Problem ze szczytem w Singapurze polega na tym, że trudno sobie wyobrazić jego sukces – mówi DGP Nicolas Levi.

Dlaczego Kim Dzong Un zdecydował się na spotkanie z Donaldem Trumpem, mimo że ten domaga się od niego rezygnacji z broni jądrowej?

Obaj mają odmienne cele. Kim Dzong Un szuka legitymizacji na arenie międzynarodowej, stąd jego spotkania z różnymi przywódcami. Co ważne, nie tylko zaprasza, ale też zaczął podróżować. Był już w Chinach, szczyt będzie w Singapurze, być może zobaczymy go w Moskwie. Chce być traktowany jak otwarty przywódca, a propaganda próbuje poprawić jego wizerunek, aby świat zapomniał, że jest on odpowiedzialny za groźby nuklearne. Niestety, wydaje się, że media to połknęły i pokazują już Kim Dzong Una jako przywódcę, z którym można rozmawiać.

Tymczasem historia dowodzi, że jakiekolwiek rozmowy z północnokoreańskimi przywódcami do niczego nie prowadzą, bo wszelkie ustalenia w postaci zamrożenia programu jądrowego były po paru latach łamane i Korea Północna wznawiała zbrojenia. Drugi cel to zniesienie sankcji gospodarczych, które coraz mocniej odbijają się na gospodarce i potencjalnie zagrażają przywództwu Kima. Ale to nie jest tak, że wyłącznie sankcje skłoniły Kima do rozmów. Ofensywa dyplomatyczna zaczęła się po sukcesie ostatnich prób jądrowych, co daje mu lepszą pozycję przetargową, a poza tym chce wykorzystać bardziej przychylny klimat w Korei Południowej po przejęciu władzy przez Moon Jae-ina.
A jakie są cele Trumpa?
Jego nadrzędnym celem jest to, by to Stany Zjednoczone, a nie Chiny były kluczowym mocarstwem w załatwianiu spraw w Azji Wschodniej, czyli zajęcie miejsca Xi Jinpinga w regionie. Traktuje on Koreę Północną instrumentalnie, o czym świadczy też to, że Stany Zjednoczone gotowe są zerwać rozmowy, jak stało się to dwa tygodnie temu. Drugim powodem dla Trumpa jest to, by mając bardzo dobrą passę gospodarczą, osiągnąć teraz jakiś polityczny sukces na arenie międzynarodowej, czy to w Korei Północnej, czy w Wenezueli, bo o tym też zaczyna mówić.
Do jakiego stopnia możliwe jest pogodzenie ich celów? Amerykanie chcą, aby Korea Północna nie tylko zrezygnowała z broni jądrowej, ale mówią, że najpierw musi się rozbroić, by można było zacząć znosić sankcje.
Korea Północna nie zrezygnuje z broni jądrowej. To niemożliwe. Oni pamiętają, co się stało w Libii, pamiętają amerykańskie interwencje w Iraku i Jugosławii, widzą, że zachodnie gwarancje bezpieczeństwa dla Ukrainy po rezygnacji przez nią z broni jądrowej nie uratowały jej przed Rosją. Dlatego prawdopodobnie rozmowy do niczego nie doprowadzą. Ale dla Kim Dzong Una już samo spotkanie będzie sukcesem, ponieważ władze północnokoreańskie zawsze – czy to było za Kim Ir Sena, czy za Kim Dzong Ila – chciały się spotkać z amerykańskim prezydentem, by uwiarygodnić pozycję kraju na arenie międzynarodowej. Teraz wszystko wskazuje, że to się uda.
Jeśli szczyt nie doprowadzi do choćby minimalnego zbliżenia stanowisk, zostanie uznany za porażkę. W jakich dziedzinach jest szansa na porozumienie i jak mogłoby ono wyglądać?
Trzeba patrzeć przede wszystkim na to, jaki jest cel Korei Północnej. Ona nie liczy na to, że w zamian za rezygnację z broni atomowej dostanie amerykańskie gwarancje bezpieczeństwa, chociażby z tego powodu, że Donald Trump jest nieobliczalnym przywódcą. Dla niej ważne jest złagodzenie sankcji, ponieważ prowadzą one do kryzysu gospodarczego. Firmy prywatne jakoś dają sobie radę, bo przemycają towary z Chin i sprzedają na rynku wewnętrznym. Ale problemem jest brak dostępu do surowców, takich jak ropa naftowa, a także brak możliwości eksportu towarów północnokoreańskich. Ten problem jest szczególnie ważny dla armii, bo to ona w dużej mierze kontroluje gospodarkę. Jeśli z powodu sankcji wojsko będzie ponosiło straty gospodarcze, można sobie wyobrazić, że dowództwo będzie próbowało doprowadzić do upadku Kim Dzong Una. Gospodarka północnokoreańska ma przed sobą pół roku, maksimum rok, funkcjonowania i później nie wiemy, co się stanie dalej. I to jest też ryzyko dla świata.
Jeśli całkowita rezygnacja z broni jądrowej nie wchodzi w grę, co Kim może zaproponować w zamian?
Korea Północna zaprzestała już prób z rakietami balistycznymi i zamknęła ośrodek testów nuklearnych Punggye-ri, choć w przypadku tego drugiego nie jest to potwierdzone przez międzynarodowych ekspertów. Poza tym tak naprawdę już tego ośrodka nie potrzebują. Na pewno może zaproponować wypuszczenie wszystkich obywateli amerykańskich, którzy są wciąż przetrzymywani na jej terenie, może też wypuścić wszystkich obywateli Korei Południowej. Może otworzyć swoją gospodarkę dla niektórych firm amerykańskich, ale to jest sprzeczne z ideologią państwową Korei Północnej. Poza tym jej rynek liczy tylko ok. 25 mln osób, więc nie ma dużego znaczenia dla Amerykanów. Nie ma więc szerokiego pola manewru. Z drugiej strony, jeśli Stany Zjednoczone nic nie zaoferują, Korea Północna może znów wystrzelić rakiety albo użyć gdzieś broni biologicznej.