80 proc. z rekordowej kwoty 13 mld dol. wydano na inwestycje w infrastrukturę, do której w następnych latach trzeba będzie dokładać.
Mistrzostwa świata w piłce nożnej to zdecydowanie najdroższa impreza sportowa na świecie. Według szacunków będzie kosztować nieco ponad 13 mld dol., z czego ponad 70 proc. wyda rosyjski podatnik. Resztę wyłożą prywatni inwestorzy i sponsorzy. Dla porównania: Brazylia w 2014 r. wydała niecałe 12 mld dol., Afryka Południowa w 2010 r. niecałe 4 mld dol., a Niemcy cztery lata wcześniej ok. 3 mld. Jest to po części związane z tym, że w tym ostatnim kraju inwestycje w infrastrukturę nie musiały być tak duże – po prostu potrzebne obiekty już tam były.
Jak podają analitycy banku Nordea, 30 proc. tej kwoty (ponad 4 mld dol.) zostało w Rosji przeznaczone na budowę infrastruktury sportowej, 50 proc. (6,8 mld) na poprawę infrastruktury transportowej, a pozostałe 20 proc. na inne cele. O ile nowe stadiony w Niżnym Nowogrodzie czy Sarańsku może być trudno regularnie zapełniać publicznością, to już modernizacje lotnisk w Moskwie odczuje na pewno znaczna liczba Rosjan. I nie tylko. Według analizy banku, w związku z napływem turystów konsumpcja wewnętrzna w tym roku zwiększy się o 2,5–4 mld dol., a dzięki mistrzostwom produkt krajowy objętej sankcjami Rosji urośnie o dodatkowe 0,15–0,25 proc. Tak więc trudno w tym wypadku mówić o dobrej inwestycji.
Przy okazji dużych imprez sportowych wspomina się o efekcie barcelońskim, czyli radykalnym zwiększeniu liczby turystów odwiedzających dane miejsce w kolejnych latach po imprezie. Ale w przypadku ostatnich sześciu gospodarzy mistrzostw świata w piłce nożnej tylko Korea i Japonia w dwa lata po imprezie odnotowały wzrost większy niż 10 proc. Jednak i tak trudno sądzić, że wynikał tylko z tego, że wcześniej te kraje gościły najlepszych piłkarzy globu. Z kolei jest mnóstwo przykładów obiektów, które zostały zbudowane na wielkie imprezy sportowe, a już w kilka lat później były w ruinie (przykładem choćby areny sportowe w Grecji czy Brazylii). Z czasem trzeba było do nich regularnie dokładać. Na piłkarskie Euro w Portugalii w 2004 r. zbudowano piękny stadion w mieście Aveiro. Dziś nie gra na nim regularnie żadna drużyna, a jak podało BBC każdy z 80 tys. mieszkańców (również dzieci i emerytów) co roku dorzuca do utrzymania tej areny 32 euro.
Przy okazji każdych mistrzostw dużą kwotę wykładają sponsorzy, którzy dzieleni są na różne kategorie. Ci, którzy wykładają najwięcej, mają miano oficjalnych partnerów. Siedmiu potentatów to Adidas, Coca-Cola, Visa, Hundai, Qatar Airways, Gazprom i chińska Wanda Group. Potem są sponsorzy (m.in. McDonald’s czy Budweiser), a później partnerzy regionalni, czyli w tym wypadku rosyjskie przedsiębiorstwa powiązane z władzą (np. Alfabank czy Rostelecom). Co ciekawe, miejsc dla tych ostatnich było aż 20, ale w związku ze skandalami korupcyjnymi i mocno zszarganą reputacją FIFA chęć największych korporacji na angażowanie się w futbol mocno spadła.
Oczywiście globalni gracze wykładają te pieniądze w celu kreowania marki, i jeśli to robią, zapewne im się opłaca. Ale ważnym czynnikiem jest też to, że na stadionach i wokół nich sprzedawać wolno tylko produkty danych korporacji. I tak fani w Rosji wokół stadionów pić będą mogli tylko budweisery i coca-colę, a już nie np. heinekena czy pepsi. Czasem dochodzi do spektakularnych akcji konkurentów. I tak np. podczas Euro w Polsce piłkarz Nicklas Bendtner w oficjalnym meczu podniósł koszulkę i pokazał logo zakładów bukmacherskich na elastycznej gumce od swoich… majtek. Poza karą w wysokości 100 tys. dol. został także zawieszony. FIFA stara się dbać o swoich partnerów.
Mimo problemów z reputacją Światowa Organizacja Piłkarska na mistrzostwach na pewno zarobi. W ubiegłym roku miała ponad 700 mln dol. przychodów, a jej budżet planowany w cyklu czteroletnim zamknięty zostanie w 2018 r. Przychody za lata 2015–2018 będą oscylować wokół 6 mld dol. W raporcie finansowym za rok 2017 r. można przeczytać, że w tym roku oczekiwane jest przekroczenie planowanych wpływów.