Konserwatyści wygrali czwartkowe wybory do parlamentu w Ontario, najludniejszej prowincji Kanady, wytwarzającej 40 proc. kanadyjskiego PKB. Po raz pierwszy od 15 lat rządu nie stworzy tam partia liberalna.

Nowym premierem Ontario będzie Doug Ford. Kiedy na podstawie napływających wyników – głosy były zliczane elektronicznie – stało się jasne, że konserwatyści (Progressive Conservative Party of Ontario – PC) mają ponad 63 mandaty, czyli większość w liczącym 124 deputowanych parlamencie prowincji, Ford powiedział, że będzie dbał o kieszenie podatników i zapewnił, że „Ontario jest otwarte dla biznesu”.

Miejsce drugie i rolę tzw. oficjalnej opozycji zapewnili sobie znajdujący się po lewej stronie politycznego spektrum Nowi Demokraci (New Democratic Party, NDP), których liderem jest Andrea Horvath. Po raz pierwszy w historii do parlamentu Ontario wszedł przedstawiciel Partii Zielonych - jej lider Mike Schreiner.

Liberalna Partia Ontario uzyskała zaledwie kilka miejsc. Jej przewodnicząca, dotychczasowa premier prowincji Kathleen Wynne ustąpiła ze stanowiska, mówiąc, że w ugrupowaniu do głosu musi dojść nowe pokolenie.

Uprawnionych do głosowania było 10,2 mln osób. W Ontario istnieje możliwość wcześniejszego głosowania i frekwencja w tej części wyborów (od 26 maja do 1 czerwca) była w tym roku rekordowa – zagłosowało prawie 769 tys. osób, o 18,8 proc. więcej niż cztery lata temu.

Kampania obfitowała w niespodzianki. Początkowo najlepiej wyglądały szanse konserwatystów Forda, który na czele PC stanął zaledwie trzy miesiące temu zastępując Patricka Browna, oskarżonego o molestowanie seksualne. Jednak po kilku tygodniach kampanii szybko wzrosło poparcie dla socjaldemokratów z NDP i ostatnie kilkanaście dni w badaniach preferencji wyborczych NDP i PC miały poparcie na zbliżonym poziomie, z nieznacznymi wahaniami.

Drugim zaskoczeniem było posunięcie Wynne, która na tydzień przed wyborami zapowiedziała, że przestanie być premierem. Komentatorzy ocenili jej wypowiedź jako próbę ocalenia choć kilku miejsc w parlamencie dla liberałów. Mieszkańcy Ontario mieli im za złe m.in. wysokie ceny energii elektrycznej.

Trzecią sensacją, która wybuchła zaledwie kilka dni przed wyborami, była informacja, że Renata Ford, wdowa po zmarłym w 2016 roku byłym burmistrzu Toronto Robie Fordzie – którego bratem jest obecny lider konserwatystów – złożyła pozew do sądu przeciwko Dougowi Fordowi. Pozew opiewa na 16,5 mln dolarów, a Renata Ford zarzuca szwagrowi m.in., że nie otrzymała pieniędzy ze spadku po mężu, a także że nie ma rozliczenia spadku, a ona sama ma zastrzeżenia do zarządzania firmą należącą do rodziny Fordów – wyliczał we wtorkowym artykule dziennik „The Star”. Doug Ford odpierał zarzuty wdowy.

Problemy rodzinne Fordów nie wpłynęły jednak na poparcie wyborców. Mieszkańców Ontario nie zraziły też wcześniejsze skandale – takie jak ujawnione obietnice Douga Forda w sprawie przekazania deweloperom dużych zielonych obszarów wokół Toronto czy zarzuty, że kandydaci jego partii mogli wykorzystać skradzione dane dla własnej korzyści. Nie przeszkadzał im też długotrwały brak programu wyborczego ani luki w jego finansowej części, gdy program wreszcie opublikowano.

O wyborcach wspierających dawniej Roba Forda, a obecnie jego brata, mówi się w Kanadzie „Ford Nation”, czyli lud Forda. To wyborcy o populistycznych poglądach, głosujący na partię konserwatywną. Komentatorzy przypominali o chaosie w Toronto, gdy burmistrzem był brat przyszłego premiera, i o niewyjaśnionych związkach braci Fordów ze środowiskiem handlarzy narkotyków, opisanych w 2013 roku przez dziennik „The Globe and Mail”.

Pierwsze powyborcze komentarze na swojej stronie internetowej „The Globe and Mail” zatytułował „Uwaga, Ontario, spodziewajcie się dzikiej jazdy pod rządami Douga Forda” i „Ontario wybrało lidera bez planu”. „The Star” w komentarzu redakcyjnym podkreśla, że choć ponad 40 proc. wyborców poparło konserwatystów, to 58 proc. poparło partie o bardziej progresywnym programie, a rzeczywistość szybko zacznie „dokuczać” nowemu rządowi. „Nie będziemy zdziwieni, jeśli (konserwatyści) sięgną po najstarszy z możliwych trików i oznajmią, że (niespodzianka!) sytuacja finansowa (prowincji) jest gorsza, niż sądzili, i w związku z tym oczywiście nie mogą spełnić wszystkich obietnic z kampanii” - przewidywał dziennik.