Protestujący opuścili parlament z poczuciem krzywdy. Rząd przekonuje, że więcej dać nie może. Niepełnosprawni jednak sporo zyskali, a władza sporo straciła.
– Po 40 dniach walki o godne życie naszych dzieci, po 40 dniach ciągłych upokorzeń ze strony rządu zawieszamy protest. Ten rząd nie jest gotowy do dialogu z nami – mówiła Iwona Hartwich, jedna z liderek protestu, wczoraj po wyjściu z Sejmu.
Zdaniem ekspertów rząd, owszem, wygrał, ale ze słabszym przeciwnikiem, stosując czasem ciosy poniżej pasa.
– Spacyfikował protest i pokazał, że może to zrobić. To znak polityczny: użyjemy wszystkich sposobów, żeby postawić na swoim. Mógł to rozwiązać inaczej – ocenił dr Paweł Kubicki, ekspert ds. osób niepełnosprawnych z Szkoły Głównej Handlowej.
Natomiast PR-owo rząd przegrał tę walkę, bo choć udało mu się doprowadzić do wyjścia protestujących z Sejmu i zrealizować część obietnic, to – w odczuciu wielu obserwatorów tego konfliktu – władza straciła twarz formacji wrażliwej na problemy społeczne. Zdaniem dr Małgorzaty Gałązki-Sobotki z Uczelni Łazarskiego, ukazała się niemoc państwa, żeby stawiać czoła takim sytuacjom. – Można dyskutować o zasadności żądań i form wsparcia, ale rozmowy powinny być prowadzone do skutku, powinien być powołany np. mediator – stwierdziła Sobotka.
Szczególnie dramatycznie przebiegała końcówka protestu. Osobom przebywającym w Sejmie utrudniano korzystanie z sejmowych łazienek, nie wypuszczano na spacery, wyłączono windy, zakazano przyjmowania odwiedzin, a także odgrodzono kotarami od uczestników zgromadzenia parlamentarnego NATO, które odbywało się w Sejmie.
– Po tym jak zostaliśmy potraktowani przez marszałka Kuchcińskiego, obawialiśmy się o życie własne i naszych dzieci – tłumaczyła wczoraj Iwona Hartwich. Te obrazy zostaną w ocenie ekspertów zapamiętane i na pewno nie przysłużą się wizerunkowi rządu.
Jaki jest bilans tych 40 dni? – Istotne są trzy elementy – wylicza Paweł Kubicki. Pierwszy to realizacja postulatów. Tutaj wynik jest jeden do jednego. Rząd spełnił połowę postulatów protestujących, bo podniósł rentę socjalną. Nie dał jednak dodatku na życie, o który prosili niepełnosprawni, za to wprowadził kilka własnych rozwiązań, m.in. łatwiejszy dostęp do rehabilitacji oraz wyrobów medycznych, takich jak wózki czy pieluchy. Drugi element to nagłośnienie problemów osób niepełnosprawnych, co sprawi, że politycy nie zdołają łatwo uciec od tego tematu.
– Udało się go wprowadzić do debaty publicznej i to w pogłębiony sposób – uważa Paweł Kubicki. Podobnie sądzi dr Agnieszka Dudzińska z Instytutu Nauk Politycznych PAN. W jej ocenie jednym z pozytywów, które zawdzięczamy protestującym, jest to, że w każdej stacji telewizyjnej politycy są pytani o rozwiązania dla osób niepełnosprawnych. „Muszą się wreszcie trochę orientować” – napisała ekspertka na Twitterze.
I wreszcie trzeci element, którego jeszcze się nie da podsumować – reforma systemu. – Zamknąć bilans będzie można za parę miesięcy, kiedy okaże się, jak szybko zostaną przygotowane i wprowadzone obiecane zmiany dla osób niepełnosprawnych – stwierdził Kubicki.
Wśród nich jest reforma orzecznictwa. Rząd od samego początku twierdził, że wprowadzanie nowych świadczeń pieniężnych jest niemożliwe. Od 2014 r. na wykonanie czeka wyrok Trybunału Konstytucyjnego w sprawie wsparcia dla opiekunów osób, których niepełnosprawność powstała w dorosłym życiu. Ale jego realizacja, jak podkreśla rząd, będzie możliwa dopiero po uporządkowaniu przepisów związanych z orzekaniem o niepełnosprawności. Zamiast kilku odrębnych systemów ma funkcjonować jeden, mający dodatkowo służyć określaniu poziomu niesamodzielności. Przygotowaniem tej reformy zajmuje się specjalny zespół, którym kieruje prof. Gertruda Uścińska, prezes ZUS. Efekty jego prac mają być znane do końca czerwca.
A jakie skutki ten protest przyniesie dla sceny politycznej? Doktor Rafał Chwedoruk z Uniwersytetu Warszawskiego uważa, że opozycja mogła na proteście zyskać, ale w sposób pośredni. – Elektorat Platformy czy Nowoczesnej jest niechętny wydatkom socjalnym – tłumaczył wczoraj politolog. To powód, dla którego te partie nie mogły aktywnie i oficjalnie poprzeć protestu. Natomiast – jak zauważa Chwedoruk – zyskały dlatego, że przeciw PiS stanęła najsłabsza społecznie grupa, która jest ich symbolicznym wyborcą. Protest ma też negatywny wymiar polityczny dla partii rządzącej. Mateusz Morawiecki miał poszerzyć grupę wyborców o ten bardziej liberalny elektorat. Protest nie przybliżył PiS do tego celu, bo premier musiał pokazać, że nadal ma socjalną twarz, choć nie do końca się to udało.
W niedzielę po południu do zawieszenia protestu odniosła się Joanna Kopcińska, rzecznik rządu, przypominając, co już zostało zrobione dla środowiska osób niepełnosprawnych i że trwają prace w sprawie wprowadzenia daniny solidarnościowej. Stwierdziła, że rząd cały czas prowadzi dialog i zaprosiła osoby uczestniczące w proteście na spotkanie, które ma się odbyć w czerwcu.