Ponad trzydziestokilometrową trasę od Pohorzelic, gdzie w 1945 r. znajdował się obóz zbiorczy dla wysiedlanych z Czechosłowacji Niemców do centrum Brna pokonało w sobotę kilkaset osób. W mieście przeciwko marszowi protestowali członkowie lewicowych organizacji.

Około 250 osób wyruszyło pieszo w ponad trzydziestokilometrową drogę z Pohorzelic do Brna. Później dołączali do nich kolejni uczestnicy. Wspominano ofiary „marszu śmierci”, w którym szło w maju 1945 r. około 20 tys. Niemców zmuszonych do opuszczenia Czechosłowacji. Według części historyków mogło zginąć wówczas ok. 1,7 tys. osób.

Jak podkreśliła jednak agencja CTK podawane przez ekspertów dane bardzo się różnią.

Według agencji w “marszu pojednania” do centrum Brna doszło około 400 osób. Marsz rozpoczął się modlitwą pod krzyżem w miejscu zbiorczego obozu, do którego trafiali Niemcy kierowani następnie do Austrii. Ponad trzydziestokilometrowa trasa prowadziła przez Ledce, Rajhrad i Modrzice do Placu Mendla w centrum Brna.

Marsze pojednania zostały zainagurowane w 2006 roku przez grupę studentów, którzy chcieli upamiętnić wygnanych z Czechosłowacji Niemców sudeckich.

Celem tej inicjatywy – jak informuje CTK - było przypomnienie wydarzeń z 1945 r i wpisanie ich na mapę pamięci mieszkańców Brna. „Od 2015 r. marsz idzie w odwrotnym kierunku, czyli z Pohorzelic do Brna, co ma być symbolem pojednania” - powiedział agencji jeden z organizatorów akcji i uczestnik wszystkich marszów Jaroslav Ostrczilik. Znany działacz społeczny w Brnie organizował także spotkania żydowskich rodzin, które ocalały z Holokaustu.

Chętni mogli do marszu przyłączyć się w każdej chwili. Organizatorzy przygotowali autobusy, które dojeżdżały do poszczególnych etapów marszu. Podczas pokonywania ostatniego etapu jego uczestnicy musieli minąć grupę protestujących. Rozlegały się gwizdy i skandowano hasło “Wracajcie do Rzeszy !”.

Marsz zakończyły wystąpienia kilku mówców. Burmistrz Brna Petr Vokrzal przypomniał, że w tym roku obchodzona jest 100 rocznica powstania Republiki Czechosłowackiej. „W tym czasie uzyskaliśmy wolność, niezależność, ale wiele straciliśmy. Straciliśmy naszych żydowskich współobywateli, mówiących po niemiecku mieszkańców Brna, a w czasach komunizmu intelektualistów. Dlatego świadectwo pojednania jest tak ważne właśnie teraz, gdy w dzisiejszej Europie gra się strachem i najróżniejszymi obawami” – mówił Vokrzal.

Przywódca Ziomkostwa Sudetoniemieckiego Bernd Posselt powiedział, że Czechów i Niemców w przeszłości rozdzieliła ludzka głupota. „Wspólnie stworzyliśmy kwitnące kulturalne centrum Europy. Wszystko to zniszczył narodowy socjalizm ze swoimi zbrodniami, nazizm i Holokaust. Nacjonalizm w obu narodach. Musimy to dzisiaj pokonać” – mówił Posselt.

Mający rodzinne powiązania z Sudetami Posselt jest bawarskim politykiem i byłym posłem do Parlamentu Europejskiego. Obecnie przewodzi Ziomkostwu Niemców Sudeckich. W 2015 roku doprowadził do wykreślenie ze statutu organizacji postulatu o zwrocie utraconych przez Niemców majątków. 18 maja podczas Dnia Niemców Sudeckich Posselt mówił, że ma nadzieję na dalsze pojednanie czesko – niemieckie i na zorganizowanie w przyszłości Dnia Niemców Sudeckich na terenie Czech. Taką ewentualność wykluczył jednak premier Andrej Babisz.

W końcowej fazie II wojny światowej z terenów Czechosłowacji wygnano lub przymusowo wysiedlono trzy miliony Niemców sudeckich, którzy przed włączeniem w 1938 r. zamieszkanych przez nich terenów do Rzeszy byli obywatelami Czechosłowacji. Według czesko – niemieckiej komisji historyków zginęło wówczas od 15 do 30 tys. Niemców.

W niedzielę ma odbyć się uroczystość wspomnieniowa ofiar nazistowskiego więzienia w centrum Brna, w którym wykonywano egzekucje. W uroczystości mają uczestniczyć Czesi i obywatele Niemiec.