W Wenezueli w niedzielę odbywają się wybory prezydenckie. O reelekcję ubiega się obecny prezydent kraju Nicolas Maduro. Opozycja wzywa do bojkotu głosowania, które uważa za "oszustwo wyborcze".

Oczekuje się, że w wyborach zwycięży Maduro, chociaż 75 proc. Wenezuelczyków nie pochwala jego rządów. Są - jak pisze AFP - zmęczeni brakiem żywności, lekarstw, wody, elektryczności i transportu, w połączeniu z rosnącą niepewnością i kosztami utrzymania.

Głównym kontrkandydatem 55-letniego Maduro jest były prorządowy gubernator stanu Lara (2000-20008) i były wojskowy, 56-letni Henri Falcon, który przeszedł oficjalnie do opozycji. Stoi on na czele ugrupowania Postępowa Awangarda. Kandydują też prawie nieznani wenezuelscy działacze: 48-letni ewangelicki pastor Javier Bertucci oraz dysydenci z obozu rządzącego Reinaldo Quijada, Alejandro Ratti i Francisco Visconti.

Według instytutu Datanalisis Maduro i Falcon mają podobne poparcie, natomiast według ośrodka badania opinii Delphos na pierwszego chce głosować 43 proc. wyborców, a na drugiego - tylko 24 proc. Z kolei Instytut Hinterlaces szacuje, że Maduro wygra wybory, osiągając 52 proc. głosów, w porównaniu z 22 proc. dla Falcona. Bertucci może liczyć na około 20 proc.

Opozycja oskarża głowę państwa o klientelizm i kontrolę społeczną. Założeniem reżimu jest to, aby wzmocnić się dzięki wyborom - mówi analityk Benigno Alarcon - i ustanowić bardziej "kontrolowany", tak jak na Kubie, system polityczny.

Radykalizację rządu w Caracas oprócz opozycji potępiają Stany Zjednoczone, Unia Europejska i grupa Lima - sojusz 14 państw amerykańskich i Karaibów, które odrzucają niedzielne wybory, uznając, że nie są one ani demokratyczne, ani wolne, ani transparentne. (PAP)

ndz/ agz/