąc zgodnie z tą samą procedurą, może skierować do niego zalecenia”. Ten zapis jest na tyle nieprecyzyjny, że możliwy jest wariant długotrwałego grillowania Polski, i to w okresie strategicznych z punktu widzenia Warszawy negocjacji nad nowym budżetem UE. Jak zwraca uwagę jeden z rozmówców DGP, nie wiadomo, czy takie wysłuchanie odbędzie się na jednym posiedzeniu czy na kilku, czy będą zadawane pytania i przez kogo oraz czy odpowiedzi mają być formułowane bezpośrednio na posiedzeniu czy na piśmie. Wydaje się, że to bardzo techniczne szczegóły, ale będą one decydowały o tempie prac i możliwości zakulisowych zabiegów zainteresowanych stron.
Z punktu widzenia polskiego rządu pozytywnie postrzegane jest wyłączenie Komisji z dalszej procedury w ramach art. 7. Rząd – jak tłumaczy jedno z naszych źródeł – liczy, że państwa członkowskie będą mniej chętne do występowania przeciw Polsce. Panuje przekonanie, że rządy nie są zainteresowane wariantem głosowania przeciwko sobie na forum Rady, bo może to zaszkodzić spójności i tak osłabionej brexitem Unii.
– Najlepiej doprowadzić do przesilenia w Radzie, tak by doszło do szybkiego głosowania i zakończenia sporu – powiedział rozmówca DGP. Władze w Warszawie liczą, że już na wstępnym etapie nie uda się powołać grupy 22 państw, które stwierdzą, że istnieje ryzyko naruszenia przez Polskę wartości UE.