Macron niczym Kubuś Fatalista nie godzi się na zło świata i wierzy w zwycięstwo dobra. Jednak – podobnie jak bohater Denisa Diderota – wybiera się w swoją podróż co najwyżej z ciekawą dykteryjką. Bez kija i marchewki.

Dzisiejszy wyjazd Emmanuela Macrona na spotkanie z Władimirem Putinem w Sankt Petersburgu przypada rok po zaprzysiężeniu lidera En Marche! na prezydenta. Młody polityk nie ukrywał wielkich ambicji w sprawach międzynarodowych. Podczas wystąpienia na ateńskim wzgórzu Pnyks mówił o konieczności stworzenia „nowego ładu światowego”, w którym dyplomacja francuska odrywałaby wiodącą rolę. Na Twitterze wzywał Stany Zjednoczone do tego, by nie wypowiadały porozumienia klimatycznego. „Uczyńmy naszą planetę znowu wielką” – pisał, parafrazując hasło wyborcze Donalda Trumpa, zdobywając sympatię internautów. Waszyngton próbował też namówić do pozostania przy umowie atomowej z Iranem. A Angelę Merkel do reformy Unii Europejskiej według francuskiej wizji. Nieźle wychodziło mu besztanie Polski za to, że bez umiaru korzysta z jednolitego rynku unijnego, i rozgrywanie tzw. nowej Europy, by udowodnić na forum UE tezę, że z czterech unijnych wolności tak naprawdę liczą się tylko dwie – przepływ kapitału i towarów. Najlepiej francuskich aut na środkowoeuropejski rynek. W realnej dyplomacji bilans roku jego rządów jest jednak mizerny. I najlepiej widać to w kontekście wizyty w Rosji.
– Musimy prowadzić szczery dialog z Rosją. Dialog wymagający – mówił przed wyjazdem prezydenta do Sankt Petersburga szef MSZ Francji Jean-Yves Le Drian. Pytanie, co w tym dialogu może zaoferować Putinowi Francja? I czego wymagać? Na Bliskim Wschodzie oba państwa mają krytyczne stanowisko wobec wypowiedzenia umowy atomowej z Iranem. Ale od tego jeszcze daleka droga do przynajmniej minimalnej wspólnoty interesów. Paryż nie wyobraża sobie Syrii z wpływami irańskimi i Baszarem al-Asadem u władzy. Rosja wręcz przeciwnie. Podobne różnice dotyczą Ukrainy. Poza żenującym kontekstem – wizyta w Sankt Petersburgu następuje chwilę po otwarciu rosyjskiego mostu przez Cieśninę Kerczeńską na anektowany Krym – Paryż do zaoferowania ma niewiele, a Putin doskonale o tym wie.
Jeszcze niedawno Macron marzył o „wielkim targu”, który na nowo określi naturę relacji z Rosją. Nad Newą wystąpi jednak co najwyżej jako handlująca czosnkiem przekupa. Polityk, który uwiarygodni ekspansywną politykę Kremla na Ukrainie i na Bliskim Wschodzie w zamian za jakieś drobne koncesje dla francuskich firm biorących udział w organizowanym w tym mieście forum ekonomicznym.
Denis Diderot po swoich podróżach do Rosji pisał o niej jako kolosie na glinianych nogach (to on spopularyzował pojęcie colosse aux pieds d’argile). Dziś w Rosji na glinianych nogach stanie Emmanuel Macron, który ograniczy się do – znów odwołajmy się do Diderota – „chcenia bez uczynków”. To staje się jego spécialité de la Maison w polityce międzynarodowej.