Na szczycie G7 stało się jasne, że za sprawą głuchego na argumenty Donalda Trumpa USA zrezygnowały z globalnej roli przywódczej i gorzej traktują swych sojuszników niż wrogów, zaś G7 przemieniła się w G6 - ocenia niemiecka prasa w poniedziałek.

Po doświadczeniach ze szczytu w Kanadzie i atakach Trumpa przywódcy Niemiec, Wielkiej Brytanii, Francji i Japonii muszą pokazać, czy słowa prezydenta USA traktują jako "racjonalny przyczynek do dyskusji czy wypowiedzenie wojny". "Co należy sądzić o wypowiedzi, że jeśli partnerzy (USA) się nie podporządkują, wstrzymanie zostanie z nimi handel?" - pyta "Frankfurter Allgemeine Zeitung".

Jednak Trump pozostał głuchy na argumenty o powiązaniu gospodarek Ameryki Północnej, "dla niego liczą się tylko nadwyżki handlowe (...)" - ocenia. "Postawił na eskalację, od której nie pozwoli odwieść się analizami zamawianymi w dobrej wierze przez Europejczyków, które mają zbadać, czy europejski eksport do USA rzeczywiście zagraża bezpieczeństwu tego kraju. W ten sposób przydaje się niezasłużonej wiarygodności bezpodstawnemu argumentowi (Trumpa za wprowadzeniem nowych ceł - PAP)" - dodaje "FAZ".

"Die Welt" ocenia, że "jedyną grupą, która może powstrzymać (Trumpa), nie jest G7 ani nawet G20, lecz amerykańscy wyborcy". "Dopiero gdy oni zdenerwują się, bo podrożeje cola w aluminiowej puszce czy niemieckie mercedesy, Trump zmieni swoje zachowanie" - wskazuje.

"Fiasko szczytu G7 w Quebecu pokazuje, że Trump żywi większą urazę do swoich przyjaciół niż wrogów. To nie pomyłka, to dopiero początek nowej ery - ery bez amerykańskiego przywództwa" - pisze dziennik w osobnym artykule. Podkreśla, że jeszcze nigdy nie zdarzyło się, by USA najpierw uzgodniły deklarację na koniec szczytu, a potem wycofały się z niej jednym tweetem.

"Die Welt" przypomina też wpis republikańskiego senatora Johna McCaina na Twitterze wyrażający solidarność z Zachodem. "To godne pochwały, że wśród amerykańskich konserwatystów są jeszcze uczciwi zwolennicy więzi transatlantyckich, a Kongres USA mógłby ograniczać politykę handlową Trumpa. Jednak dotychczas wśród Republikanów (...) odzywały się tylko pojedyncze głosy za okiełznaniem Trumpa. Dla pozostałych ważniejsza jest wygrana w (...) wyborach (...)" - ocenia dziennik.

Trump łączy w sobie "szokującą ignorancję z równie szokującą wrogością wobec sojuszników USA i zachodniego porządku wartości". "Nieważne, czy chodzi o Brexit, populistów w Europie Wschodniej i Włoszech czy totalny rozpad na szczycie władzy wiodącej potęgi Zachodu; obecnie odnosi się wrażenie, że Zachód nacisnął czerwony guzik powodujący jego destrukcję. Nie potrzebujemy już Rosji i Chin (...), sami o wiele skuteczniej doprowadzamy do własnego upadku" - zaznacza "Die Welt".

W ocenie "Sueddeutsche Zeitung" "realne jest zagrożenie, że powróci zimna wojna". "Kapitalizm nie spełnił wszystkich obietnic, rośnie liczba niezadowolonych, a z nią wątpliwości w samym systemie. Wszędzie rosną w siłę populiści. Rosja rzuca Zachodowi wyzwanie polityczne, a Chiny - gospodarcze. Doroczny szczyt wiodących zachodnich gospodarek zakończył się spektakularnym fiaskiem (...), a z G7 w rzeczywistości została G6" - zauważa.

"SZ" podkreśla jednak, że błędem byłoby ustąpienie wobec żądań Trumpa. "W tej sytuacji można albo ulec rozpaczy, albo zewrzeć szyki i rozejrzeć się za prawdziwymi sojusznikami. Dla Niemiec w grę wchodzi tylko Europa" - wskazuje.

"W tej historycznej chwili kanclerz (Niemiec Angela Merkel) nie może się wahać. Na wzór Helmuta Kohla powinna stanąć u boku Francji. Nastał najwyższy czas na jeden wielki gest i wiele mniejszych zbliżających kroków. (...) Merkel i (francuski prezydent Emmanuel) Macron muszą natychmiast i z wielką symboliką rozpocząć nową inicjatywę na rzecz odnowy Unii Europejskiej" - pisze "SZ".

Według "Tagesspiegla" szczyt G7 nie oznacza "końca Zachodu", lecz "nowy podział ról", w którym "Europa musi przyjąć na siebie większą odpowiedzialność" oraz reagować na Trumpa "spokojnie, lecz stanowczo". "Nie chodzi tu o poszukiwanie nowego przywódczy czy przywódczyni wolnego świata. (...) Potrzebna jest gotowość do zaangażowania, kompromisu i dzielenia się władzą. Solidarna, znów pewna siebie Europa będzie skuteczniejsza w kontaktach z prezydentem USA, który przewagi szuka głównie w dwustronnych porozumieniach" - zaznacza "Tagesspiegel".