Jeśli porozumienie Aten i Skopje dojdzie do skutku, zakończy jeden z najbardziej absurdalnych sporów w Europie
Formalny układ z Atenami ma zostać podpisany w sobotę. – Mamy dobre porozumienie spełniające nasze wszystkie warunki – mówił we wtorkowy wieczór premier Grecji Aleksis Tsipras. „Nie będzie więcej FYROM. Nie będzie więcej międzynarodowych rozmów o tym, czy istnieje język macedoński. Rozwiązujemy spór trwający od wieków” – triumfował na Twitterze premier Macedonii Zoran Zaew. FYROM to anglojęzyczny skrót od nazwy „Była Jugosłowiańska Republika Macedonii”, pod którą ze względu na greckie opory kraj ten był znany od lat 90.
Gdy po rozpadzie Jugosławii powstawała niepodległa Macedonia, Grecy obawiali się, że budowa jej tożsamości narodowej na starożytnej Macedonii to wstęp do pretensji terytorialnych. Skopje – sądziły Ateny – dzisiaj stawia pomniki Aleksandrowi Wielkiemu, a jutro może zażądać dostępu do Morza Egejskiego i oddania Salonik. Grekom udało się w 1995 r. zmusić Macedonię do ustępstw. Słowiański kraj zmodyfikował flagę, by wejść do OBWE, ONZ czy Rady Europy pod niekojarzącym się z niczym, traktowanym jako upokarzający, skrótem FYROM.
Dla obu stron sporu było to jednak rozwiązanie tymczasowe, na dłuższą metę nie do utrzymania. Aby zmusić mniejszego sąsiada do dalszych ustępstw, Grecy zablokowali jego rozmowy akcesyjne z NATO i UE. Stało się jasne, że perspektywy integracji euroatlantyckiej oddalą się w nieskończoność bez ostatecznego rozwiązania sprawy. Okno możliwości otworzyło się, gdy władzę w obu krajach przejęła lewica, mniej skłonna do odwoływania się do starożytnych tradycji. W 2015 r. wybory w Grecji wygrał Tsipras z Koalicji Radykalnej Lewicy. Dwa lata później premierem został Zaew, lider Socjaldemokratycznej Unii Macedonii.
Rozmowy przyspieszyły kilka miesięcy temu. Macedońskie władze w geście dobrej woli odebrały lotnisku w Skopje nazwę Aleksandra Wielkiego i zapowiedziały demontaż niektórych drażniących greckie oczy pomników, które wyrosły w stolicy podczas rządów nacjonalistycznej Macedońskiej Wewnętrznej Organizacji Rewolucyjnej – Demokratycznej Partii Macedońskiej Jedności Narodowej (WMRO-DPMNE). Grecy zaś zaakceptowali opcję, w której do nazwy Macedonia zostanie dodany doprecyzowujący ją przymiotnik.
Ostateczne porozumienie osiągnięto we wtorek wieczorem. Kraj będzie znany jako Republika Macedonii Północnej, ale już język macedoński zachowa swoją dotychczasową nazwę. Plan zakłada, że wkrótce po parlamentarnej ratyfikacji porozumienia Grecja odblokuje rozmowy akcesyjne z NATO i UE (Macedonia może stać się członkiem Sojuszu za kilkanaście miesięcy, a na UE w optymistycznym scenariuszu przyjdzie poczekać co najmniej do połowy kolejnej dekady). Jesienią zaś ma się odbyć referendum w sprawie nazwy kraju, które przy pozytywnym wyniku umożliwi zapisanie zmian w konstytucji.
Kalendarz implementacji zawiera jednak także rafy. W obu krajach istnieje silna opozycja. WMRO-DPMNE, wspierana przez prezydenta Dźorgego Iwanowa, nie chce słyszeć o ustępstwach. „Kto dał ci prawo negocjować moje imię i tożsamość? Nasze imię to Macedonia!” – głoszą plakaty na ulicach macedońskich miast. W Grecji przeciwny jest nawet koalicjant Tsiprasa, Niezależni Grecy ministra obrony Panosa Kamenosa, przez co premier będzie musiał szukać poparcia w ławach opozycji. Jego partii do większości brakuje sześciu posłów. Przeciwnicy porozumienia pokazali swoją siłę, wyprowadzając wiosną na ulice dziesiątki tysięcy ludzi.
Układ chce też storpedować Rosja, która stara się przeciwdziałać natowskim ambicjom każdego państwa. Skoro tuż przed decydującym głosowaniem w czarnogórskim parlamencie, które otwierało Podgoricy drzwi do Sojuszu, Moskwa próbowała zorganizować w tym kraju zamach stanu, także Skopje musi się liczyć z podobnym ryzykiem. WMRO-DPMNE wspiera też premier Węgier Viktor Orbán, który nagrał oświadczenie chwalące „mądrych i odważnych liderów”, którzy „nie ugną się pod presją zagranicznych potęg”. – Orbán po raz kolejny podkopuje porozumienie, które służy i Grecji, i Skopje, a zarazem działa na rzecz stabilizacji regionu Bałkanów – mówił portalowi Euractiv.com bliski Tsiprasowi wiceszef europarlamentu Dimitrios Papadimulis.